[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Och! - krzyknęła i wdzięcznym gestem przestrachu zakryła sobie twarz ręką.- No wie pan.! Nie powinien pan był impasować! Bardzo panią przepraszam.- Nie szkodzi - odparłam, śmiejąc się razem z przeciwnikami.- Wiedziałam, że pani położy to, co pani trzyma w ręku, bo nie patrzyła pani na stół.Sama to robię nagminnie.Drobiazg, i tak ich ogramy.- Te baby są bezczelne - zawyrokował kompozytor.Jej gest pozwolił mi wreszcie dostrzec w tej nieskalanej urodzie jakiś mankament.Miała zniekształcone dwa paznokcie u prawej ręki, na środkowym i serdecznym palcu.Staranny manicure sprawiał, że nie rzucało się to w oczy i dość zgryźliwie pomyślałam, że dwa paznokcie do obrzydzenia jej mogą mi nie starczyć.W Marka od tego momentu jakby złe wstąpiło.Do tej pory siedział cicho, teraz się nagle ożywił i zaczął jej świadczyć.Zapalał papierosa, zamawiał kawę, podsuwał popielniczkę, bez mała był gotów siedzieć za nią, żeby jej odwłok nie zdrętwiał.Otaczał ją obłokiem rewerencji zgoła większym niż mnie, jak tę babę na bazarze, i widać było, że ona bierze to za wyraźne awanse.Wiedziałam, co o tym myśleć, i gdyby była odrażającą, starą gropą, nie miałabym nic przeciwko, kto wie, może nawet litość drgnęłaby mi w sercu, w obliczu jej urody jednakże zalągł się we mnie gwałtowny protest.Jadowita żmija zaczęła mnie kąsać gdzieś tam.Potężny, wspaniały, imponujący szlag trafił mnie nazajutrz przed obiadem.Malując się przed lustrem nad umywalnią, przez zamknięte drzwi usłyszałam, jak obsługuje ją na korytarzu.Obrzydła dziwa wróciła widocznie z miasta, miała jakieś paczki, coś jej upadło, a wybrała sobie na to oczywiście chwilę, kiedy on wyszedł z pokoju.Słyszałam, jak wszedł za nią, pomagał jej zapewne odłożyć te paczki, być może także zdjął z niej płaszczyk, zapewne odwiesił, kto wie, czy nie odpinał botków na parszywych nóżkach.Nie wyszłabym w tym momencie, nawet gdyby mój pokój się palił, raczej zginęłabym w płomieniach.Znam życie i wiem, co ma sens, a co nie.Nigdy jednakże nie miałam łagodnego, anielskiego charakteru i nigdy nie lubiłam robić za pożałowania godną ofiarę.Katusze moralne nigdy nie były dla mnie upragnionymi doznaniami.Nie wstrzymywałam się zbyt długo z wyjawieniem poglądów, rzuciłam się na niego z pazurami natychmiast po wyjściu na spacer, usiadłszy na obmurowaniu pierwszego kanału, jaki mi się napatoczył.- Słuchaj no, skarbie - powiedziałam złowieszczo.- Przyzwyczaiłam się już do ciebie i uwierzyłam, że będziesz mnie kochał nad życie do skończenia świata.Co mają znaczyć te afronty?- Jakie afronty? - zdziwił się szczerze, jak typowy mężczyzna.- Co masz na myśli? Nie rozumiem.Tego było już dla mnie za wiele.Kolejne wydarzenia, będące moim udziałem, zdołałyby wykończyć słonia-flegmatyka.Najpierw przez parę tygodni przeżywam paniczne leki w postaci obcej osoby, bojąc się nie tego, kogo trzeba, potem pada na mnie podejrzenie o kradzież i milicja wyraźnie mnie ostrzega, że jeśli nie oddam brylantów, to sprawa się źle skończy, potem wpada mi w ręce blondyn wszechczasów, nastawiam się na ekstraordynaryjny romans, sama popadam w głupie uczucia, a tu wchodzi mi w paradę odrażająca dziwa cud urody, blondyn wszechczasów zaś okazuje się typowym mężczyzną, którego krygi i mizdrzenia się miałabym spokojnie znosić! O nie, żadne takie!Zdenerwowałam się.Do robienia awantur zawsze miałam talent.Wymarzone szczęście słuchało, najpierw zdumione, potem żywo zainteresowane, potem zaś zareagowało zupełnie nieoczekiwanie.- Słuchaj, ty jesteś zazdrosna?! - ucieszył się, jakby było czego.Też powód do uciechy.Pewnie, że jestem zazdrosna!- A tyś myślał, że co? Uspołeczniona?W życiu nie rozbawiłam nikogo tak jak jego tym piekłem.W najwyższym stopniu zdegustowana przyglądałam się nietaktownym atakom wesołości, zastanawiając się, co u diabła, widzi takiego śmiesznego w moich protestach przeciwko obsługiwaniu wstrętnej harpii.Uspokoić się nie mógł.To już nie było typowe, na domiar złego, zamiast ułagodzić moje stany wewnętrzne, powiedział w końcu:- Przecież sama miałaś nadzieję, że w tym Sopocie przytrafi się coś niezwykłego.Poczekaj cierpliwie, a zobaczysz.Bóg mi świadkiem, że nie to miałam na myśli! W podrywaniu pięknej hetery doprawdy nie było nic niezwykłego, wręcz przeciwnie, niezwykłe byłoby nie zwracać na nią uwagi.Jego słowa zabrzmiały jednakże jakoś dziwnie tajemniczo, tak tajemniczo, że zastopowały mnie radykalnie.Na dnie duszy zalęgło mi się coś intrygującego, niesprecyzowanego, coś, co usuwało wprawdzie na ubocze kwestię amorów z heterą, ale za to niepokoiło gdzie indziej.Przypomniałam sobie, że z takim blondynem wszystko powinno się poprzewracać do góry nogami, ale otumaniona sytuacją, nie poświęciłam proroczemu głosowi dostatecznej uwagi.- Nie zajmuj się nią przynajmniej tak przeraźliwie aktywnie - powiedziałam z niesmakiem.- Nie zajmuję się nią przeraźliwie aktywnie.Zachowuję się w stosunku do niej tak samo jak w stosunku do każdego.Zirytował mnie na nowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|