Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Również gwardia szwajcarska saluto­wała patriarchom, imamom i rabinom, a kiedy gwardziści spotykali ka­płana wysokiej rangi, na znak szacunku zdejmowali hełmy i ciemne okulary.Był to jedyny ludzki odruch, na jaki pozwalali sobie Szwajcarzy.Powiadano o nich, że nie potrafią się nawet pocić.- Strach bierze, jakie to bydlaki - zauważył Ryan, który stał na rogu w koszulce z krótkimi rękawami.Amerykańcy turyści trzaskali pamiąt­kowe zdjęcia, Żydzi wyglądali tak, jak gdyby coś komuś mieli za złe, Arabowie uśmiechali się.Chrześcijanie, wypłoszeni z Jerozolimy nasila­jącymi się w ostatnich latach aktami przemocy, zaczynali dopiero ścią­gać do miasta.Kiedy pięciu mężczyzn zatupało butami o bruk, posuwa­jąc się swobodnym krokiem naprzód i kręcąc hełmami na prawo i lewo, wszyscy pospiesznie zaczęli im schodzić z drogi.- Rzeczywiście wygląda­ją jak Marsjanie.- A wiesz? - zagadnął go Awi.- Od pierwszego tygodnia nie zdarzył się na nich ani jeden napad.Ani jeden.- Nie chciałbym się dostać w ich łapy - zauważył cicho Clark.Zrządzenie samej Opatrzności zechciało, że w pierwszym tygodniu nowych porządków arabski wyrostek zakłuł nożem Izraelitkę.Nie był to czyn terrorystyczny, lecz zwykły napad rabunkowy.Wyrostek nie zauwa­żył, że dzieje się to na oczach szwajcarskiego szeregowca, który natych­miast doścignął napastnika i unieszkodliwił serią ciosów rodem z filmu.Arab stanął następnie przed obliczem trójki kapłanów, którzy pozwolili mu wybrać między kodeksem izraelskim i islamskim.W swej głupocie Arab wybrał sąd islamski.Zostawiono go na tydzień w izraelskim szpita­lu, by wylizał się z obrażeń, po czym osądzono zgodnie ze wskazówkami Koranu.Sądowi przewodniczył imam Ahmed bin Jusif.Dzień po proce­sie przewieziono skazańca samolotem do Rijadu w Arabii Saudyjskiej, gdzie na placu z pręgierzem pozwolono mu wyrazić żal za swój uczynek, po czym publicznie ścięto go zakrzywionym mieczem.Ryan zastanawiał się, jak po hebrajsku, grecku i arabsku mówi się pour encourager les autres.Izraelczyków w każdym razie oszołomiło tempo i surowość kary, lecz muzułmanie wzruszali tylko ramionami, powtarzając, że Koran ma własny surowy kodeks, który z biegiem lat dowiódł swojej skuteczności.- Wasi ludzie ciągle nie mogą się pozbierać, co?Awi spochmurniał.Ryan swoim pytaniem zmuszał go do przedstawie­nia prywatnej opinii czy wręcz do powiedzenia prawdy.- Na pewno czują się bezpieczniejsi z tymi komandosami.Napra­wdę chcesz wiedzieć, Jack? - W Awim znów zwyciężyła szczerość.- Jasne.- Nauczą się.Potrwa to jeszcze długie tygodnie, ale się nauczą.Ara­bowie lubią Szwajcarów, a nastroje Arabów to klucz do wszystkiego, co się dzieje na ulicy.A ty, czy też mi coś wytłumaczysz?Clark na te słowa nieznacznie odwrócił głowę.- Może - odrzekł Ryan, zapatrzony w ruch uliczny.- Ile miałeś wspólnego z tym planem?- Nic a nic - odpowiedział Jack chłodnym tonem, który współbrzmiał z postawą gwardzistów.- Zapomniałeś, że to Charlie Alden wpadł na taki pomysł? Ja byłem tylko gońcem.- To samo powiada na prawo i lewo Elizabeth Elliot.- Awi nie musiał kończyć swojej kwestii.- Nie zapytałbyś mnie o to, gdybyś nie znał odpowiedzi, Awi, więc dlaczego pytasz?- Piękna robota - rzekł tylko generał Ben Jakob i skinął na kelnera.Zamówił dwa piwa.Milczeli przez chwilę.Clark i drugi ochroniarz oczy­wiście nie pili.- Trochę za mocno naciskał na nas ten twój prezydent.Żeby grozić odcięciem dostaw broni.- Mnie się też wydaje, że niepotrzebnie się tak denerwował, ale to nie ja dyktuję mu politykę, Awi.Twój naród sam jest sobie winien, po co było strzelać do tych demonstrantów? Wróciliście do rozdziału historii, o któ­rym lepiej zapomnieć.Masakra odebrała jakiekolwiek argumenty wa­szemu lobby w Kongresie.Pamiętaj, że większość tych polityków trzyma z nami, jeśli chodzi o prawa człowieka.Sami zmusiliście nas do naci­sków, Awi, dobrze wiesz.Poza tym.- Ryan przerwał nagle.- Co, poza tym?- Awi, rozejrzyj się tylko! To wszystko może się udać! - zawołał Jack, kiedy na stół wjechało piwo.Był tak spragniony, że w sekundę osuszył jedną trzecią butelki.- Jest i taka możliwość, choć niewielka - przyznał generał.- Macie w Syrii lepszą siatkę niż nasza - przypomniał Ryan.- Słysza­łem, że nawet tam pojawiają się przychylne głosy na temat porozumie­nia.W zaciszu gabinetów, oczywiście.Dobrze słyszałem, co?- Jeżeli to prawda - mruknął Awi.- Wiesz, w jakie informacje najtrudniej uwierzyć?Generał wbił oczy w odległy mur, jak gdyby nad czymś rozmyślał.- Wiem.Najtrudniej uwierzyć, że ktoś chce pokoju, nie wojny.Jack przytaknął i zauważył:- I tu właśnie mamy wreszcie nad wami przewagę.Sami musieliśmy się już raz przestawić.- Jest jednak różnica.Przecież Moskwa nie powtarza głośno ani nie oświadcza oficjalnie, jak od dwudziestu lat Arabowie, że zmiecie was z powierzchni ziemi.Możesz powtórzyć szanownemu prezydentowi Fowlerowi, że z takich lęków niełatwo się wyleczyć.- Ja się wyleczyłem.- Jack westchnął.- Naprawdę, Awi.Nie traktuj mnie więc jak wroga.- Sojusznikiem też nie jesteś.- Sojusznikiem? Oczywiście, że jesteśmy sojusznikami, generale.Tak postanawiają traktaty.Moje zadanie, generale, to dostarczać mojemu rządowi informacji i analiz.Polityką niech się zajmują ludzie starsi rangą i mądrzejsi ode mnie - dodał Jack z ironicznym patosem.- Co ty powiesz? Kogo masz mianowicie na myśli? - Generał Ben Jakob uśmiechnął się do młodszego rozmówcy i zniżył głos.- Pracujesz w firmie od dziesięciu lat, Jack, nawet krócej, a przecież to, co pokaza­łeś.Ta historia z okrętem podwodnym, ten numer w Moskwie, twoja rola w poprzednich wyborach.Ryan bezskutecznie próbował ukryć zaskoczenie.- Awi, wielki Boże! - Skąd on się tego wszystkiego dowiedział, do cholery!?- Nie wzywajmy imienia Bożego nadaremno, doktorze Ryan - dociął Jackowi zastępca szefa Mossadu.- Ostatecznie jesteśmy w świętym mie­ście.Jedno słówko, a te szwajcarskie osiłki poślą w ciebie kulę.Możesz powtórzyć ode mnie pannie Elizabeth, że jeśli dalej będzie nas tak męczyć, damy znać naszym ludziom w prasie i telewizji, a ci wezmą się za historię o wyborach.-Awi uśmiechnął się marzycielsko.- Awi, czy pomyślałeś, że kiedy twoi ludzie szepną słowo na ten temat, Liz może nie zrozumieć, o co im chodzi?- Bzdura!- Daję ci moje słowo, że Elliot o niczym nie wie.Tym razem generał Ben Jakob dał się zaskoczyć.- Trudno mi w to uwierzyć!- Awi, powiedziałem ci, ile mogłem - oświadczył Jack, dopijając piwo.- Nie przyszło ci nigdy do głowy, że twój informator może się okazać niezbyt wiarygodny? Powiem ci tak osobiście: nie mam pojęcia, do czego pijesz.Jeżeli nawet ktoś poszedł z kimkolwiek na układy, nikt mnie w to nie wtajemniczał.Zgoda, mam pewne podstawy przypuszczać, że parę osób się dogadało, mogę się też domyślać, na jaki temat, lecz gdybym miał stanąć przed obliczem sądu i zeznawać, mógłbym spokojnie oświad­czyć, że tak naprawdę o niczym nie wiem.Tobie też, przyjacielu, niełatwo będzie szantażować kogokolwiek tajemnicami, o których ten ktoś nie ma pojęcia.Musiałbyś się dobrze napocić, żeby przekonać swoją ofiarę, że w ogóle jest o czym mówić.- Boże, gdzież eleganckie czasy Moore’a i Rittnera?Ryan odstawił szkło i zauważył:- Takie rzeczy zdarzają się tylko na filmach, generale.Życie ma inne prawa.Pomyśl, Awi, że w tych twoich informacjach może być cienko z faktami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript