[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Byłam zadowolona, że atak ustąpił bez zażycia lekarstwa.Przez resztę dnia, gdy podróżowałam w tę stronę, do stóp Fudżi, czułam się zadziwiająco dobrze.Nawet teraz wypełnia mnie niezwykła siła i energia, i przeraża mnie to.A jeśli dym obrzędu ognia w jakiś sposób mnie uleczył? Ze strachem myślę o tym, co mogłoby to znaczyć dla moich planów, mojego postanowienia.Nie jestem pewna, czy wiedziałabym, jak sobie z tym poradzić.A zatem, Fudżi, Panie Ukrytego Ognia, przybyłam, zdrowa i przestraszona.Spędzę tę noc pod gołym niebem tu niedaleko.Rano ruszę naprzód.Twoja obecność przytłacza mnie z takiej odległości.Cofnę się, by widzieć cię z innej, odleglejszej perspektywy.Zastanawiam się, czy wrzuciłabym sto osiem patyków do twojego świętego pieca, gdybym się kiedyś na ciebie wspięła? Myślę, że nie.Są pewne złudzenia, których nie chcę rozwiewać.8.Widok góry Fudżi z TagonuryWypłynęłam łódką, by odwrócić się i popatrzeć na plażę, na zbocza i na Fudżi.Wciąż jestem rozpromieniona, choroba osłabła.Na razie się z tym pogodziłam.Tymczasem dzień jest jasny, a bryza chłodna.Łódką kołyszą małe śmierci, gdy rybak i jego synowie, którym zapłaciłam, żeby zabrali mnie na morze, sterują nią na moją prośbę tak, by zapewnić mi widok najbardziej zbliżony do tego z drzeworytu.Tak wiele z rodzimej architektury tego kraju przywodzi mi na myśl dzioby statków.Zbieżność kulturowej ewolucji, w której przesłanie jest środkiem przekazu? Morze jest życiem? Czerpiąc środki egzystencji spod fal, zawsze jesteśmy na morzu? Albo: morze jest śmiercią, w każdej chwili grozi nam to, że się podniesie, by zniszczyć nasze ziemie i zażądać naszego życia? A zatem dźwigają to memento mori nawet dachy ponad naszymi głowami i ściany, które je podtrzymują? Albo: jest to znak naszej władzy nad życiem i nad śmiercią?Albo żadna z tych rzeczy.Może się wydawać, iż noszę w sobie silne życzenie śmierci.To nieprawda.Moje pragnienia są dokładnie przeciwne.Może istotnie używam drzeworytów Hokusaia jako rodzaju testu Rorschacha, który umożliwia samopoznanie, ale to raczej fascynacja śmiercią niż pragnienie śmierci ożywia mój umysł.Sądzę, że jest to zrozumiałe u kogoś, kto cierpi na śmiertelną chorobę i ma przed sobą już bardzo mało czasu.Dość tego na razie.Pomyślane to było tylko jako wyciągnięcie mojego sztyletu, aby zbadać ostrość jego krawędzi.Stwierdzam, że moja broń jest wciąż w dobrym stanie, i ponownie wkładam ją do futerału.Błękitno-szara Fudżi, posolona śniegiem, długi kąt spoczynku na lewo ode mnie.Zdaje mi się, że nigdy nie patrzę dwa razy na tę samą górę.Zmieniasz się tak bardzo jak ja, a jednak pozostajesz tym, czym jesteś.Znaczy to, że jest dla mnie nadzieja.Patrzę w dół, tam gdzie dzielimy tę cechę z morzem, obszerną, żyjącą siecią danych.Podobne, a jednak inne, walczyłaś z tym morzem jak ja z.Ptaki.Posłucham ich i popatrzę na nie jakiś czas, na powietrznych jeźdźców, którzy schodzą w dół i karmią się.Spoglądam na mężczyzn pracujących przy sieciach.Odprężam się, obserwując ich zręczne ruchy.Po pewnym czasie przysypiam.Śpiąc, śnię, a śniąc, spostrzegam boga Kokuzo.Nie może to być nikt inny, bo kiedy wyciąga swój miecz, który błyszczy jak słońce, i kieruje go w moją stronę, wymawia swoje imię.Powtarza je bez przerwy, gdy drżę przed nim, ale coś jest nie w porządku.Wiem, że nie mówi mi tylko o swojej tożsamości, jest jeszcze coś innego.Próbuję dotrzeć do tego znaczenia, ale nie udaje mi się go pojąć.Potem porusza czubkiem ostrza, wskazując coś za mną.Odwracam głowę.Spostrzegam mężczyznę w czerni: pilota, obserwatora z goma.Przygląda mi się uważnie, tak jak robił to tamtego wieczoru.Czego doszukuje się na mojej twarzy?Budzi mnie gwałtowne kołysanie łodzi, gdy trafiamy na wzburzone morze.Chwytam górną krawędź burty, przy której siedzę.Rzut oka na otoczenie upewnia mnie, że nie jesteśmy w niebezpieczeństwie, więc zwracam oczy w stronę Fudżi.Czy ona się ze mnie śmieje? A może jest to chichot Hokusaia, który kuca na swoim zadku obok mnie, rysując długim, zwiędłym palcem sprośne obrazki na wilgotnym dnie łodzi?Jeśli zagadki nie można rozwiązać, trzeba ją zachować w pamięci.A zatem później.Powrócę do tej wiadomości, kiedy zmieni się stan mojego umysłu.Wkrótce następny ładunek ryb wciągany jest na pokład, przez co zapach tej podróży jeszcze się zaostrza.Jakkolwiek będą się wykręcać, i tak nie umkną sieci.Myślę o Kendrze i zastanawiam się, jak ona się trzyma.Mam nadzieję, że już się tak na mnie nie gniewa.Chcę wierzyć, że nie uciekła z miejsca, w którym jest uwięziona.Zostawiłam ją pod opieką znajomych w prymitywnej, odizolowanej komunie na Południowym Zachodzie.Nie lubię tego miejsca ani nie żywię szczególnie przyjaznych uczuć dla jego mieszkańców.Jednak winni mi są kilka znacznych przysług - wyświadczonych właśnie po to, żeby mi teraz pomogli - i będą ją tam trzymać aż do czasu, gdy zdarzą się pewne rzeczy.Widzę jej delikatne rysy, oczy jelonka i jedwabiste włosy.Pogodna, pełna wdzięku · dziewczynka przyzwyczajona do pewnych luksusów, lubiąca długie kąpiele, częste prysznice i świeżo uprasowane ubranka.W tej chwili jest pewnie zachlapana błotem albo pokryta kurzem, bo rozlewała pomyje wieprzkom, pełła, siała warzywa lub je wykopywała, a może wypełniała jakieś inne codzienne obowiązki.To doświadczenie powinno dać jej coś więcej, nie tylko ochronić przed straszliwym być może losem.Czas płynie.Jem drugie śniadanie.Później zastanawiam się nad Fudżi, Kokuzo i moimi lękami.Czy sny są tylko teatrem strachów i pragnień wprowadzonego w trans mózgu, czy też czasami naprawdę odzwierciedlają nie rozważane aspekty rzeczywistości, być może po to, by przekazać ostrzeżenie? By odzwierciedlić.Mówi się, że doskonały umysł odzwierciedla.Shintai w swoim łuku w swej kaplicy jest rzeczą prawdziwie świętą dla boga - małe lustro - a nie podobizny.Morze odzwierciedla niebo, obfitość chmur albo błękitną pustkę.Można objaśniać sobie coś dziwacznego na wiele sposobów, tak jak Hamlet, ale tylko jedna z tych interpretacji powinna mieć wyraźne zarysy.Jeszcze raz trzymam ten sen w moim umyśle, odsuwam wszelkie dociekania.Coś drgnęło.Nie.Prawie to miałam.Ale zbyt wcześnie wyciągnęłam rękę.Moje lustro jest roztrzaskane.Gdy patrzę w stronę wybrzeża, zbiegają się w czasie dwa działania.Jest tam nowa grupa ludzi.Wyjmuję mój mały szpiegowski teleskop i przyglądam się im, choć wiem od razu, co zobaczę.Znów jest ubrany na czarno.Rozmawia z dwoma mężczyznami na plaży.Jeden z nich wyciąga rękę ku nam, pokazuje coś na wodzie.Odległość jest zbyt wielka, by wyraźnie dostrzec rysy twarzy, ale wiem, że to ten sam mężczyzna.Jednak uczucie, którego teraz doznaję, to nie strach.Z wolna w mojej hara zaczyna się rozpalać gniew.Chciałabym wrócić na brzeg i zmierzyć się z nim.To tylko jeden człowiek.Zajmę się nim teraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|