Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ptak jednak chyba nie zdaje sobie sprawy z ich obecności.Jak emisariusz z krainy ciemności, niosący radosną nowinę o śmierci istotom jeszcze nie wytępionym, idzie im naprzeciw.- Świetnie - mówi Nerita.- Anthony, wskaż ręką na dodo, jakbyś go w tej chwili zobaczył.Kent, chciałabym, żebyś patrzył na swoją strzelbę, jakbyś zaglądał w zamek, czy coś takiego.Świetnie.I jeszcze, Sybille, utrzymaj tę pozycję, celuj.właśnie tak! Nerita robi zdjęcie.Sybille strzela zachowując całkowity spokój.- - Kazi imekwisha - mówi Gracchus.- Robota skoń­czona.Rozdział 6Chociaż koncentracja na własnej osobowości jest w najlepszym przypadku kłopotliwa, podobnie jak przekraczanie granicy z pożyczonymi dokumenta­mi, wydaje się jedynym koniecznym warunkiem dla nabrania szacunku dla samego siebie.Niezależnie od całej naszej banalności, oszukiwanie samego sie­bie pozostaje najtrudniejszą formą oszustwa.Sztucz­ki, które wywierają wrażenie na innych, nie mają najmniejszego znaczenia w dobrze oświetlonym wnętrzu, w którym rozprawiamy się sami ze sobą.Uprzejme uśmiechy czy dobre zamiary nic tu nie pomogą.Joan Didniou, On Self-Respect- Lepiej, żeby pan uwierzył w to, co mówi Jeej - po­wiedział Dolorosa.- Dziesięć minut w Zimnym Mieście i znajdą pana, może nawet pięć minut.Człowiek, którego przyprowadził Jijibhoi, był niski, nie­chlujny, z długimi, rozczochranymi włosami i ognistymi oczyma.Miał czterdzieści, może pięćdziesiąt lat.Skóra jego była ziemista, a twarz wychudła.Zmarli, których Klein widział z bliska, otoczeni byli aurą nieziemskiego spokoju.Ten - nie.Dolorosa był spięty, niespokojny, miał ruchliwe dłonie, wciąż przygryzał wargę.Nie było jednak wątpli­wości, że był zmarłym, podobnie jak Zacharias, jak Gracchus, jak Mortimer.- Co zrobią? - spytał Klein.- Złapią.Złapią.Będą wiedzieli, że nie jesteś zmarłym.Tego nie da się podrobić.O Jezu! Czy nie rozumiesz po angielsku? Jorge to obce imię.Powinienem wiedzieć od razu.Skąd pan pochodzi?- Z Argentyny, ale przyjechałem do Kalifornii w pięć­dziesiątym piątym roku, kiedy byłem małym chłopcem.Je­żeli mnie złapią, to trudno.Chciałbym się po prostu tam do­stać i przez pół godziny porozmawiać z moją żoną.- Pan już nie ma żony.- Z Sybille - powiedział Klein tracąc nadzieję.- Chciałbym porozmawiać z Sybille, moją.moją byłą żoną.- Dobrze, wprowadzą pana.- Ile to będzie kosztować?- Proszę o tym nie myśleć - powiedział Dolorosa.- Jestem wiele winien Jijibhoiowi.Bardzo wiele.Zorganizuję narkotyk.- Narkotyk?- Narkotyk, jakiego używają agenci skarbowi, infiltru­jąc Zimne Miasta.Zwęża źrenice i naczynia włoskowate.Po zażyciu człowiek wygląda jak zmarły.Agentów zawsze łapią i wyrzucają.To samo zrobią z panem.Będzie pan jednak miał przynajmniej poczucie, że jest pan odpowiednio zamaskowany.Jedna kapsułka codziennie rano przed jedze­niem.- Dlaczego agenci skarbowi infiltrują Zimne Miasta? - spytał Klein patrząc na Jijibhoia.- Z tego samego powodu, dla którego infiltrują inne miejsca - wyjaśnił Jijibhoi.- Na przeszpiegi.Chcą skom­pletować dane na temat operacji finansowych prowadzonych przez zmarłych.Widzi pan, dopóki Kongres nie zatwierdzi nowego ustawodawstwa dotyczącego zdefiniowania pojęcia osoby żyjącej, nie ma możliwości, by zmusić osobę oficjalnie uznaną za zmarłą do wywiązywania się.- A teraz sprawy podstawowe - wtrącił się Dolorosa.- Mogę uzyskać dla pana kartę stałego pobytu w Zimnym Mieście Albany w stanie Nowy Jork.Umarł pan w grudniu.Został pan ożywiony na wschodzie, ponieważ.zastanówmy się.- Mogłem uczestniczyć w dorocznym spotkaniu Amery­kańskiego Towarzystwa Historycznego - zasugerował Klein.- To właśnie robię.Jestem profesorem historii najnowszej na uniwersytecie kalifornijskim w Los Ange­les.Ze względu na okres świąteczny moje ciało nie mogło być przesłane do Kalifornii z braku miejsca.Dlatego skie­rowano mnie do Albany.Czy to brzmi prawdopodobnie?- Lubi pan wymyślać kłamstwa, panie profesorze? - uśmiechnął się Dolorosa.- Wyczuwani tę umiejętność u pa­na.Dobrze.Zimne Miasto Albany.To jest pierwszy pański wyjazd.Na wysuszenie, tak jak motyl suszy się po wyjściu z poczwarki.Jest pan mięciutki i wilgotny, sam w niezna­nym miejscu.Będzie się pan musiał dużo nauczyć o sposo­bie zachowania, zwyczajach, życiu w społeczeństwie i o in­nych bzdurach.Zajmiemy się tym jutro, we środę i w piątek.Trzy lekcje powinny wystarczyć.A teraz sprawy podstawo­we.Będąc w Zimnym Mieście, trzeba pamiętać o trzech rzeczach.Po pierwsze, nigdy nie należy zadawać bezpośred­nich pytań.Po drugie, nigdy nie należy nikogo dotykać.Po trzecie, należy pamiętać, że dla zmarłego cały wszech­świat jest fantazją.Nie ma nic rzeczywistego, nic nie ma większego znaczenia.Wszystko jest żartem, tylko żartem, przyjacielu, tylko żartem.*W początkach kwietnia Klein poleciał do Salt Lakę City, wynajął samochód i wyruszył w kierunku płaskowyżu oto­czonego czerwonawymi wzgórzami, gdzie zmarli zbudo­wali Zimne Miasto Zioń.Była to już jego druga wizyta w nekropolii.Poprzednim razem był tu późnym latem 1991 roku.Był to upalny, suchy okres, kiedy słońce wy­dawało się wypełniać pół nieboskłonu i nawet poskręcane jałowce wydawały się półprzytomne z pragnienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript