[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Naprawdę? szydził Reed.Krew go zalała.Chwycił Bretta za kajdanki i wykręcił mu ręce. To boli! zaskowytał Wilkinson. Jeden fałszywy ruch warknął detektyw i dowiesz się, co znaczy prawdziwyból.Zdarzyło się wiele zła, skarbeńku, i ktoś musi za to zapłacić.Anna była tak roztrzęsiona telefonem od Hanka, że idąc przez dziedziniec sądowy,nie mogła logicznie myśleć.Nie, to po prostu niemożliwe.Claudette ma rację.Gdyby Hank żył, na pewnozadzwoniłby znowu, jakoś by się z nią skontaktował.Wprawdzie głos w słuchawcebrzmiał zupełnie jak głos męża, ale było w nim coś dziwnego.Tylko że nie wiedziała, co.Poruszona i wstrząśnięta, doszła do wniosku, że prędzej czy pózniej na to wpadnie.148Wyjęła służbową odznakę, jak robot wrzuciła ją do otworu i znieruchomiała, czeka-jąc, aż strażnik naciśnie guzik i otworzy drzwi aresztu. Idzie pani do sali, tak? spytał, gdy szli labiryntem korytarzy.Słyszała stukot własnych kroków, słyszała rozmowy więzniów w celach, lecz wszyst-kie odgłosy docierały do niej jak z oddali.Zagłuszał je głos Hanka.Czyżby zdążyła jużzapomnieć, jak brzmiał przez telefon? Czy głos, który odtworzyła w pamięci, był jegoprawdziwym głosem? Rozumiem, że tak mruknął strażnik, otwierając drzwi do małego pomiesz-czenia.Gdy tylko przekroczyła próg, poczłapał po Randy ego Delvecchia.Kiedy Delvecchiowszedł do sali przesłuchań, Anna siedziała przy stole, dotykając czołem blatu. yle się pani czuje? spytał cicho. Nie, nie odrzekła prostując się. Po co chciałeś się ze mną widzieć?Nagle przypomniała sobie o procesie.Według Glena przysięgli powinni już ustalićwerdykt.Randy Delvecchio zaszurał butami i usiadł. Prosiłem o widzenie, bo myślę, że może mi pani pomóc.Bomba.Sama sobie nie mogła pomóc, a cóż dopiero takiemu niebezpiecznemukryminaliście jak Delvecchio.Chciała tylko jednego: przygwozdzić drania do ścianyi patrzeć, jak się wykrwawia. Jak? Randy, jestem tylko kuratorką.Delvecchio wsadził rękę do kieszeni, wyjął kopertę i położył ją na stole. To jest dowód, że ja tych kobiet nie skrzywdziłem.Niezdecydowanie dotknęła koperty, chcąc cisnąć ją Randy emu w twarz.Oczekiwałaprzyznania się do winy, a nie kolejnego zapewnienia o niewinności. Co to jest?Delvecchio nerwowo wytarł ręce o więzienną bluzę i położył je na stole. Przysłali to mojej matce.Jak mnie gliny aresztowały, to powiedziałem, że w dniu,kiedy jedna z tych kobiet została zgwałcona, byłem w robocie.Ale nie chcieli mi wie-rzyć.To jest dowód, że mówiłem prawdę.Dowód pomyślała.O czym on, do diabła, gada? Jakiż dowód mógłby wesprzećtę piękną teoryjkę o niewinności? Rzuciła okiem na zawartość koperty.Pierwszym do-kumentem, jaki z niej wyciągnęła, było zaświadczenie o zarobkach, wyszczególnia-jące wszystkie podatki państwowe i stanowe, jakie Randy zapłacił; zatrudniająca gofirma nazywała się Video Vendors.Anna spojrzała na drugi dokument.Był to list matkiDelvecchia, nabazgrany wielkimi, koślawymi literami.Zwracała się w nim do VideoVendors z prośbą o poświadczenie godzin pracy syna.List miał datę sprzed czterechmiesięcy, a na kopercie zamiast adresu zwrotnego widniał numer skrzynki pocztowej.Trzeci dokument był dokładnym wykazem godzin, jakie Randy Delvecchio przepraco-wał w firmie w minionym roku.149 Nie miałeś pełnego etatu zauważyła. W ciągu całego roku przepracowałeśtylko osiemdziesiąt trzy godziny. Widzi pani, ci z pośredniaka wysyłali mnie w różne miejsca odrzekł poważnieDelvecchio. Gdybym nie poszedł, tobym nie dostał zasiłku.Tę firmę znalazłem sami dali mi parę godzin tygodniowo.Anna złożyła papiery i oddała mu kopertę. Wszystko świetnie, Randy, ale to jeszcze nie dowodzi twojej niewinności.Popełniono trzy przestępstwa.Twierdzisz, że masz alibi na wszystkie trzy? %7łe w tymczasie pracowałeś?Pokręcił głową i jego czarne oczy rozbłysły. Nie.Twierdzę, że pracowałem, kiedy zgwałcono tę.jak jej tam.Estellę.Niewiem, co robiłem w pozostałe dni, ale tego dnia byłem w robocie i mam na to dowód. Sprawdzę to. Wstała i zadzwoniła po strażnika, żałując, że tylko straciła czas. Nie wezmie pani tych zaświadczeń? Podniósł kopertę ze stołu i z żałosnymwyrazem twarzy wyciągnął do niej rękę. Proszę, niech mi pani pomoże.Nie chcę iśćdo więzienia.Pod celą mówią, że grozi mi oskarżenie o morderstwo, bo ta staruszkaumarła.A ja tego nie zrobiłem.Czy nikt nie może mi pomóc?Anna oparła się o drzwi i otaksowała go uważnym spojrzeniem.Prawdopodobieństwo, że Delvecchio jest niewinny, było równie nikłe jak prawdopo-dobieństwo trafienia szóstki w totolotka.Ludzie uważają, że sądy niejednokrotnie ska-zują niewinnych, ale to po prostu nieprawda.Trzeba się zdrowo naharować, żeby skazaćwinnego, a do pomyłek dochodzi niezmiernie rzadko.Oczy miał takie wielkie i proszące, patrzył na nią tak błagalnie, że nagle pomyślałao nim jak matka i ogarnęło ją współczucie.Wyciągnęła rękę i zanim w pełni zdała sobiesprawę z tego, co robi, wzięła kopertę. Zobaczę.Może coś zdziałam. Mój adwokat już tu jedzie przypomniał Wilkinson, wskazując głową magne-tofon, który Reed włączył, gdy usiedli za stołem w sali przesłuchań. Co ty powiesz? odrzekł spokojnie Reed.Powinien się domyślić, że Wilkinsonjest dobrze ustawiony, że ktoś go będzie reprezentował.Co znaczyło, że na wyciągnięciez aresztanta czegoś na kształt choćby mglistego przyznania się do winy zostało mu za-ledwie kilka minut. Cóż, możemy sobie pogadać albo zaczekać na adwokata.Twojawola, Brett.Wilkinson miał w oczach strach i niezdecydowanie.Rozglądał się po sali i milczał.Reed wyczuł, w jakim chłopak jest stanie, i dostosował taktykę.Gdy miał do czynienia z przeciwnikiem silnym i pewnym siebie, próbował sięz nim zaprzyjaznić i przyłapać go w chwili, gdy opuścił gardę
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|