Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym fakcie mogła się kryć jakaś pożyteczna wskazówka, ale Lando nie odzyskał przytomności umysłu na tyle, żeby ją odgadnąć.Gubernator zamrugał ciężkimi powiekami.- Lando Calrissian?Wyglądało na to, że wszyscy przynajmniej wiedzą, jak się na­zywa.Głos, jaki rozległ się w gabinecie, zabrzmiał jednak zdumie­wająco piskliwie i cicho, jeżeli zważyć na fakt, że wydobył się z ust kogoś tak otyłego i nieruchawego.Lando pomyślał także, że wy­czuł w tym głosie większą nerwowość, niż uzasadniałyby to oko­liczności.Zazwyczaj hazardziści zwracają na takie drobne szcze­góły większą uwagę niż psychologowie.Muszą.Silnie umięśniony i nieprawdopodobnie szeroki w barach, gu­bernator przypominał - bardziej niż cokolwiek innego - wysmagany przez wichury pień starego drzewa, zwieńczonego koroną delikat­nych jak puch włosów.Sprawiał wrażenie człowieka, który nigdy nie zdradza, jakie karty mu rozdano, ani nigdy niepotrzebnie nie ry­zykuje.Dzięki temu ma wszelkie zadatki, aby stać się nieprzejedna­nym, bezlitosnym graczem.Mimo to, kiedy los cię okaże się dla niego łaskawy, będzie krzy­czał i wściekał się jak dziecko.Lando doskonale znał takich ludzi.W obecnej sytuacji nie sądził jednak, by ta wiedza mogła mu się na coś przydać.Zerknął na stojących po obu bokach funkcjonariuszy, któ­rych twarzy nadal nie widział z powodu opuszczonych osłon hełmów, a później przeniósł spojrzenie na gubernatora.Nie miało najmniejsze­go znaczenia, że otyły drab jest w głębi serca najzwyklejszym tchó­rzem - dopóki ów drab dysponował w tej grze wszystkimi atutami.Gubernator zamrugał, po czym uniósł podobne do kloca ramię i powtórzył słowa, które miały być powitaniem - albo, co bardziej prawdopodobne - oskarżeniem.- Lando Calrissian?- Niech pan przeciągnie trochę bardziej pierwsze „a" - odparł hazardzista, stając o własnych siłach i okazując większą odwagę, niż odczuwał w tej chwili.- I położy odrobinę silniejszy akcent na drugą sylabę nazwiska.Proszę kilka razy spróbować, a wtedy wy­mówi to pan całkiem prawidłowo.Przesunął językiem po wargach i wzdrygnął się, kiedy poczuł smak krwi.Coś pulsowało w jego głowie.Podobnie jak we wszy­stkich innych częściach ciała.Spod śmiesznej, przypominającej strzechę czupryny spoglądały na niego lodowato zimne oczy wiel­kości jajek.Zwalisty mężczyzna siedział jednak za zdumiewająco małym i nieprawdopodobnie krucho wyglądającym biurkiem, spo­rządzonym z jakiegoś przezroczystego plastiku.- Lando Calrissian, mamy tu długą listę popełnionych przez ciebie bardzo poważnych wykroczeń, o których niedawno nam doniesiono.Naprawdę poważnych.Co masz do powiedzenia na swoją obronę?Kiedy gubernator skończył mówić, ponownie zamrugał.Tym razem wyglądało to, jakby ból sprawiało mu samo spoglądanie na Calrissiana.Młody hazardzista chciał odpowiedzieć następną cię­tą uwagą, ale ugryzł się w język i zrezygnował.Nie pamiętał, by popełnił jakiekolwiek przestępstwa albo wykroczenia.A przynaj­mniej ostatnio.Nie miał wprawdzie żadnych skrupułów, jeżeli cho­dziło o łamanie prawa, jako że istniało wiele śmiesznych planet, a na każdej obowiązywało wiele śmiesznych przepisów, zarządzeń i poleceń.Mimo to wolałby - z czysto estetycznego względu - zo­stać przyłapanym, gdyby rzeczywiście coś przeskrobał.Postanowił - prawdę mówiąc, eksperymentalnie - uzupełnić słowami prawdy służalcze płaszczenie się, jakie nie wywarło od­powiedniego wrażenia na dostojniku.Kto wie, połączenie tych dwóch rzeczy mogło udobruchać tego tłuściocha, który.- Proszę pana - zaczął.- Wasza Ekscelencjo.nie wiem nic na temat żadnych wykroczeń.O ile dobrze pamiętam, nie popełniłem niczego takiego, z czego można byłoby robić mi jakikolwiek zarzut.Postanowił, że na razie na tym poprzestanie.Składanie skarg mogłoby zostać uznane za przeciąganie struny.Gubernator znowu zamrugał.Lando otworzył usta, by powiedzieć coś więcej.Przeszkodził mu jednak strzęp podartej bluzy piżamy, który wybrał właśnie tę chwilę i zsunął się z ramienia.Młody hazardzista pociągnął no­sem, a potem, przywołując na pomoc całą godność, na jaką po­zwalały okoliczności, umieścił go na poprzednim miejscu.Gubernator znowu zamrugał.Jego gabinetu nie można byłoby określić mianem przestronne­go.Miał jednak dwie pary szerokich drzwi - ale przecież gubernator był też szeroki - umieszczonych w ścianie naprzeciwko biurka i za nim.Podobnie jak te pierwsze, przez które Lando dostał się do pomieszczenia, te drugie miały futrynę, wykonaną z gładkiego alumabrązu.Jedyny wzór, jaki zdobił ich niemal płaskie powierzchnie, powtarzał się na boazerii, listwach podłogowych i lamówce, popro­wadzonej wzdłuż znajdującego się złowieszczo wysoko sufitu.Ściany pomalowano na zjadliwy żółty kolor, zapewne w tym celu, aby har­monizowały z barwą oczu gubernatora.Okna, zamiast draperiami, ozdobiono zarejestrowanymi widokami, które Lando widział w in­nych gwiezdnych systemach: pokrytymi zielonkawym piaskiem pla­żami, ciemnopomarańczowymi nieboskłonami i szkarłatnymi rośli­nami.Całe światy, ukazujące bezmiar złego smaku.Tymczasem gubernator zapewne doszedł do przekonania, że hazardzista jest wystarczająco zastraszony przeciągającą się ciszą.Uniósł nad blat biurka ciężką rękę i popatrzył na funkcjonariuszy, wciąż jeszcze trzymających pod ręce sponiewieranego i niepew­nie stojącego o własnych siłach kapitana gwiezdnego statku.- W takim razie dobrze ci radzę - zaskrzeczał złowieszczo -żebyś odświeżył swóją pamięć, młody niegodziwcze.Niegodziwcze?- pomyślał Lando.- Czy ludzie rzeczy­wiście używają takiego słowa? Zauważył, że gubernator popatrzył na trzymany wydruk, a potem uniósł puchate brwi i powiedział:- Zebrało się tego co niemiara! Niepewne manewrowanie stat­kiem podczas lądowania.Nielegalne sprowadzanie niebezpiecz­nych zwierząt.Mynocki, kapitanie - doprawdy? Posadzenie gwie­zdnego statku na lądowisku bez wymaganego zezwolenia.- Ależ, panie gubernatorze!Calrissian na chwilę zapomniał o tym, gdzie się znajduje.Wy­szarpnął rękę z uścisku palców trzymającego go policjanta, ale w na­stępnej sekundzie widocznie uświadomił sobie, co zrobił, gdyż z powrotem wcisnął pod ramię ukrytą w opancerzonej rękawicy dłoń zdumionego funkcjonariusza, po czym obdarzył go przelot­nym przepraszającym uśmiechem.Z trudem chwytając haust powietrza, uzmysłowił sobie nagle, że przezroczyste biurko, za którym urzędował gubernator, zostało wykonane w całości z gigantycznych, bezcennych życiokryształów! Było ich tyle, że wystarczyłoby do przedłużenia życia setek ludzi.A zatem klucz do rozwiązania zagadki stanowiła władza.To wyja­śniałoby, dlaczego pozbawiony innych mebli gabinet wydawał się taki ponury.Bogactwo i zbytkowne meble nie wywierałyby wła­ściwego wrażenia na siedzących albo stojących przed obliczem gubernatora wrogo usposobionych bryłach marnotrawnych węglowodorów.Zapewne dostojnika pobudzała do działania wy­łącznie perspektywa decydowania o losie i życiu innych istot.- Wasza ekscelencjo, dysponowałem wszelkimi niezbędnymi zgo­dami i zezwoleniami - dodał, zwracając się do Duttesa Mera.- Ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript