Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była toreakcja odruchowa - wyrobili ją w sobie od dawna.Tak samo jeży się wilk, gdy usłyszy jakiśnieoczekiwany szmer.- Eh, bien - mruknął Fourre - przypuszczam, że Rouget de Lisle komponującMarsylianka potknął się o taki sam kamień.Jednooki Astier wzruszył ramionami.Wpanujących ciemnościach gest ten był ledwie widoczny.- Kiedy przypłynie nowy transport ziarna? - spytał.Przy akompaniamencie grających marsza z głodu kiszek trudno było myśleć oczymkolwiek poza jedzeniem, a w czasie tych beznadziejnych lat Wyzwoliciele zdążyliwyzbyć się resztek etykiety wojskowej.- O ile na barki nie napadną piraci, myślę, że jutro, może pojutrze - odparł Fourre.-Ale nie wierze, by piraci podeszli tak blisko Strasburga.Spróbował uśmiechnąć się.- Bądz dobrej myśli, mój stary.Następny rok przyniesie nam obfite plony.Amerykanie wysyłają nam nowy środek przeciwko zarazie zbożowej.- Ciągle ten przyszły rok - mruknął Astier.- Czemu nie przyślą nam czegoś dojedzenia już dziś?- Sami ucierpieli od zarazy.To wszystko, co mogą dla nas zrobić.Gdyby nie oni,wciąż jeszcze siedzielibyśmy po lasach.- Niewiele nam przyszło z tego zwycięstwa.- Dzięki Profesorowi Valtiemu wcale nie tak mało.Nie sądzę, by którekolwiek zpaństw walczących po naszej stronie wygrało w pojedynka, bez innych.- Jeśli nazywasz to zwycięstwem.- ponury głos Altiego umilkł i zapadła cisza. Przechodzili właśnie obok zburzonej katedry, w ruinach której zwykły kryć się bandybezdomnych dzieci.Te małe dzikusy napadały czasem nawet na uzbrojonych ludzi, atakującich zardzewiałymi bagnetami i wyszczerbionymi butelkami z obtłuczonym denkiem.Jednakpięćdziesięciu żołnierzy stanowiło siłę zdecydowanie zbyt pokazną.Fourremu zdawało się, żesłyszy jak coś przemyka się miedzy kamieniami - jednak mogły to być tylko szczury.Wnajśmielszych nawet domysłach nie spodziewał się, że może istnieć tyle szczurów.Drobny ponury deszcz siekł mu Marz i Fourre nieomal fizycznie czuł, jak ciąży munasiąknięta wodą broda.Zwitało.Brzask przychodził jak posłanie z terenów, pogrążonych wchaosie i rzeziach. Ale my się odbudowujemy - pomyślał, jakby broniąc się przed samym sobą.Z tygodnia na tydzień władza Rady Strasburskiej rozciągała swe opiekuńcze skrzydłanad coraz to nowymi połaciami krajów zrujnowanej Europy.W ciągu dziesięciu łat, być możenawet już za piać (automatyzacja była tak niesamowicie wydajna, byle tylko na początekudało się zdobyć maszyny) ludzie staną się z powrotem pokój miłującymi farmerami isklepikarzami, a ich kultura czymś żywym i godnym uwagi.Jeżeli reprezentujący różne nacjeCzłonkowie Rady będą podejmować właściwe decyzje.A nie podejmują.Valti przekonałwreszcie o tym Fourrego.Dlatego teraz on, Fourre szedł w strugach deszczu, otulając się starąpeleryną, a ludzie w barakach oceniali chłodno, ilu im ruchów potrzeba, by dopaść ustawionejw kozły broni.Musieli bowiem pokonać tego, który odmawiał zgody.Zauważył ironicznie, że aby wprowadzić w życie prawidła nowej matematyki, którąna całym świecie było w stanie pojąć ledwie para tysięcy umysłów, należało odwołać się dofeudalnej zasady osobistej wierności wobec wodza.Ale nie można przecież spodziewać się,że normandzki chłop Astier, czy Renault, apasz paryski, poświecą te kilka wolnych chwil,jakie uda im się znalezć w ciągu roku, by studiować równania socjologii symbolicznej.Trzeba im po prostu powiedzieć  chodzcie , a pójdą, bo darzą cię miłością.Kroki odbijały się głuchym echem w pustych ulicach.Zwiatu, temu właśnie światuobca była wszelka logika.To, że wiejskiemu aptekarzowi Etienne Fourremu udało sięprzeżyć, było dziełem przypadku i ten przypadek sprawił, że stał się on de facto przywódcąFrancji.Mógł sobie jedynie życzyć, aby los dotknął jego, a oszczędził Jeanette - ale w końcużyło jego dwóch synów i pewnego dnia, o ile nie wchłonęli zbyt wielkiej dawkipromieniowania, doczeka się wnuków.Stanowczo, Bóg nie jest aż tak mściwy.- Jesteśmy.To tam, przed nami - powiedział Astier.Fourre nie zadał sobie trudu, by odpowiedzieć.Powszechny, ludzki nawyk mówieniabez przerwy był mu obcy. Strasburg stał się siedzibą Rady tak z powodu swojego położenia, jak i dlatego, żeniezbyt ucierpiał.Osiemnaście miesięcy temu rozegrała się tu zwykła, konwencjonalna bitwa,podczas której użyto jedynie broni chemicznej.Uniwersytet wyszedł z niej prawie nietknięty,on też przekształcony został w kwatera główną Jacquesa Reinacha: Jego ludzie snuli się tu naposterunkach (swoją drogą ciekawe, co pomyślałby Goethe, gdyby wrócił do krainy swych latstudenckich).Teraz byli tu właśnie tacy ludzie - ludzie trzymający wypucowane karabiny wpokrytych zastarzałym brudem rękach.Oni byli cywilizacją.To właśnie im podobni mieliprzywrócić prawo i falujące na wietrze łany zbóż.Kiedyś.być może.Pierwszego posterunku strzegło gniazdo karabinów maszynowych.Oficer dyżurnyrozpoznał Fourrego i zasalutował mu niedbale.(Tak, już sam fakt, że Reinach zdołał narzucićtej bandzie chociaż tyle dyscypliny, mówił wiele o zaletach jego charakteru).- Pańska straż musi zaczekać tutaj, generale - powiedział oficer na wpółprzepraszająco.Nowe przepisy.- Wiem - odparł Fourre.Musiał jednak uciszać gniewne pomruki swojej obstawy, bowiem jego ludzie n i ewiedzieli.- Jestem umówiony z Głównodowodzącym.- Tak, generale.Prosze trzymać się oświetlonych przejść.W przeciwnym razie mogąwziąć pana za rabusia i zastrzelić.Fourre kiwnął głową i ruszył naprzód pomiędzybudynkami.Marzył o tym, by wydostać się wreszcie z tego deszczu, mimo to szedł wolno, chcącopóznić moment spotkania.Jacques Reinach był nie tylko jego krajanem, ale i przyjacielem.Z takim, powiedzmy, Helgensenem ze Związku Nordyckiego, Włochem Tottim, czyRojańskim z Polski, łączyły go nieporównanie słabsze wrazi, a Niemca Auerbacha po prostunienawidził.Budowla mieszcząca najważniejsze biura majaczyła w ciemnościach, ledwie kilkąoświetlonych okien rzucało słaby blask na Fourrego.Reinach, słusznie zresztą, zainstalowałtam generator elektryczny, często bowiem zdarzało się, że mimo skrajnego wyczerpania, onsam i jego przemęczony personel zmuszeni byli pracować dwadzieścia cztery godziny nadobę.Strażnik przepuścił go do wartowni, gdzie z pół tuzina mężczyzn zajętych byłodłubaniem w zębach i grą w kości.Stawką były naboje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript