[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Z początku był całkiem pewien, że da radę dotrzeć na miejsce, zanim tamci miną przełęcz.Ale gdy stanął wreszcie w zagłębieniu, w którym obozowali i przeczytał znak w postaci odwróconego kamienia oraz pozostawionej dla niego złamanej gałązki, wiedział, że dotrą na miejsce wcześniej i zakomunikują decyzję, jaką chcieli podjąć Deklay i inni, a on nie zdoła temu zapobiec.Travis mozolił się dalej.Był teraz tak zmęczony, że tylko narkotyk wchodzący w skład odżywczych tabletek, które połykał w przerwach, pozwalał mu zawzięcie iść dalej tempie niewiele szybszym niż pośpieszny spacer.A przez cały czas jego umysł nawiedzały fragmenty rysunków, obejrzanych w wieży.Czym była wielka bomba, senny koszmar jego świata, wobec sił, jakimi dysponowali łysi gwiezdni włóczędzy?Upadł obok strumienia i zasnął.Kiedy obudził się, by podążać dalej, świeciło słońce.Jaki to był dzień? Jak długo siedział w komnacie wieży? Zatracił chyba poczucie czasu.Wiedział tylko, że musi dotrzeć na ranczo, opowiedzieć o swoim odkryciu, w jakiś sposób przemóc opór Deklaya i innych reakcjonistów i dowieść konieczności inwazji na pomocną część planety.W polu widzenia pojawiła się znajoma skała, stanowiąca punkt orientacyjny.Wszedł na nią; jego pierś falowała, oddech wydobywał się ze świstem ze spierzchniętych, spękanych od słońca ust.Nie wiedział, że jego twarz była teraz maską, na której zastygło niezłomne postanowienie.-Hahhhhhhhh!Do przytępionych zmysłów Travisa dotarł krzyk.Podniósł głowę, zobaczył ludzi przed sobą i usiłował zrozumieć, co oznacza broń skierowana w jego stronę.Na ziemię w odległości zaledwie kilku cali od jego stopy upadł kamień, a po nim następny.Travis zawahał się i zatrzymał.- Nl'ilgac!Czarownik? Gdzie jest czarownik? Travis potrząsnął głową.Nie ma żadnego czarownika.- Done'ilkada'!.Stara śmiertelna groźba, ale dlaczego i do kogo skierowana?Kolejny kamień trafił go w żebra z tak dużą siłą, że Travis zatoczył się do tyłu i upadł.Usiłował wstać, ale zobaczył, jak Deklay uśmiecha się szyderczo i celuje.Wreszcie Travis zrozumiał, co się stało.Potem czuł już tylko rozsadzający ból w czaszce i upadł, upadł w ciemność, gdzie nie było niebieskiego filara, który by go powiódł ze sobą.13Coś wilgotnego i szorstkiego uparcie pocierało jego policzek.Travis usiłował odwrócić głowę, by uniknąć tego kontaktu, ale poczuł atak bólu połączonego z zawrotami głowy.To sprawiło, że bał się wykonać kolejny, choćby najmniejszy ruch.Otworzył oczy i ujrzał spiczaste uszy i zarys głowy kojota, znajdującej się pomiędzy nim a matowym, szarym niebem.Rozpoznał Nalik'ideyu.Teraz inna wilgoć niż dotyk języka kojota zrosiła mu czoło.Z matowych chmur nad głową spadł pierwszy rzęsisty deszcz, z jakim się jeszcze nie spotkał od chwili wylądowania na Topazie.Zadrżał, a zimna wilgoć ubrań sprawiła, iż uświadomił sobie, że musi już od pewnego czasu leżeć w strugach wody.Żeby uklęknąć na kolana, musiał stoczyć walkę sam ze sobą.Nalik'ideyu trzymała go pyskiem za koszulę, holując i podciągając, udało mu się więc jakoś wpełznąć do kryjówki pod gałęziami drzewa, gdzie woda nie lała się już jak z cebra, lecz przeciekała pojedynczymi kroplami.Tutaj siły znowu opuściły Apacza i siedział nieruchomo, przygarbiony, z kolanami przy piersi, usiłując znieść rwący ból w głowie i straszne wrażenie pływania następujące po każdym ruchu.Walczył z tymi doznaniami i usiłował przypomnieć sobie, co się właściwie stało.Spotkanie z Deklayem i co najmniej czterema lub pięcioma innymi.Następnie oskarżenie o czary - poważna sprawa w dawnych czasach.Dawne czasy! Dla Deklaya i jemu podobnych dzisiaj są dawne czasy! A groźba, którą Deklay lub ktoś inny wykrzyczał do niego:Do ne ilka da'- znaczyła dosłownie: “Niech świt dla ciebie nie wzejdzie" - czyli śmierć!Ostatnią rzeczą, którą zapamiętał Travis, były kamienie.Powoli zaczął badać rękami swoje ciało.Na ramionach i żebrach, nawet na udach miał wiele stłuczeń.Musiał nadal stanowić cel, kiedy już upadł od uderzeń, które pozbawiły go przytomności.Kamienie.Wygnany! Ale dlaczego? Z pewnością wrogość Deklaya nie mogła sprawić, że Buck, Jil-Lee, Tsoay, nawet Nolan wyrazili na to zgodę.Nie potrafił już logicznie myśleć.Travis czuł, ciepło i miękki dotyk porośniętego futrem ciała, dochodziły go także kojące przekazy mentalne, co sprawiało, że doznawał wrażeń, jakich nie da się opisać słowami.Nalik'ideyu siedziała przytulona do niego, z podniesionym nosem spoczywającym na jego koszuli.Jej delikatny oddech poruszał luźnymi pasmami zmoczonych deszczem włosów Apacza.A teraz objął ją ramieniem.Na ten gest zareagowała cichutkim skomleniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|