[ Pobierz całość w formacie PDF ] .To ona powinna wyrzucić z siebie, co ją gnębi, na własnych warunkach i we właściwym czasie.Stan psychiczny Jacqueline odbijał się na jej zachowaniu.Często bywała zmęczona i dłużej sypiała, ogarniała ją ospałość typowa dla ludzi w depresji.Jednocześnie zaczęła się regularnie gimnastykować i ćwiczyć z fanatycznym zapałem.Przygnębienie nie wpłynęło jednak na jej apetyt; nadal uporczywie trzymała się diety wysokowęglowodanowej.A gdy to nie pomagało, stopniowo zwiększała porcje jedzenia.Choć nie mówiła, dlaczego to robi, Manley widział w tym pewną logikę; uważała zapewne, że im więcej zje makaronu, tym więcej straci na wadze.Mogła to być również podświadoma potrzeba ciągłego podjadania, dobrze znana ludziom otyłym i tym, którzy kiedyś mieli nadwagę.Nie odstępował jej teraz ani na chwilę.Od jej powrotu z Kalifornii minęły prawie dwa tygodnie.Tego dnia oglądali razem telewizję, grali w szachy i w karty.Przez cały czas Jacqueline z nerwową energią wpychała coś do ust.Przyglądał się temu z przerażeniem, ale nie odzywał się.Niepokoiły go nie tyle ilości tego, co zjadała, ile fakt, że robi to ciągle.Pochłaniała na zmianę prażoną kukurydzę, chrupki i krakersy.Kusiło go, żeby kazać jej zwolnić tempo i uprzedzić, że przy takich ilościach przekroczy swoją, i tak już wysoką, tolerancję na węglowodany i zacznie szybko tyć.I nagle, gdy zastanawiał się, jakim „u diabła” cudem udaje się jej ciągle zachować szczupłą sylwetkę, przestała jeść, jakby czytała w jego myślach.Popatrzyła na swoje drżące dłonie, jakby należały do kogoś innego, a potem z krzykiem chwyciła miskę prażonej kukurydzy i cisnęła ją w drugi koniec pokoju.– Co się dzieje, na Boga? – zapytał zaskoczony.Zaczęła płakać.– Mój Boże.Spójrz tylko, co ja ze sobą robię!– Już dobrze, dobrze.Wszystko w porządku.– Nic nie jest w porządku! – wrzasnęła.– Jak mogę tu siedzieć i zachowywać się jak świnia?!Nareszcie.– pomyślał.– Zaczyna się do tego przyznawać.– Więc o to chodzi – powiedział zachęcającym tonem.– O co? Przecież nawet nie wiesz, o czym mówię!– To jasne, że coś cię gryzie od chwili powrotu z Kalifornii.Proszę cię, powiedz mi o tym, Jack.Chcę tego posłuchać.Na jej twarzy pojawił się wyraz cierpienia grzesznika, który pragnie wyznać długo skrywaną tajemnicę.Urywanymi słowami opowiedziała mu, co się ostatnio zdarzyło.Wspomniała o incydencie w garderobie, o zbyt ciasnych ubraniach i przede wszystkim – o powtarzających się, przykrych komentarzach w pracy.Nie docierały do niej żadne z jego argumentów; nie istniał sposób, żeby ją pocieszyć.Była święcie przekonana, że jej los jest przesądzony; lada chwila zacznie tyć bez względu na to, co zrobi.Manley słuchał ze zdumieniem.Mówiła z tak szaleńczym zapamiętaniem, że obawiał się o nią.Przestał apelować Jacqueline do rozsądku i zamiast tego zaoferował swoje wsparcie.Przyjęła je.Kochał się z nią wolno i czule.Gdy potem leżeli obok siebie w łóżku, otoczył ją ramionami jak tarczą.Upłynęło dużo czasu, zanim zasnął.Śniły mu się ostre, wyraźne obrazy, które napawały go lękiem.Obudził się zmęczony.Przekręcił się na bok i wyciągnął rękę w kierunku Jacqueline.Znalazł tylko ciepłe, puste miejsce.Zdziwił się, westchnął głęboko i zaczął z powrotem zapadać w sen.Wtedy usłyszał krzyk.Natychmiast otworzył oczy.Jack.? Odrzucił kołdrę, zerwał się na równe nogi i pobiegł do przedpokoju.Znalazł ją w łazience.Stała z dłońmi przyciśniętymi do twarzy i patrzyła z przerażeniem w dół, na wagę.Uspokoił się trochę.– Co się stało?Nie mogła wymówić słowa.Drżącym palcem pokazała mu skalę.Spojrzał tam, ale nie zauważył nic, poza strzałką spoczywającą nieruchomo na zerze.– Nie rozumiem.Waga?Pokiwała głową.– Coś nie w porządku?– Przybyło mi trzy kilo – szepnęła.Zrozumiał.– Od kiedy? – zapytał.Chwyciła się za skronie.– To niemożliwe, do cholery! Niemożliwe!Znał jej zwyczaje wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie ważyła się od wielu lat.– Jack, ta waga jest stara.Ma co najmniej dziesięć lat.– Ale działa dobrze.Wiem o tym!– Nie możesz polegać na mojej wadze.Musisz się ważyć zawsze na tej samej.Moja może wskazywać zupełnie co innego niż ta, na której stałaś ostatnio.Różnica może wynosić nawet pięć kilo.Wyciągnęła rękę w kierunku dziesięciokilowych hantli leżących obok.– Działa doskonale! – Na jej twarzy malowała się panika.– Sprawdzałam na twoich ciężarkach!Trzęsła się na całym ciele.Objął ją wpół.– Biorąc pod uwagę to, jak się wieczorem obżerałaś, nie jestem ani trochę zdziwiony.– Bardzo cię proszę, nie próbuj mnie pocieszać.Zawsze tyle jem i doskonale o tym wiesz!– Nie tyle, co wczoraj.Nie było sensu dyskutować dalej.Przytulił Jacqueline mocno i pieszczotliwie gładził po plecach dopóki się nie uspokoiła i nie przestała drżeć.Pociągnęła nosem, wysunęła się z jego objęć i przyjrzała się w lustrze swoim załzawionym oczom.Do świtu pozostało niewiele czasu.– Po prostu powinnaś jeść zdecydowanie mniej – powiedział pokrzepiającym tonem.– Może warto spróbować diety stosowanej w cywilizowanym świecie.– To nic nie da – odparła, patrząc tępo na swoje odbicie.– Nic mi już nie pomoże.Znów będę gruba.– Nie wygłupiaj się.– Ale dlaczego? – szepnęła z przestrachem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|