[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jazda przez miasto trwała trochę ponad dziesięć minut.Wydawało mi się, że przystajemy na wszystkich światłach, a z każdego samochodu przynajmniej jeden pasażer gapi się na tylne siedzenie naszej taksówki.Przeniosłam bagaż do wyludnionej poczekalni dworca autobusowego od strony Czternastej ulicy i pięć minut później, dokładnie tak jak poprosiłam, podjechał Carl z Anvilem.Carl został w samochodzie, kiedy ja pakowałam córkę i nasze rzeczy na tylne siedzenie.Anvil ucieszył się na nasz widok.Zgodnie z instrukcjami Carl wjechał do dzielnicy mieszkaniowej położonej za Uniwersytetem Kolorado, którą miejscowi nazywają Wzgórzem, i cofał się małymi uliczkami na zachód od Szóstej ulicy.To dziwna okolica ze starymi drzewami i domami, które wyglądają, jakby miały wiecznie przymknięte oczy.Poprosiłam Carla, żeby zatrzymał się na zakręcie w miejscu, gdzie Szósta przechodzi w Euc-lid.Przez ponad minutę obserwowaliśmy ulicę w obu kierunkach.Podczas gdy Carl sprawdzał, czy nie mamy ogona, ja przeszłam na przednie siedzenie, naciągnęłam na głowę kapelusz, a na koszulkę nałożyłam czarny, bawełniany sweter rozpinany z przodu.Rzuciłam Landon baseballówkęi poliesterową sportową kurtkę.Na czapce był napis „AF”, a na plecach kurtki „Scurry”.Od mistrzostw świata w dziewięćdziesiątym dziewiątym była ulubionym bramkarzem Landon.Landon włożyła kurtkę bez słowa protestu.Byłam zaszokowana jej wspaniałomyślną chęcią współpracy.I byłam wdzięczna.Podejrzewałam, że za jej łaskawość odpowiadał Aiwil.- Nie widzę, żeby ktoś nam deptał po piętach.A już na pewno nie to wielkie białe, czym ostatnio jeździ Ron - stwierdził Carl.- No to dokąd jedziemy? Kanada czy Meksyk? Chyba muszę najpierw zatankować.Miał tak poważną minę, że omal się nie nabrałam na jego żart.Wskazałam prosto przed siebie na przednią szybę, gdzie Szósta Ulica wznosiła się stromo na południe w stronę Flatirons.- Jedziemy tam, Carl.Wynajęłam dom w Chautauqua.Jest tam cały kompleks małych domków wybudowanych na początku wieku.Zapłaciłam mojej nowej gospodyni gotówką i podałam fałszywe nazwisko.To przemiła staruszka po osiemdziesiątce, która myśli, że ukrywam się przez brutalnym mężem.Tam się zatrzymamy.Przynajmniej na jakiś czas.Widziałam, jak podnosi brwi, ale nie byłam pewna, czy zdziwiła go gruntowność moich przygotowań, czy zaufanie, którym go obdarzyłam.Zmienił pozycję w fotelu, wyciągnął grubą szyję i zaczaj szperać przy otworze wentylacyjnym na desce rozdzielczej po stronie kierowcy, chociaż ani ogrzewanie, ani klimatyzacja nie były włączone.- Więc bieg w miejscu?- Taki jest na razie plan.Aż się dowiem, kto jest moim przeciwnikiem.Przygotowywałam się do tej chwili, odkąd tylko przyjechałam do Boulder.Służba Marszali przypuszczalnie pomyśli sobie, że pojechałam gdzie indziej.- Dlatego tak bardzo się zmartwiłaś, że Ron śledził cię wtedy do tamtej restauracji? Mam rację? Bałaś się, że widział wasz wynajęty domek? Bo tam pojechałyście po obiedzie?- Zgadza się.- Co mogę dla ciebie zrobić?Wręczyłam mu kartkę papieru z adresem domku i narysowaną ołówkiem mapką poplątanych dróg na terenie Chautauąua.Nasz domek leżał przy Kinnikinic niedaleko Łupinę.Stał tyłem do rozległej otwartej przestrzeni przed Flatirons.- Wysadź nas przed restauracją Chautauąua, jakbyś zostawiał nas na obiad, a potem odjedź na trochę.Jakieś piętnaście minut później wróć i zostaw nasze rzeczy przed domkiem.Weranda jest osłonięta siatką, ale drzwi są zawsze otwarte.Staraj się nie zwracać na siebie uwagi.Nie siedź tam za długo.Nie pukaj.My z Landon wejdziemy przez drzwi od tyłu od strony szlaku dla turystów.- Jedzenie?- Zapasy są przygotowane.- Pieniądze?- Mam dużo.- Naprawdę? Mogę ci pomóc.- Naprawdę, mam ich mnóstwo.Tysiące.- Brzmi poważnie.Co potem?- Zobaczymy.Kiwnął głową.- Jak mam się kontaktować?Sięgnęłam do torebki i wyjęłam długopis z nową kartką papieru.- Tu masz numer do mojego domku.nie martw się, jest na nazwisko właścicielki, nie na moje
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|