[ Pobierz całość w formacie PDF ] .I tak było mi ju\dostatecznie zimno w moje półnagie w tej chwili stopy.Gdybym jeszcze zdjęła buty zpewnością bym się rozchorowała.Kto to widział zresztą \eby chodzić boso.W pazdzierniku.Ale i tak podejrzewałam, \e tą przechadzkę w najlepszym przypadku będę musiała okupićprzeziębieniem.Jesienią nie powinno się chodzić ubranym tak, jak ja byłam teraz ubrana.3012641851264185Cieniutkie pończochy, tak samo jak i sandały na moich stopach, to nie było coś, co powinnammieć teraz na sobie.śałowałam \e nie wzięłam ze sobą cieplejszych butów.Chocia\by nadrogę powrotną.Powinnam była przewidzieć, \e będzie mi zimno.Im dalej szłam, tymbardziej \ałowałam podjętej decyzji.Idąc i rozmyślając na temat własnej lekkomyślności dotarłam wreszcie do pierwszegozakrętu.Na tle gęstego, wysokiego \ywopłotu, przytwierdzona do starodawnego słupa, bieliłasię w świetle ulicznych latarni tabliczka z nazwą ulicy.Klonowa.W obrębie tej dzielnicy wszystko było eleganckie.Nawet zwykły uliczny słup trąciłklasycznym urokiem z przełomu wieków.Latarnie tak\e zostały utrzymane w tym samymstylu.Ich szklane klosze wdzięcznie opadały w dół, uczepione wygiętych, podwójnych,ciemnozielonych ramion.Wyglądały niczym wyjęte z jakiegoś starego filmu.Równy rządświateł jakie tworzyły, sprawiał urocze wra\enie.Pomyślałam sobie jakby to było mieszkać wktórymś z tych drogich domów.Jak pięknie musiało tu być zimą, gdy padał śnieg a jegopłatki skrzyły się w świetle spływającym z tych pięknych latarni.Jak w bajce.Westchnęłam skręcając w lewo.Dalej podą\ałam wzdłu\ ciągnącej się zieleni \ywopłotu.Co prawda nogi mi się nieco plątały, ale tłumaczyłam sobie, \e z ka\dym krokiem byłamcoraz bli\ej obrze\y dzielnicy willowej.Ogrody.Taką nosiła nazwę.Była to mo\e nieco protekcjonalna nazwa, ale w istociecałkowicie zasłu\ona.Podobno kiedyś ta część miasta nazywała się inaczej.Ale w latach osiemdziesiątychdwudziestego wieku zmieniono starą nazwę, zastępując ją nową.Dawniej nie było to miejsce, w którym mieszkała bogata elita.Zresztą nie pamiętałam jakto dokładnie z tym było.Nigdy mnie to zbytnio nie interesowało.Teraz zresztą te\ nie miałoto większego znaczenia.Fakt jednak był taki, \e bez względu na to, jak było kiedyś, to i takteraz mieszkali tu ludzie bardzo zamo\ni, a ka\dą okazałą willę, okalał równie okazały ogród.Prawdopodobnie firmy zajmujące się opieką nad zielenią zbijały tutaj prawdziwy majątek.Sama wprawdzie nie widziałam \adnej z tych oaz zieleni i kwiatów, ale słyszałam, \eniektóre z nich były doprawdy imponujące.Niejeden ich właściciel mógł poszczycić się jakąśpresti\ową nagrodą.Tak przynajmniej mówili ludzie.Rozmyślając o otaczających mnie wspaniałościach dotarłam wreszcie do obrze\y lasu.Powitała mnie gęsta czerń, wyzierająca spomiędzy drzew.Tu\ przy drodze było nawet dośćjasno, ale im głębiej spoglądało się w las, tym mroczniej się robiło i nie było ju\ widać nic,prócz samej ciemności.Poczułam się trochę nieswojo.Jeszcze mocniej przycisnęłam do piersi teczkę z dokumentami, które dała mi Sylvia.Drugą ręką chwyciłam wiszącą na ramieniu wizytową, srebrną torebkę, którą tak\e kupiłamspecjalnie na dzisiejszy wieczór.Ją równie\ kurczowo trzymałam teraz blisko ciała.Przezmyśl przeszło mi, po raz nie wiem ju\ który, czy aby nie powinnam zawrócić i pozwolić byktoś zawołał dla mnie taksówkę.W tej chwili myśl ta wydawała się doprawdy kusząca.Zwalczyłam ją.Mimo wszystko postanowiłam iść dalej.Na przekór własnym obawom.Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie.Zewsząd otaczała mnie głucha cisza.Z oddali co prawda dało się usłyszeć odgłosy miasta,tutaj jednak wszystko spowite było swoistym bezruchem.Pozbawionym dzwięków.Drzewaskutecznie tłumiły wszelkie hałasy.A jednak to one właśnie kreowały niesamowity, mroczny,przera\ający nastrój.Ka\dy szelest liści, targanych słabym, chłodnym wiatrem, odbijał sięgłuchym echem.Zdawał się być straszny.Czułam lęk, ale mimo to krok za krokiem, zagłębiałam się w tą grozną scenerię.Niczym zkrwawego thrillera.Na filmach w takich miejscach zawsze miało miejsce coś okropnego.3112641851264185 I teraz ja byłam tu całkiem sama.Z własnej woli.W środku nocy.Nara\ając tym samymsiebie samą na niebezpieczeństwo.Powodowana głupotą.Kto wie co mogło czaić się w mroku.Gdyby ktoś mnie tutaj zaatakował&Jak du\ą szansę miałabym na to, \eby się uratować? Nie mogłabym liczyć na niczyjąpomoc, bo zwyczajnie w promieniu kilkuset co najmniej metrów nie było nikogo, kto mógłbypośpieszyć mi na ratunek. Głupia przeklęłam samą siebie.Odruchowo spojrzałam na zegarek.Nie dowiedziałam się jednak która była godzina.Szybko przypomniałam sobie, \e nie wzięłam go ze sobą.No tak, staruszek nie nadawał siędo pokazywania go ludziom.Nie pasował do mojego stroju.Myśl o le\ącym bezpiecznie w domu, na nocnym stoliku zegarku, nieco odsunęła odemnie przera\ające wizje rodem z horrorów.Trochę się uspokoiłam.W myślach sama siebiezganiłam za to, \e straszyłam się tymi wszystkimi okropnymi wizjami, jakie zaczęłam sobiewcześniej wyobra\ać.Mimo wszystko nadal spięta do granic wytrzymałości przyśpieszyłam kroku, starając sięjak najszybciej dotrzeć do ruchliwego skrzy\owania, gdzie świat, jak się spodziewałam, wydami się bezpieczniejszy.Pomimo całej tej kotłowaniny, której tak bardzo niecierpiałam.W miejscu, do którego właśnie doszłam, ulica Klonowa zakręcała ostrym łukiem w takisposób, \e przez moment znalazłam się otoczona zewsząd samym tylko lasem.Nie byłowidać ani początku ulicy, ani te\ jej końca.Ju\ wcześniej wiedziałam, \e będę musiała tędyprzejść.Nie było innej drogi.Przed sobą widziałam jedynie pogrą\ony w ciemności las a odwróciwszy się i spojrzawszyza siebie ujrzałam dokładnie taki sam widok jak ten z przodu.Ogarniające mnie wcześniejuczucie strachu ponownie sięgnęło zenitu.Zatrzymałam się.Poczułam \e serce zaczęło walić mi niczym oszalałe.Byłam przera\ona nie widzącniczego, poza mrocznymi drzewami, które zdawały się mnie otaczać i zamykać niczym wklatce.Okrą\ały mnie z ka\dej strony.Miałam wra\enie jakby zaczęły się do mnie zbli\ać.Zacieśniając się wokół mnie, napierając mrokiem i siejąc trwogę.Do tej pory nawet niewiedziałam o tej fobii.Tak.To co czułam nie było ju\ zwykłym strachem, lecz parali\ującym lękiem, z którymnie wiedziałam jak walczyć.Zdawał się być silniejszy ni\ ja sama.Wiedziałam \e to wszystko było czymś irracjonalnym.Nic mi nie groziło.Las byłspokojny i cichy.Podejrzewałam \e wcale nie było znowu a\ tak pózno.Co do licha mogłomi się stać? Jeszcze tylko kawałek i las się skończy.Mimo to myśl ta wcale nie była dla mnieani trochę pokrzepiająca.Wcią\ potwornie się bałam.Sama nie wiedziałam nawet dlaczego iczego.Zamknęłam oczy, próbując zapomnieć o tym, co mnie otaczało.Gdzieś za sobą usłyszałam trzask łamiącej się gałęzi.To spowodowało, \e jakby się przebudziłam.Ruszyłam biegiem.Pragnęłam czym prędzej wydostać się z tego miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|