Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wypuszczą cię ze szkoły, dopóki nie opróżnisz kieszeni bez dotykania dzwonka.- Chodziłam kiedyś z facetem - westchnęła Lola - który spacerował sobie w tłumie, mając obie ręce na widoku, a jednocześ­nie czyścił kieszenie jak maszyna.- Jak mógł to robić?- Prawa ręka była sztuczna.Przekładał swoją prawdziwą rękę przez szparę w płaszczu i wyciągał ludziom portfele, forsę, pierś­cionki.Przeszły do świetlicy i rozmawiały dalej.- Najlepszy jest numer z szafką w przechowalni - odezwała się któraś.- Siedzisz sobie na dworcu w przechowalni bagaży, dopóki nie zobaczysz jakiejś staruszki, próbującej włożyć walizkę do górnej skrytki.Pomagasz jej i oddajesz klucz.Tylko że to jest klucz do jakiejś pustej szafki.Kiedy sobie pójdzie, wyjmujesz bagaże ze schowka i spływasz.Następnego popołudnia na podwórku dwie kobiety skazane za prostytucję i posiadanie kokainy rozmawiały z jakąś nową „ryb­ką”, ładną, młodą dziewczyną, wyglądającą najwyżej na siedem­naście lat.- Nic dziwnego, że cię zrobili w jajo - pouczała starsza kobieta.- Zanim uzgodnisz cenę z jakimś „Johnem”, musisz go trochę obmacać, żeby wiedzieć, czy nie ma jakiegoś „gnata” w kieszeni.Tak samo, nie możesz mu nigdy opowiadać, jakie sztuczki możesz z nim wyprawiać, niech on sam powie, czego chce.Wtedy, jeżeli się okaże gliną, możesz się tłumaczyć, że to on leciał na ciebie, a nie odwrotnie.- Tak.I zawsze uważaj na jego ręce - dodała druga prostytutka.- Jeżeli wygląda na robotnika, to sprawdź, czy ma szorstkie, popękane łapska, czy też gładkie.Mnóstwo tajniaków przebiera się za robotników, ale zapominają o rękach.Dłonie ich zdradzają.Czas płynął jednostajnie, bez pośpiechu.Jak to czas.Tracy przypomniał się stary aforyzm świętego Augustyna: „Co to jest czas? Jeśli nikt mnie nie pyta - wiem.Ale jeśli muszę to wyjaśnić - nie potrafię”.Wszystkie dni były do siebie podobne:4.40 - pobudka,4.45 - słanie łóżek i ubieranie się,5.00 - śniadanie,5.30 - powrót do celi,5.55 - przygotowanie do pracy: dzwonek na zbiórkę,6.00 - apel i początek pracy,10.00 - ćwiczenia fizyczne i spacer,10.30 - drugie śniadanie,11.00 - dalszy ciąg pracy,15.30 - obiad połączony z kolacją,16.00 - powrót do celi,17.00 - zajęcia w świetlicy,18.00 - powrót do celi,20.45 - przygotowanie do spania,21.00 - zgaszenie świateł.Reguły były żelazne.Wszystkie więźniarki musiały chodzić na posiłki, nie wolno było rozmawiać w szeregu.W małych szafeczkach obok łóżka można było przechowywać najwyżej pięć przedmiotów służących kosmetyce i higienie osobistej.Łóżka musiały być zasłane przed śniadaniem i przez cały dzień nie mogło być na nich jednej zmarszczki.W więzieniu brzmiała nieustannie swoista muzyka: brzęk dzwonków, tupot nóg po cementowej podłodze, trzaskanie żelaznych drzwi, dzienne szepty i nocne krzyki.trzaski w przenoś­nych radiotelefonach strażników, grzechot tac podczas posiłków.Nie dało się choć na chwilę zapomnieć o drutach kolczastych, samotności, wszechogarniającej nienawiści, oddaleniu od bliskich i całego świata spoza drutów.Tracy stała się wzorem więźniarki.Podporządkowana całkowicie więziennej rutynie, reagowała jak automat na wszystkie odgłosy: szczęk metalowej zasuwy, gdy strażnik wchodził żeby policzyć więźniów, i taki sam szczęk gdy ogłoszono pobudkę, dzwonek na zbiórkę do pracy i cichy brzęczyk ogłaszający fajrant.Ciało znalazło się w niewoli, ale umysł zachował niezależność i obmyślał ucieczkę.Więźniarkom nie wolno było korzystać z telefonu, ale dwa razy w miesiącu, gdy ktoś z nich zadzwonił, miały prawo do rozmów.Tracy rozmawiała z Otto Schmitdem.- Muszę pani powiedzieć - mówił Otto - że to był naprawdę ładny pogrzeb.Ja zapłaciłem za wszystko, Tracy.- Dziękuję, Otto.dziękuję.- Nie wiedziała co mówić.Milczeli.Potem już nikt do niej nie dzwonił.- Dziewczyno, zapomnij lepiej o całym świecie na zewnątrz - radziła jej Ernestyna.- Nie masz tam nikogo.„Mylisz się!” - myślała ponuro Tracy.Joe RomanoPerry PopeSędzia Henry LawrenceAnthony OrsattiCharles Stanhope IIIDo następnego spotkania z Dużą Bertą doszło na podwórku spacerowym.Podwórko było szerokim prostokątem, pod gołym niebem, ograniczonym z jednej strony murem więziennym, a z dru­giej - budynkami.Każdego ranka miały prawo przechadzać się tam przez trzydzieści minut.Było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie można było swobodnie rozmawiać, i grupy więźniarek gromadziły się razem, by dzielić się plotkami lub ostatnimi nowi­nami, tuż przed drugim śniadaniem.Gdy Tracy znalazła się na podwórku po raz pierwszy, poczuła się jak na wolności, chyba z powodu świeżego powietrza.Wysoko w górze świeciło słońce, płynęło parę kłębiastych obłoczków, a gdzieś, nieprawdopodobnie daleko rozbrzmiewał warkot lecącego samolotu.- Hej, ty! Szukałam cię! - wykrzyknął jakiś głos.Tracy obejrzała się i zobaczyła olbrzymią Szwedkę, która wpadła na nią pierwszego dnia.- Podobno chodzisz z jakąś czarną krową, prawda?Tracy próbowała się wymknąć, ale Berta ujęła jej ramię w żelazny uścisk.- Nikt przede mną nie ucieknie - dyszała.- Bądź miła, littbarn, - Przypierała Tracy do ściany, rozgniatając ją całym swoim ciężarem.- Odwal się!- Przyda ci się przyzwoite ciupcianie, littbarn.Wiesz, o co mi chodzi? Ja ci nie będę żałować, niedługo będziesz cała moja, älskade.- Zabierz od niej swoje śmierdzące łapy, ty dziwko! - za­brzmiał nagle gdzieś z tyłu znajomy głos.Stała tam Ernestyna Littlechap z zaciśniętymi pięściami: słońce lśniło na jej gładko wygolonej głowie.Złowrogim spojrzeniem świdrowała Szwedkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript