Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kim tymczasemprzeżywała te swoje niezwykłe pierwsze dwie minuty, które dla większości kobiet sąjednocześnie ostatnie, po czym dostawała prawdziwy kick i, według Jima, któryuwielbiał poetycko i kiczowato przesadzać,  przenosiła się nagle na inną planetę, wzupełnie inny wymiar absolutnie niezmierzalnej rozkoszy".I chociaż prawda jest taka, że Kim zapewniała to sobie głównie dzięki swojejbłonie śluzowej, chemicznym właściwościom oraz małym rozmiarom molekułykokainy, to i tak była święcie przekonana, że zawdzięcza to wyłącznie miłości Jima.Gdy Jim mu to opowiedział, zaczął zastanawiać się, czy on też kiedyś będziemiał tyle odwagi.I tyle kokainy.Ale to było trzy miesiące temu.Teraz nienawidził Jima.Za tę niewierność.Usiadł za swoim biurkiem i z wściekłością wyrwał z komputera klawiaturę, naktórej Jim pozostawił te dwa woreczki z białym proszkiem dla niego oraz klucz dokajdanek i rzucił wszystko na stertę kartonów i segregatorów pod oknem.Po piętnastu minutach wściekłość mu minęła i chciał wrócić do pracy, ale niemógł.Wstał, podszedł do okna i zabrał się do wyciągania klawiatury ze sterty.Wpewnym momencie kątem oka zauważył woreczek z proszkiem w samym rogu, przyobtłuczonej kamiennej doniczce z wyschniętą palmą, którą regularnie zapominałpodlewać.Sięgnął po niego, potem zdjął ze ściany starą fotografię, tę samą, którejostatnim razem użył Jim, usiadł na podłodze, wysuszył szkło płomieniem zapalniczki,położył fotografię na podłodze i wysypał zawartość woreczka na ciepłą jeszczepowierzchnię.Wstał i z szuflady biurka wyjął maszynkę do golenia, którą trzymał tam,odkąd zdarzało mu się spędzać tutaj całe noce.Odkręcił śrubki mocujące żyletkę wmaszynce i wydobył ją na zewnątrz.Wrócił pod okno i zaczął nieudolnie uderzać jejostrzem w kupkę białego proszku na szybce.Nie minęła nawet minuta, gdy poczuł,że drętwieje mu ręka.Jak Jim mógł tłuc w ten proszek piętnaście minut bez przerwy? - pomyślał.Był pewien, że i tego Jim nie nauczył się w Harvardzie, tylko w więzieniu wBaton Rouge.Nagle żyletka przesunęła się w jego palcach, poczuł ból i duża kropla krwispadła na biały proszek rozsypany na szkle.148 Janusz L.Wiśniewski  Samotność w sieciCzerwona kropla powoli i majestatycznie wsiąkała w śnieżnobiałą kokainę naszybie.Przez kilka sekund patrzył na to oczarowany.Nagle zdał sobie sprawę, że popełnia błąd.Przecież to nie krew ma być wkokainie, tylko kokaina we krwi!Szybkim ruchem oddzielił tę część proszku, która nie zetknęła się jeszcze zkrwią, uformował dwie podłużne kreski, wyciągnął banknot z portfela, zwinął go wrurkę, wsunął jej koniec w nos i wciągnął gwałtownie jedną kreskę proszku.Przezchwilę nachylał się nad fotografią i widząc odbicie swojej twarzy ze sterczącym znosa banknotem, zaśmiał się, rozbawiony.Po krótkim wahaniu wciągnął także drugąkreskę białego proszku.Następnie oparł się wygodnie plecami o stertę kartonów iśledził leniwie, jak mijają zmęczenie i wyczerpanie pracą, nerwowość i rozczarowanieostatniej godziny.Wracała świeżość.Mózg znowu dał się oszukać.I ciało też.Jim, gdyby tutaj był, miałby znowu rację.Było mu dobrze.Teraz był już najzwyczajniejszym w świecie ćpunem.Nikt nie zaprosił go tym razem do stołu.Sam sobie wysypał, sam sobie pokroiłi sam sobie to przepuścił przez błonę śluzową.Tego już nie można tłumaczyć tym, żesię  chciało raz spróbować, aby wiedzieć, jak to jest".On już wiedział, jak to jest.Właśnie dlatego to robi.Zaczynał rozumieć szympansa ze spektakularnego eksperymentu, o którymczytał ostatnio w prasie naukowej.Przywiązany do fotela, podłączony kablami do elektrokardiografu,elektroencefalografii oraz miernika ciśnienia tętniczego szympans mógł, uderzającłapą w żółty guzik będący końcówką dozownika, wstrzykiwać sobie roztwory różnychnarkotyków: LSD, heroiny, morfiny, amfetaminy, cracku i wielu innych, łącznie zkokainą.Po pewnej liczbie uderzeń szympans osiągał swoisty stan nasycenia iprzestawał uderzać, popadając w rodzaj narkotycznego snu, letargu, narkozy lubeuforii.Poza jednym jedynym wyjątkiem.Przy dozowniku z kokainą walił w żółty guzik tak długo, aż puls rósł mu doponad czterystu uderzeń na minutę, dostawał migotania komór serca i zdychał.Z łapą na żółtym guziku.Skąd on to znał?149 Janusz L.Wiśniewski  Samotność w sieciJak to skąd?!Z Mazowsza, Podkarpacia, Pomorza i Kujaw na przykład.Tylko że to nie były szympansy, nikt nie podłączał ich do elektrokardiografu, azwiązek chemiczny nie był kokainą i oficjalnie nazywał się roztworem wodnymetanolu, nieoficjalnie zaś gorzałą.Ponieważ ten związek chemiczny nie był aż takszkodliwy, tracili przytomność bez migotania komór, ale  łapę na żółtym guziku" teżtrzymali do samego końca.Myślał o tym szympansie bez większego lęku czy niepokoju.Nie miałnajmniejszego powodu.Oceniał, że uzależnienie od narkotyku tak czystego jakkokaina nie następuje po kilku wzięciach.Wiedział wprawdzie, że kokaina zabijamózg o wiele subtelniej niż młot pneumatyczny, ale mimo to nie miał żadnych obaw.Jego mózgowi na razie było z kokainą wyjątkowo po drodze.Teraz tak jakoś się poprostu zdarza, że zamiast kofeiną czasami cuci się kokainą.Niedługo wróci do Polskii pozostanie mu roztwór wodny etanolu.Poza tym, o czym wszyscy wiedzą,szympansy odpadły z peletonu w tym wyścigu ewolucji i może tłuką w ten guzik, bobrakuje im paru ważnych genów.Czuł znowu świeżość, miał jasny umysł; zmęczenie minęło.Uwielbiałpracować w tym stanie świeżości, entuzjazmu i przy tych szalonych pomysłachkłębiących się w jego głowie.Podniósł się szybko z podłogi, zabrał klawiaturę, wróciłdo biurka i połączył z komputerem.Nagle zadzwonił telefon.Jacek.Poznał jego głos natychmiast.Nawet nie próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz rozmawiali z sobą.To nie miało absolutnie żadnego znaczenia.Zawstydzony swoją bezradnością, bezsilny i zdesperowany, Jacek opowiadałmu o Ani.Zadzwonił do niego o czwartej nad ranem z Polski po kilku latach od ichostatniej rozmowy i opowiedział, że jego ośmioletnia córka Ania ma białaczkę iumiera.Tak po prostu mu opowiedział.Nawet nie prosił o pomoc.Bo Jacek, odkąd go znał, zawsze miał kłopoty zproszeniem.Opowiedział mu to w taki sposób, jak gdyby chciał to mieć po prostu za sobą.Nie wie do dzisiaj, dlaczego, ale słuchając go i wypytując o szczegóły, nabierałprzekonania, że uda mu się pomóc.To pewnie przez tę kokainę.Był przecież ważny i150 Janusz L.Wiśniewski  Samotność w siecimiał zawsze rację.A od czasów Natalii wiedział o białaczce wszystko.Jak mógł nie wiedzieć? Jego Natalia, gdyby miała więcej szczęścia, umarłabyna białaczkę.Gdyby nie umarła wcześniej.Odłożył słuchawkę.Był wstrząśnięty tym, co usłyszał.Wyłączył komputer ipostanowił wrócić pieszo do domu.Idąc pustą o tej porze St.Charles Street, myślał oprzeznaczeniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript