[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie daleko było do niej.Gdyby mógł się na nią dostać, byłby uratowany.Tym razem myśli prędko i składnie porządkowały mu się w głowie.Odrzucił czerpak, usiadł i zaczął wiosłować.Łódka zanurzała się głęboko, mimo to zdołał poruszyć ją z miejsca.Napierał na wiosła z całych sil, ponad siły.W ogóle nie zastanawiał się, czy starczy mu sił, czy nie, musiał uciec od oczu zaczajonych w wodzie.- Hege! - krzyknął rozpaczliwie.W żaden sposób nie mogła go usłyszeć, ale musiał ją wołać.Tylko jej jednej mógł zawsze zaufać.Tymczasem łódka zbliżała się do wyspy.Woda podnosiła się skokami, niedługo sięgnie burty.Zapomniana wędka zwisała bezużytecznie.Przestał wołać, bo wiedział, że poradzi sobie.Już niedaleko.To radosne przekonanie umacniało się w nim z każdym uderzeniem wioseł.Nareszcie dopłynął, ani się obejrzał, a tuż za plecami wyrosła opiekuńcza skalista wyspa.Łódka zaszurała po dnie, przybiła dziobem do brzegu.Mattis wysiadł tak zadyszany, że musiał usiąść, po czym rękami otarł pot z twarzy.Niewiele brakowało! Ale poradził sobie! Przepełniało go uczucie wdzięczności.Wysepkę tworzył mały występ skalny; w szczelinach rosły nieliczne kępy trawy.Mógł na niej spocząć.Mattis wiedział, że powinien zabezpieczyć łódkę.Najpierw spróbował wybrać z niej całkowicie wodę, wkrótce jednak musiał z tego zrezygnować, bo należało zacząć od wyciągnięcia pełnej łódki na brzeg, a tego sam zrobić nie mógł.Była coraz cięższa, zmurszałe deski bowiem silnie nasiąkały wodą.Osiadła przy brzegu, więc na dno nie opadnie, ale ruszyć też się nie da.Mattis usiadł na skale, ściskając w dłoni linkę do cumowania.Musiał tu siedzieć, bo cóż mógł zrobić? Odpłynąć stąd nie zdołałby bez pomocy.Mattis mocno trzymał linkę.Nie miał do czego uwiązać łódki.Co prawda, póki cisza panowała na jeziorze, leżała bezpiecznie przy brzegu, ale wiatr mógł się zerwać i unieść wrak - a to stać się nie powinno, jeszcze można go naprawić - pocieszał się Mattis.Przyjemnie jest móc odpocząć i pozwolić sobie na chwilę rozmyślania.Bądź co bądź nie potrzebował się spieszyć.Słońce przygrzewało, Mattis był rad z tego, bo przemoczył ubranie.Po pewnym czasie zrobiło mu się gorąco, ale był zbyt leniwy, aby się rozebrać.Nie troszczył się o to, jak wróci do domu, uratował życie, a z resztą jakoś to będzie.- Tak, gdybym sam sobie nie poradził, mogło być źle! - powiedział dumnie i dosyć głośno, bo chciał, żeby go było słychać na całej wyspie.Tutaj mógł sam z sobą rozmawiać do woli.Po chwilach napięcia i wytężonej próbie sił czuł się ociężały i senny, tym bardziej że słońce mocno przypiekało.Jakiś sposób, by powrócić do domu, musiał się znaleźć.Prędzej czy później ktoś wypłynie na jezioro i dostrzeże Mattisa.Głodu nie czuł, był tylko senny.Ostatecznie mógł się przespać, czekając, czy ktoś się zjawi.Jednakże bał się wypuścić linkę podczas snu.Ona stanowiła jedyną więź, łączącą go teraz z wszystkim, co kochał.Kiedy zatem poczuł, że sen ogarnia go z nieprzepartą mocą, uwiązał łódkę do jedynego punktu zaczepienia, jaki tutaj się znajdował, to znaczy do siebie samego.Owinął linkę dokoła nogi w kostce i związał na mocny supeł.Łódź bezpiecznie osiadła na dnie, ale kto wie na jak długo.- Ja będę ciebie pilnował, a ty mnie - powiedział do łódki.Po chwili cały świat zniknął mu sprzed oczu.21Tym razem nic się nie śniło Mattisowi.Kiedy ocknął się, nie wiedział, czy długo spał, nawet nie zastanawiał się nad tym - obudził go żar słońca i nawoływanie z bliska.- Halo, halo! - wołał dziewczęcy głos.Jednocześnie linka przywiązana do nogi naprężyła się gwałtownie i Mattis z niezwykłą siłą został ściągnięty na brzeg.“Co się dzieje?"- Nie! - krzyknął przerażony, próbując usiąść i odpędzić sen.Przetarł oczy.- Jeszcze raz! - wołał głos.- Hej, hop, hop!Szarpanie w kierunku wody ponowiło się.Mattis stawiał zacięty opór.- Przestańcie!Wtem zrozumiał, że to były żarty.Usłyszał wesoły śmiech.Ni stąd, ni zowąd pomyślał o smacznych, żółtych strąkach fasoli.- Wstawaj, chłopie, bo wpadniesz do jeziora! - wołał dziewczęcy głos
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|