Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słabymbogiem musiał być Zalmoksis, skoro nie potrafił obronić swoich wyznawców.Tak oto, nielicząc paru najdalszych zakątków kraju, w całej Dacji jego kult został wykorzeniony iobalonemu bóstwu nigdy już nikt nie złoży krwawej ofiary, jak to dotąd bywało co pięć lat.Dakowie to lud ciemny, bezbożny i niebezpieczny.Zagrażali naddunajskim ziemiom,a dzięki swoim nieprzebranym skarbom nawet samemu Rzymowi - tyle przynajmniejwiedzieli od dowódców idący w bój legioniści.Czasami jednak Marek odnosił wrażenie, żewalczą po prostu z ludźmi dumnymi, desperacko broniącymi swej ziemi, wolności i kultury.Praca nad rzeźbami upamiętniającymi zwycięstwa cesarza sprawiała młodzieńcowi ból,przypominała mu bowiem wszystkie wojenne okrucieństwa, których był świadkiem.Byłrozdarty, gdyż z jednej strony spod jego rąk wychodziły dzieła skończenie piękne, z drugiejjednak były apoteozą brutalnej siły i wyrazem akceptacji dla zadawania cierpienianiewinnym.Przedłużające się milczenie przerwał w końcu Apollodoros, którego chyba nie trapiłypodobne myśli.- Przyjrzyjmy się bliżej - powiedział i jął się wspinać na rusztowanie.Marek posłusznie ruszył jego śladem.Choć już wielokrotnie prowadzili takieszczegółowe oględziny, za każdym razem dostrzegał niedociągnięcia.Teraz najbardziejuciążliwym problemem stało się mocowanie filigranowego oręża.W wielu miejscachwywiercono bowiem w marmurze otwory, dzięki czemu figurki wojaków mogły dzierżyćdopasowane do nich metalowe miecze.Ten nowatorski pomysł, dzięki któremu relief zyskałwiększą głębię, szczególnie oglądany z daleka, podsunął mistrzowi on sam.Niestety,rzemieślnicy, którym powierzono to żmudne zadanie, nie przejęli się nim zbytnio i pominęliwiele takich uchwytów.Marek wciąż znajdował przeoczone przez fuszerów sylwetki.W stupięćdziesięciu pięciu oplatających kolumnę scenach uwieczniono jednak ponad dwa i półtysiąca postaci - zrozumiałe więc, że przy takiej liczbie ich wykonanie nie zawsze byłonajwyższej jakości.Apollodoros jednak żądał perfekcji, a Marek za wszelką cenę starał siępodołać jego oczekiwaniom.W miarę jak dwaj mężczyźni wdrapywali się wyżej i wyżej, Marek dał się porwaćwirowi refleksji nad tym najnowszym rozdziałem historii.Poprowadziwszy do bojutrzynaście legionów - ponad sto tysięcy żołnierzy - Trajan nie tylko odniósł miażdżącezwycięstwo, ale też zniszczył cywilizację autochtonów.Warownie, miasta i świątynie Dakówzrównano z ziemią.W obliczu całkowitej klęski król Decebal rozpaczliwie próbował ukryćswój legendarny skarb: zmienił bieg rzeki, zakopał w jej korycie skrzynie wypełnionesrebrem i złotem, a następnie przywrócił nurt na stare miejsce.Tak wielkiej pracy nie udałosię jednak utrzymać w tajemnicy; najeźdźcy wnet się o wszystkim zwiedzieli, skarb wydobylii pod silną eskortą odesłali do Rzymu.Wkrótce do kufrów imperium miało popłynąć jeszczewięcej złota, jako że odkryto także dackie kopalnie, gdzie zaprzężono już do pracy wielunowych niewolników.Gdy więc jego armie wyrżnięto, lud zniewolono, miasta zburzono i wydarto skarb, cóżpozostało królowi Decebalowi innego, jak targnąć się na swe życie? Gdy go znaleziono,siedział wyprostowany, w najparadniejszej monarszej szacie, na kamiennej ławie przedzasypaną przez Rzymian świętą jaskinią na górze Kogajonon, w otoczeniu całej świty, którawraz z nim zażyła truciznę.Królewskie zwłoki żołnierze odarli z odzienia i zbezcześcili; szatęspalono, a okaleczony korpus zrzucono z urwiska na pastwę sępów, głowę zaś wekspresowym tempie zawieziono rozstawnymi końmi do Rzymu wraz z wieścią o wspaniałejwiktorii.Gdy lud wyległ na ulice świętować zwycięstwo, makabryczne trofeum zostałonajpierw wystawione na Kapitolu, a później na uciechę motłochu zrzucono je ze schodówGemońskich.Ktoś kopnął głowę w tłum, gdzie odbijano ją jak piłkę, dopóki nie upadła nabruk.Ludzie jeden przez drugiego kopali ją i deptali, każdy chciał bowiem móc powiedzieć osobie: „Miałem pod stopą króla Decebala”.Kiedy Trajan wrócił do Rzymu, miasto bawiło się i ucztowało bez przerwy przez stodwadzieścia trzy dni.W tym czasie w amfiteatrze Flawiuszów starło się dziesięć tysięcygladiatorów i zarżnięto jedenaście tysięcy zwierząt.Widowisk na taką skalę świat dotąd niewidział; bez precedensu był także rozmach, z jakim cesarz wziął się do rozbudowy stolicy,czego efekty widać było najlepiej z najwyższych pięter rusztowania wokół kolumny.Marek iApollodoros podziwiali właśnie największą bazylikę, jaką kiedykolwiek wzniesiono -ogromna budowla cała wyłożona była marmurem i lśniła w słońcu śnieżnobiałym blaskiem.Na dziedzińcu u jej podnóża, najrozleglejszym placu w centrum miasta, królowałamonumentalna statua Trajana na koniu.Dalej, na wprost uciętej ściany Kwirynału, budowanorozległy, wielopiętrowy kompleks handlowy.Był tam i nowy gimnazjon, gdzie mogły sięodbywać zawody sportowe, i termy wspanialsze nawet od tych, które zafundował ludowiTytus.W dole po obu stronach kolumny rosły skrzydła biblioteki Trajana; część przeznaczonana dzieła łacińskie była już na ukończeniu, a jej elegancka czytelnia, pełna popiersiznamienitych autorów, lada dzień miała otworzyć podwoje dla publiczności.Wytężona pracawrzała za to w skrzydle greckim, wciąż we wcześniejszej fazie budowy.Apollodoros, któryzaprojektował i realizował wszystkie te przedsięwzięcia, nazywał je „owocami Dacji”.Żadna z tych ogromnych budowli nie dorównywała jednak wysokością nowejkolumnie.Marek i jego mistrz wspięli się na jej szczyt z ostatniej platformy rusztowania.Stądpraktycznie nic nie przesłaniało zapierającej dech w piersiach panoramy Rzymu - wyżej byłatylko kapitolińska świątynia Jowisza.Powoli wodząc wzrokiem po dachach stolicy świata,Marek rozpoznał dom swego ojca na Palatynie, dalej szeroko rozpostarty kompleks pałacowy,amfiteatr Flawiuszów i strzelisty pomnik Heliosa w odległym zakątku Forum, tłoczne zaułkiSubury, Wzgórze Ogrodów, rozległą równinę Pola Marsowego i zamykający ją srebrzysty łukTybru.Jedynym dziełem rąk ludzkich, które dosięgało ich poziomu, był gigantyczny żurawustawiony tuż obok greckiego skrzydła nowej biblioteki.Apollodoros nie bez dumy wskazałgo ruchem głowy.- Wczoraj wieczorem jeszcze raz sprawdziłem wszystkie obliczenia - oznajmił.-Wszystko gotowe, dziś ustawimy pomnik na miejscu.Marek obserwował ludzi uwijających się przy posągu Trajana, który miał zwieńczyćkolumnę.Mężczyźni zabezpieczali ją łańcuchami owiniętymi wojłokiem i mocowali do linżurawia.- Kiedy dokładnie? - spytał.- Gdy tylko uda mi się zebrać wszystkich robotników.Zejdźmy teraz wewnętrznymischodami, wydam ostatnie instrukcje, a ty przypatruj się bacznie wszystkiemu.Chodź,Pigmalionie.Dawno temu Apollodoros dowiedział się od samego cesarza, że tak kiedyś Markanazywano [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript