Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to porządnie kłopotliwe, ale wolałem taki prysznic od żadnego.Jak wiadomo, kiedy już inżynierowie mieli budowanie rakiet w małym palcu, astronautów nękały awarie klozetów i myśl techniczna długo musiała się wysilać, zanim znalazła rozwiązanie tej szarady.Anatomia człowieka fatalnie przystaje do kosmicznych warunków.Ten tak twardy do zgryzienia orzech spędzał sen z oczu astrotechników, ale nie kłopotał autorów Science Fiction, bo jako wyniosłe duchy po prostu go omijali.Z mniejszą potrzebą pół biedy, chociaż tylko u mężczyzn.Większą natomiast dało się szczęśliwie rozwiązać dopiero dzięki odpowiednio zaprogramowanym komputerom, tak zwanym defekatorom, które mają tylko jedną słabą stronę, mianowicie kiedy się psują, powstaje dramatyczna sytuacja i wtedy każdy musi sobie radzić, jak umie.W moim księżycowym module był to wszakże omal jedyny komputer, który do końca działał jak zegarek szwajcarski, jeśli wolno użyć takiej pochwalnej metafory.Umyty i odświeżony wypiłem kawęz plastykowej gruszki, przekąszając ją babką z rodzynkami pod lejem silnego ekshaustora, nastawionego na pełny ciąg, bo wolałem, żeby mi prąd powietrza wyrwał okruszki z palców, aniżeli udławić się czy zakrztusić rodzynkiem.Nie jestem z tych, którzy rezygnują z przyzwyczajeń dla byle powodu.Posiliwszy się jak należy, zasiadłem w fotelu przed selenografem, i patrząc na globus symulowanego Księżyca, nuż rozmyślać z miłym poczuciem, że nikt nie będzie mi się narzucał z radami, bo nie zawiadomiłem bazy o przebudzeniu, więc sądziła, że jeszcze śpię.Zwierciadlany fenomen oraz gołe dziewczę stanowiły niechybnie dwie kolejne fazy rozpoznania, KTO wylądował i bodaj zadowoliły tego albo to, co zgotowało mi owo przyjęcie, skoro mogłem potem łazić po Flamsteedzie nie mamiony ani nie atakowany.Potrzask, który okazał się miną, tkwił jednak w tym obrazie jak Piłat w kredo.Z jednej strony zadają sobie tyle trudu, żeby wywołać miraże na ziemi niczyjej, działając z dystansu, bo tego wymaga jej nietykalność, a z drugiej zakopują tam miny pułapki, co razem wyglądało, jakbym stał wobec armii wyposażonej w radary dalekiego ostrzeżenia i w maczugi.Mina mogła wszakże pochodzić z dawniejszych czasów, toż nie miałem pojęcia, jak zresztą nikt, co działo się na Księżycu przez tyle lat hermetycznej izolacji.Nie rozwiązawszy zagadki wziąłem się do przygotowań następnego zwiadu.LEM 2, w pełni sprawny, był dziełem firmy General Teletronics, modelem odmiennym od biedaka, którego tak niespodziewanie utraciłem, więc zlazłem do ładowni, żeby go obejrzeć, zanim się nim stanę.Musiał to być siłacz nad siłacze, takie grube miał nogi i ramiona, odpowiednio szerokie bary, potrójny pancerz, który zadudnił głucho, kiedy postukałem weń palcem, a prócz wizjerów w hełmie miał sześcioro dodatkowych oczu, na plecach, na biodrach i na kolanach.Żeby dać bobu konkurencji, która zaprojektowała pierwszego LEMa, General Teletronics wyposażyła swój model w dwa systemy osobistych układów rakietowych: oprócz hamowniczych, odrzucanych po lądowaniu, miał pancerny atleta zamocowane na stałe dysze w piętach, w podkolanach, a nawet jedną w siedzeniu, co winno -jakem wyczytał w instrukcji, pełnej samochwalstwa - wspomagać utrzymanie równowagi i umożliwiało ponadto wykonywanie skoków osiemdziesięcio- lub stusześćdziesięciometrowych.Do tego wszystkiego pancerz lśnił jak czysta rtęć: żeby się promień każdego świetlnego lasera po nim ześlizgnął.Pamiętałem z grubsza, jaki wspaniały jest ten LEM, ale nie powiem, żeby mnie zachwyciła lustracja, boż im więcej wizjerów, oczu, indykatorów, dysz, urządzeń pomocniczych, tym bardziej zajmują uwagę, a będąc standardowym człowiekiem, miałem tyle samo kończyn i zmysłów co każdy.Wróciwszy do kabiny, włączyłem się próbnie w tego zdalnika i stanąwszy nim, a właściwie już sobą, na równych nogach, zapoznałem się z jego sterowaniem paskudnie skomplikowanym.Przycisk umożliwiający dawanie wielkich susów miał postać małego ciasteczka, z którego biegły odpowiednie przewody, a wziąć go należało w zęby.Jakże więc miałem ro^mawiać z bazą z takim przyciskiem w gębie? Otóż to elastyczne ciasteczko można było urobić w palcach jak plastelinę i włożyć sobie do wewnętrznej kieszonki policzka, a wydobyć i nagryźć trzonowymi zębami w razie potrzeby.Jeżeli jednak sytuacja była szczególnie napięta, mogłem, tłumaczyła instrukcja obsługi, trzymać przycisk cały czas między zębami, zważając tylko na to, żeby ich zbyt mocno nie zacisnąć.O szczękaniu zębami, wskutek nagłego podniecenia, nie było tam ani słowa.Polizałem ów przycisk, a smak miał taki, żem go od razu wypluł.Zdaje mi się, chociaż nie przysięgnę, że na poligonie ziemskim c^ymś go smarowano, bodajże pastą pomarańczową albo miętową.Wyłączywszy na powrót zdalnika, wzbiłem si? na wyższą orbitę i pomknąłem wokół Księżyca, aby nasterować cel numer zero zero dwa, między Marę Spumans a Marę Smythii, już w miarę grzecznie gwarząc z ziemską bazą.Leciałem spokojnie jak nakarmione dziecko w kołysce, aż tu coś dziwnego poczęło się dziać w selenografie.Jest to urządzenie znakomite, dopóki działa bez zarzutu.Nie ma sensu wozić się z rzeczywistym globusem Księżyca, toteż zastępuje go trój­wymiarowy obraz, tworzony holograficznie, a efekt jest taki, jakby cały duży Księżyc wirował ci pomału przed oczami, wisząc w powietrzu o metr, przy czym widać doskonale zarówno całą rzeźbę powierzchni, jak granice sektorów i nazwy ich posiadaczy, więc kolejno przepływały przede mną te między­narodowo przyjęte skróty, jakimi oznacza się auta: US, G, I, F, SU, S, N, i tak dalej.Coś się jednak w pewnej chwili popsuło, bo sektory zaczęły się najpierw mienić wszystkimi barwami tęczy, potem ospa większych i mniejszych kraterów zmętniała, obraz zadygotał, a gdy rzuciłem się do regulatorów, powrócił jako biała, gładka, niczym nie tknięta kula.Zmieniałem ostrość fokalizacji, zwiększałem i zmniejszałem kontrast, z takim skutkiem, że przez krótką chwilę pojawił się Księżyc do góry nogami, a potem znikł na dobre i żadna siła nie mogła już zmusić selenografu do normalnego działania.Powiedziałem więc o tym Wivitchowi, i naturalnie usłyszałem, żem coś pokręcił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript