[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Stada z rozwianymwłosem i roziskrzonym wzrokiem zaczęły latać po mieście w poszukiwaniu takiegosamego.Następnie zdezorganizowałam życie prywatne kilkunastu osób i pracę wkilku zaprzyjaźnionych instytucjach, domagając się od wszystkich wizerunkuświętego Jerzego, walczącego ze smokiem, na sztandarze bowiem między innymimiały być uwidocznione postaci świętych pańskich.Życzliwi ludzie zaczęli robićgeneralne porządki w mieszkaniach, poszukując dla mnie stosownego obrazka,przewracali do góry nogami rozmaite archiwa, a jedni znajomi z rozpęduprzeprowadzili w domu nawet całkowity remont.Kiedy wreszcie ktoś wydębiłświętego Jerzego na białym koniu od powinowatych z prowincji, przynosząc go zwielkim triumfem, okazało się, że popełniłam pomyłkę i pomieszałam świętych.Według opisu technicznego na sztandarze miał figurować nie święty Jerzy, aświęty Michał Archanioł walczący ze smokiem.O świętego Michała było łatwiej,dostałam go w kościele Świętego Michała, niedaleko własnego domu.Wdarłam się doMuzeum Wojska Polskiego w poniedziałek, kiedy było nieczynne, i uzyskałam wzorymilitarne.Plakatówkę, pędzle i przedwojenne 10 złotych pożyczyłam odprzyjaciółki.Po kilku tygodniach zamieszania i wytężonej pracy sztandar byłgotowy.Gaweł miał z tym tyle wspólnego, że od niego również domagałam sięświętego Jerzego.Wiedziałam, że ma brata imieniem Jerzy i upierałam się, iżbrat powinien posiadać wizerunek patrona.Na jakiś czas Gaweł zaniechałjakichkolwiek rozmów ze mną.Od Baśki zaś pożyczyłam owe 10 złotych,przebierałam w kilku egzemplarzach i jej był najporządniejszy, to znaczynajlepiej był na nim widoczny zamówiony przez Kanadę orzeł.Baśka rozmawiać zemną jakoś nie przestała.Wszyscy, poruszeni uprzednio świętym Jerzym, świętymMichałem, złotą farbą, papierem toaletowym i przedwojennym bilonem, żywointeresowali się rezultatami moich poczynań i koniecznie chcieli oglądaćarcydzieło.Pokazywałam je niechętnie, bo gęsta plakatówka rozmazywała się zbyle powodu, wykorzystałam zatem pierwsze od długiego czasu zebranietowarzyskie, żeby dokonać prezentacji hurtem.Z satysfakcją rozwinęłam natapczanie dwa wielkie, kolorowo pomalowane arkusze brystolu i pozwoliłam impodziwiać.Całe grono z szacunku dla mojej ciężkiej pracy powstrzymało się odnietaktownej krytyki.Niektóre osoby po demonstracji wyszły, a niektóre zostały.Ściśle biorąc, zostało ich czworo, Baśka, Paweł, Janka i Marcin.Paweł odmalowidła nie mógł wręcz oczu oderwać.- Sztandar, jak żywy! - zawyrokował zzachwytem.- Ciekawa jestem, jak to będziesz wysyłać - powiedziała Baśka.-Rozmazuje się rzeczywiście.Nie umiem sobie wyobrazić żadnego odpowiedniegosposobu.- No właśnie! - przyświadczyła żywo Janka.- Ja sobie tego też niewyobrażam.Zamówisz takie wielkie pudło czy jak? - Złożysz na czworo? - Coś ty,musiałaby chyba na szesnaścioro, na czworo do niczego nie wejdzie! - Oni miwłaśnie proponowali, żeby złożyć na czworo i wysłać listem - powiedziałam zpolitowaniem.- Idiotyczny pomysł.- Dlaczego? Da się złożyć.- I jak tobędzie wyglądało? Nawet gdybym dostała taką wielką kopertę, dojdzie do tejKanady w charakterze wygniecionego śmiecia.Wyślę paczką.- I uważasz, że wpaczce się nie pogniecie? - zdziwiła się Janka.- W żelaznej skrzynce -powiedział pouczająco Paweł.- Albo w bardzo porządnej walizce.- Nie w żadnejskrzynce ani walizce, tylko w tekturowej rurze.Takiej grubej.Zwinę w rulon,wepchnę do rury i po krzyku.- Znakomita myśl! - pochwalił jadowicie milczącydotąd Marcin.- Przewiduję, że będziesz miała w tym duży ubaw.Zaniepokoiłamsię.- Jak to? Co chcesz przez to powiedzieć? - Nic takiego.Rozwiną na poczcie,obejrzą i każą ci to wycenić jako dzieło sztuki.W Desie i w konserwacjizabytków.Wszyscy razem spojrzeliśmy na niego z nieskrywaną zgrozą.Przepowiednia była potworna.- Czyś oszalał? - spytałam z odrazą.- Uważasz, żeja ten bohomaz pokażę w Desie? Prędzej trupem padnę! - To ci nie przyjmą dowysyłki.- On ma rację - przyświadczyła grobowo Baśka.- Jak będzie zwinięte wrulon, powiedzą, że to obraz.Obrazów nie wolno wysyłać bez tych wszystkichpieczęci.Może lepiej złóż.- Na szesnaścioro - podsunął Paweł.Zirytowali mnietym gadaniem okropnie.- Odczepcie się! Nie złożę, mowy nie ma! Żaden kretyn nieuzna tego za dzieło sztuki! - Kretyn uzna, owszem.- wtrącił słodko Marcin.-Byłby to kretyn, który musi przebywać w zakładzie zamkniętym, a nie w państwowejinstytucji! Nie będę niszczyć własnej pracy! Zwinę dopiero na poczcie, żeby niemiętosić dwa razy, wepchnę do rury, zapakują i odleci.I przestańcie mi tugłupio krakać.- No jak to? - powiedziała niepewnie Janka.- I uważasz, że co?Że już nikt tego nie będzie wyciągał i oglądał? - A po diabła miałby ktokolwiekoglądać? - No, a ta.kontrola celna?- Kontrola celna obejrzy właśnie przy pakowaniu.- I potem już nie? Myślałam, że gdzieś tam jeszcze po drodze otwierają te paczkii kontrolują.- Niby kto miałby to robić? Konduktor w pociągu czy pilot wsamolocie? Mogę cię zapewnić, że nie.- Skąd wiesz? - Specjalnie siędowiadywałam, wtedy kiedy pisałam o szmuglowaniu narkotyków.Zasięgałaminformacji we wszelkich możliwych instytucjach.Paczki ogląda kontrola celnaprzy wysyłaniu na poczcie, potem to clą, pakują i cześć.Paczka leci i pies zkulawą nogą do niej nie zagląda aż do końca.Chyba, że mają wiadomość odmilicji, że ktoś coś przemyca, wtedy sprawdzają szczegółowo.Wątpię, czy milicjazechce twierdzić, że ja coś przemycam.Usunęłam sztandar z tapczanu i wyjęłam z pudełka karty do brydża.Byłam zdania,że po tylu wysiłkach należy mi się odrobina niewinnej rozrywki.Paweł przysunąłfotel, Baśka zapaliła papierosa i przyniosła sobie dodatkową popielniczkę.-Jesteś pewna? - spytała niedowierzająco.- Czego? Że milicja mnie nie podejrzewao przemyt?- Nie, że tych paczek po drodze nie otwierają.Jakoś mi się wydawało, żepowinni.- Została ci obsesja z okresu błędów i wypaczeń.Mówię ci, że oglądająna poczcie i potem już nie.Janka zrzuciła pod stół połowę talii i obydwoje zPawłem zaczęli się czołgać na czworakach.Baśka upierała się przy swoim.- Wtakim razie mogę komuś wysłać ludowy Jasiek, wypchany brylantami.I co? I niktmnie nie złapie? - Złapią cię już przy wysyłaniu, bo Jasiek będzie za dużoważył.Ale możesz go wypchać dolarami w papierkach i wtedy cię nie złapią.-Masz dolary w papierkach? - zainteresował się Paweł spod stołu.- Też ją złapią,bo te papierki będą szeleściły - powiedział równocześnie Marcin.- Możesz wysłaćmateriały szpiegowskie - przyzwoliłam łaskawie.- Jakiś mikrofilm albo coś w tymrodzaju.Małe, lekkie i nie szeleści.- Nie mam materiałów szpiegowskich -zmartwiła się Baśka.- Dolarów i brylantów też nie mam.Może wy macie? - Jasne,że mamy.Na kopy.Specjalnie wymalowałam ten sztandar, żeby je przemycić przyokazji
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|