[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Nie ufam spokojnemu morzu.Dag Tharp, biorąc kolejne ciasteczko z rybiej mąki, zapytał:- Jak stoimy z wodą, Lis?- Jeszcze jedna miarka na głowę i to wszystko do tego posiłku.- Gówno.Nie wiesz, że to jedzenie wywołuje pragnienie?- Będziemy bardziej spragnieni później, jeżeli wypijemy całą wodę w pierwszym tygodniu - odparł Struvin.- Wiesz o tym równie dobrze jak ja.Lis, podaj kilka surowych filetów z ryby dla radiooperatora.Przed opuszczeniem Sorve mieszkańcy wioski załadowali na statki tyle pojemników ze słodką wodą, ile tylko było możliwe.I tak pozwoliło to uzyskać zapas na jakieś trzy tygodnie, zakładając oszczędne racjonowanie.W czasie podróży będą musieli polegać na deszczach napotykanych po drodze; jeśli nie spotkają żadnych, będą musieli znaleźć inne sposoby zaspokajania zapotrzebowania na świeżą wodę.Dobrym sposobem było jedzenie surowych ryb.Wszyscy o tym Wiedzieli.Lecz Tharp nie przyjmował tego do wiadomości.Spojrzał groźnie na Lis.- Zapomnij o tym.Pieprzę surową rybę.- Tłumi pragnienie - powiedział cicho Kinverson.- Tłumi apetyt - odrzekł Tharp.- Pieprzę to.Wolę być spragniony.Kinverson wzruszył ramionami.- Jak chcesz.Za tydzień lub dwa zmienisz zdanie.Lis położyła na stole talerz bladego, zielonkawego mięsa.Wilgotne plastry nie ugotowanej ryby były owinięte pasemkami świeżych, żółtych wodorostów.Tharp wpatrywał się markotnie w talerz.Potrząsnął głową i odwrócił wzrok.Lawler po chwili poczęstował się.Struvin też wziął trochę, i Kinverson.Surowa ryba chłodziła język Lawlera, prawie gasząc pragnienie.Prawie.- Co o tym sądzisz, doktorze? - zapytał po chwili Tharp.- Nie najgorsza - odpowiedział Lawler.- Może, gdybym wziął kawalątko - powiedział radiooperator.Kinverson roześmiał się w swój talerz.- Dupek.- Co powiedziałeś, Gabe?- Naprawdę chcesz, żebym powtórzył?- Wy dwaj, jeśli chcecie się bić, to idźcie na pokład - powiedziała z niesmakiem Lis.- Bójka? Ja i Dag? - Kinverson wyglądał na zaskoczonego.Mógł podnieść Tharpa do góry jedną ręką.- Nie wygłupiaj się, Lis.- Chcesz walczyć? - krzyknął Tharp, a jego rumiana twarz o ostrych rysach poczerwieniała jeszcze bardziej.- Chodź, Kinverson, no chodź.Myślisz, że się ciebie boję?- Powinieneś - Lawler powiedział do niego miękko.- Jest cztery razy większy od ciebie.- Roześmiał się i spojrzał w stronę Struvina.- Jeżeli zużyliśmy cały przydział wody na dzisiaj, Gospo, to co powiedziałbyś na kolejkę brandy? To ugasi nasze pragnienie.- Prawda.Brandy! Brandy! - wrzasnął Struvin.Lis podała mu piersiówkę.Struvin oglądał ją przez chwilę z grymasem na twarzy.- To brandy z Sorve.Zachowajmy ją na czas, kiedy będziemy naprawdę w potrzebie.Podaj, proszę, tę z Khuviar.Brandy z Sorve to szczyny.Lis wyjęła z szafki inną butelkę, długą i obłą, o matowym połysku.Struvin przejechał dłonią wzdłuż jej boku i zaśmiał się z uznaniem.- Khuviar, tak! Na tej wyspie naprawdę znają się na brandy.I na winie.Czy ktoś z was był tam kiedy? Nie, nie, widzę, że nikt.Oni tam piją na okrągło.Najszczęśliwsi ludzie na tej planecie.- Ja byłem tam raz - powiedział Kinverson.- Bez przerwy byli pijani.Nic nie robili, tylko pili i wymiotowali, a potem znowu pili.- Ale co pili - z zachwytem westchnął Struvin.- Och, co oni pili!- W jaki sposób udaje im się cokolwiek zrobić - spytał Lawler - jeśli nigdy nie trzeźwieją? Kto zajmuje się łowieniem? Kto naprawia sieci?- Nikt - odrzekł Struvin.- To nieszczęsne i plugawe miejsce.Trzeźwieją na tak długo, ile potrzeba, aby zejść do zatoki i znaleźć wiązkę winnego wodorostu, który potem przetwarzają na wino lub brandy i piją dalej.Nie uwierzylibyście, że można tak żyć.Ubierają się w łachmany.Mieszkają w szałasach z wodorostów jak Skrzelowcy.W zbiorniku mają słonawą wodę.To paskudne miejsce.Tylko kto powiedział, że wszystkie wyspy muszą być jednakowe? Każda jest inna.Jedna niepodobna do drugiej.I tak, według mnie, powinno być; każda wyspa jest sobą i żadnym innym miejscem.A na Khuviar umieją pić.Proszę, Tharp.Mówiłeś, że chce ci się pić? Spróbuj mojej doskonałej brandy z Khuviar.Ja stawiam.Poczęstuj się.- Nie lubię brandy - powiedział Tharp ponuro.- Diabelnie dobrze o tym wiesz, Gospo.A poza tym brandy tylko zwiększy pragnienie.Wysusza błony śluzowe ust.Prawda, doktorze? Pan powinien zdawać sobie z tego sprawę.- Wypuścił powietrze w westchnieniu gwałtownym jak eksplozja.- Do cholery, dajcie mi tę surową rybę!Lawler podsunął mu tacę.Tharp nadział plasterek na swój widelec, przyjrzał mu się przez chwilę, jak gdyby nigdy przedtem nie widział kawałka surowej ryby, i w końcu odgryzł próbny kęs.Obrócił go w ustach kilka razy, połknął, podumał.Potem odgryzł następny kęs.- Hej - powiedział.- To jest niezłe.Całkiem niezłe.- Dupek - powtórzył Kinverson.Uśmiechnął się jednak przy tym.Po posiłku wszyscy wyszli na pokład na zmianę wachty.Henders, Golghoz i Delagard, którzy trudzili się przy takielunku, zeszli na dół, a Martello, Pilya Braun i Kinverson zajęli ich miejsca.Jaskrawy blask Krzyża przecinał niebo na ćwiartki.Morze było tak spokojne, że jego odbicie stanowiło schludną linię chłodnego, białego ognia leżącego na wodzie, rozciągającego się w nieskończoność, w której rozmazywało się i ginęło
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|