Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Popatrzyłam mu w oczy.- Naprawdę?Przytaknął.- A kto to jest?- Nazywała się Carole Comptois.Kiedy testy dentystyczne wykluczyły Goyette, pobraliśmy odciski i to było to.Trzeba było wydać kilka nakazów aresztowania.- Wiek?- Osiemnaście lat.- Jak zginęła?- LaManche właśnie kończy autopsję.- Jacyś podejrzani?- Wielu.- Przez chwilę patrzył mi w twarz, nic nie mówił i wyszedł.Wróciłam do kserowania; robot bez emocji.Ulga, jaką poczułam słysząc, że to nie jest Anna, natychmiast przeistoczyła się w poczucie winy.Na stole na dole leżała dziewczyna.Należało zawiadomić rodzinę.Podnieś pokrywę.Odwróć stronę.Opuść pokrywę.Naciśnij przycisk.Osiemnaście lat.Nie miałam ochoty oglądać sekcji.O wpół do piątej skończyłam kopiowanie i wróciłam do biura.Raporty o dzieciach zostawiłam sekretarce, razem z notatką dla LaManche'a odno­śnie fotokopii.Kiedy wyszłam na korytarz, LaManche i Bergeron pogrążeni w rozmowie stali przed biurem dentysty.Obaj byli zmęczeni i ponurzy.Gdy się zbliżyłam, spojrzeli na mnie bez słowa.- Przykra sprawa?LaManche przytaknął.- Co się jej stało?- Lepiej tu określić, co się nie stało - odezwał się Bergeron.Spojrzałam na jednego i drugiego.Nawet zgarbiony, nasz dentysta mie­rzył ponad metr osiemdziesiąt i chcąc popatrzeć mu w oczy musiałam zadzie­rać głowę.Jego poskręcane w loczki włosy podświetlało fluorescencyjne światło sufitowe.Przypomniało mi się to, co Claudel powiedział o ataku zwie­rzęcia i podejrzewałam, że sobota Bergerona też nie należała do najbardziej udanych.- Wygląda na to, że została powieszona za nadgarstki i bita, a potem za­atakowana przez psy - powiedział LaManche.- Marc twierdzi, że były co najmniej dwa.Bergeron skinął głową.- Jakaś duża rasa.Może owczarek niemiecki albo doberman.Stwierdziliśmy ponad sześćdziesiąt ran kąsanych.- Jezu.- Polewano ją gorącym płynem, prawdopodobnie wodą, kiedy była na­ga.Skóra jest mocno poparzona, ale nic nie można zidentyfikować - konty­nuował LaManche.- Żyła wtedy? - Nie mogłam znieść myśli o jej bólu.- Tak.Umarła w rezultacie wielokrotnych ran kłutych zadanych w brzuch i klatkę piersiową.Chcesz obejrzeć zdjęcia?Pokręciłam odmownie głową.- Znaleźliście jakieś oznaki samoobrony? - Przypomniałam sobie swoją gehennę z napadem.- Nie.- Kiedy umarła?- Prawdopodobnie wczoraj wieczorem.Nie miałam ochoty na szczegółowy opis.- Jeszcze jedno.- LaManche miał oczy pełne smutku.- Była w czwartym miesiącu ciąży.Minęłam ich w pośpiechu i wśliznęłam się do swojego biura.Nie wiem, jak długo tam siedziałam, przesuwając wzrokiem po przedmiotach związanych z moją profesją i nie widząc ich.Owszem, obcując z okrucieństwem i przemocą przez tyle lat zrobiłam się emocjonalnie odporna, ale pewne przy­padki nadal wywoływały wstrząs psychiczny.To, co działo się ostatnio, wyda­wało się najbardziej przerażające ze wszystkich spraw ostatnich lat.A może nie jestem już w stanie znieść więcej ohydy?Nie ja zajmowałam się sprawą Carole Comptois i nigdy jej nawet nie widziałam, ale gdzieś w moim umyśle pojawiały się obrazy, których nie mo­głam opanować.Widziałam ją w ostatnich chwilach jej życia, jej twarz wy­krzywioną bólem i przerażeniem.Czy błagała o życie? Dla swojego nie naro­dzonego dziecka? Jakież potwory chodzą po tym świecie?- A niech to diabli! - powiedziałam do pustego biura.Zgarnęłam papiery do teczki, chwyciłam swoje rzeczy i zatrzasnęłam za sobą drzwi.Bergeron coś powiedział, kiedy przechodziłam obok jego biura, ale się nie zatrzymałam.Jechałam pod mostem Jacquesa Cartiera, gdy nadawano wiadomości o szóstej.Morderstwo Comptois było najważniejszym wydarzeniem dnia.Wyłączyłam radio, powtarzając w myślach to, co powiedziałam w biurze.- A niech to diabli!Kiedy dotarłam do domu, mój gniew nieco osłabł.Czasami trzeba znaleźć ujście dla niektórych emocji.Zadzwoniłam do siostry Julienne i poinformo­wałam, że to jednak nie Anna.Zrobił to już wcześniej Claudel, ale chciałam z kimś porozmawiać.Powiedziałam, że ona się pojawi.Zgodziła się ze mną.Żadna z nas tak naprawdę już w to nie wierzyła.Powiedziałam jej również, że szkielet Elisabeth został spakowany i goto­wy do wysłania, a raport właśnie przepisywany.Ona odparła, że kości zosta­ną odebrane w poniedziałek rano.- Bardzo pani dziękuję, doktor Brennan.Niecierpliwie tu wszyscy cze­kamy na pani raport.Nic nie odpowiedziałam.Nie miałam pojęcia, jaka będzie ich reakcja na to, co napisałam.Przebrałam się w dżinsy i przygotowałam obiad, nie pozwalając sobie na myślenie o tym, co zdarzyło się Carole Comptois.Harry wróciła o wpół do ósmej i zjadłyśmy, rozmawiając tylko o makaronie i cukinii.Wydawała się zmęczona i nieobecna, bez słowa przyjęła moją wersję upadku na twarz na oblodzonym chodniku.Wypadki dnia kompletnie mnie wyczerpały.Nie pyta­łam o poprzedni wieczór ani o seminarium, a ona nic nie mówiła.Obie nie miałyśmy ochoty ani na słuchanie, ani na rozmowę.Po obiedzie Harry zajęła się materiałami z warsztatów, a ja znowu zabra­łam się za dzienniki.Mój raport dla sióstr był skończony, ale chciałam się je­szcze czegoś dowiedzieć.Wersja ksero nie była wcale lepsza niż oryginał i, tak jak w piątek, poczułam się tym nieco zniechęcona.Poza tym Louis-Philippe nie pisał zbyt pasjonująco.Młody lekarz zdawał długie relacje z dni przepracowanych w szpitalu Hotel Dieu.Na czterdziestu stronach kilka razy wspomniał o swojej siostrze.Chyba zależało mu na tym, aby Eugenie nadal śpiewała po ślubie z Alanem Nicolet.Nie podobał mu się jej fryzjer.Niezły był z niego zarozumialec.W niedzielę Harry wyszła, zanim wstałam.Zrobiłam pranie, poćwiczy­łam trochę i popracowałam nad wykładem, który miałam wygłosić na zaję­ciach z ewolucji we wtorek.Późnym popołudniem skończyłam nadrabianie zaległości.Rozpaliłam w kominku, zrobiłam sobie filiżankę herbaty Earl Grey i z książkami i papierami na kanapie zwinęłam się w kłębek.Powróciłam do dziennika Belangera, ale po jakichś dwudziestu stronach przerzuciłam się na książkę opisującą epidemię ospy.W przeciwieństwie do nudnych dzienników, ta była bardzo ciekawa.Czytałam o ulicach, gdzie chodzę codziennie.W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku Montreal i otaczające go wsie zamieszkiwało ponad dwie­ście tysięcy ludzi.Miasto rozciągało się od Sherbrooke Street na północy do portu nad rzeką na południu.Od wschodu granicę stanowiło przemysłowa centrum Hochelaga, a od zachodu ośrodki klasy pracującej Ste-Cunegondel i St-Henri, leżące tuż przy kanale Lachine.Latem zeszłego roku przejechałam całą jego długość na rowerze.Podobnie jak dzisiaj, istniały w mieście napięcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript