[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Sokolnik zwrócił się do niej:— Jest tak, jak widziałaś — pożar i trupy.Nie ma tam nikogo.Tirtha pokręciła głową i powiedziała stanowczo: — Nie w domu, lecz na polu.Ścigali, ale nie znaleźli.Tam nadal jest życie.Gdyby nie było — zawahała się — dano by mi znać, że nie mamy po co jechać.Jej towarzysz nic nie odpowiedział.Może uznał, iż jako najemnik nie powinien się z nią sprzeczać.Na pewno sądził, że nie miała racji i że znajdą tylko trupy.Świtało, kiedy poczuli smród dymu i słodkawy odór rozkładu.Później zobaczyli wysoką palisadę, której Tirtha nie widziała w transie.Zaraz za nią ziały szeroko otwarte wrota, jakby mieszkańcy tego sioła z jakiegoś powodu pozwolili wejść do środka wilkom, z którymi przedtem zamierzali walczyć.Klacz Tirthy parsknęła i potrząsnęła gwałtownie głową.Nie podobał się jej smród, którym przesycone było powietrze.Nie opierała się jednak, gdy dziewczyna ścisnęła ją kolanami, i razem z trzymanym na postronku torgiańczykiem podróżni wjechali na majdan.Zobaczyli osmalone ruiny i zdeptany ogród.Ogień zgasł.Tirtha odnalazła wzrokiem martwego psa i ciało dziewczynki.Umarli już ich nie potrzebowali, a drugie dziecko jeszcze żyło.Skręciła w lewo, oddalając się od spalonego domostwa.Tak, był tam kamienny mur stanowiący część palisady, która nie uchroniła mieszkańców zagrody przed śmiercią.Tirtha przejechała przez wrota wiodące na pole.Rolę porastała ozimina zdeptana krzyżującymi się śladami pogoni.Nigdy dotąd nie zmuszała klaczy do tak szybkiego biegu, jak teraz.Kiedy od stosu starannie ułożonych kamieni dzieliła ją tylko niewielka odległość, zatrzymała konia, zsunęła się z siodła i zaczęła biec, odrzucając krępujące ruchy fałdy płaszcza.Biegnąc szukała myślą.Tak… znalazła iskierkę życia! Zdążyli na czas! Dotarła do pryzmy otoczaków i zajrzała między kamienie a palisadę.Nikogo tu nie było! Zachwiała się na nogach.Tak bardzo zaskoczyło ją świadectwo własnych oczu.Mogłaby przysiąc, że nadal ogląda to miejsce we śnie, a nie na jawie.Ponownie użyła myślowej sondy.Znalazła esencję życia, słaby, chwiejny płomyk, który zdawał się gasnąć.Był tam! Nic jednak nie widziała.Odrzuciła kilka kamieni i uklękła wyciągając ręce.I jej ręce znalazły to, czego nie widziały jej oczy: małe ciało tak mocno wciśnięte między kamienie, że zdumiało ją, jak mały zbieg mógł oddychać w takiej ciasnocie.— Czy widzisz…? — zaczęła mówić przez ramię do Sokolnika, który do niej dołączył.Pokręcił przecząco głową w ozdobnym hełmie, dobrze widocznym w szarym świetle poranka.— Więc chodź tutaj! — Złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie tak, iż jego palce natrafiły na ciało dziecka.Wyszarpnął rękę z jej dłoni, ale jednocześnie wyczuła, że go zaintrygowała ta tajemnica.— Tam! Jest tam, chociaż nie możemy go zobaczyć! — powiedziała triumfująco.— Czarostwo! — szepnął głośno.Mimo to nie odsunął się, tylko obluzował kamienie metalowymi szponami, odrzucając je daleko zdrową ręką.Sokół usiadł na murze i obserwował tę scenę, zaglądając do odsłoniętej przez nich małej niszy.Podobnie wpatrywał się w brzeszczot, do którego zaprowadził swego pana.Powoli, ostrożnie, Tirtha przesunęła rękami po niewidzialnym ciele dziecka.Przypomniała sobie teraz wyczytaną w Lormcie informację o iluzji, która mogła zapewnić bezpieczeństwo.Polegała ona przede wszystkim na zmianie postaci.Nigdy nie słyszała, żeby komuś udało się stać niewidzialnym, ale dla Mocy nie było rzeczy niemożliwych.Kto tak dobrze ukrył to dziecko?Sądząc po śladach, prześladowcy gonili ofiarę tam i z powrotem, igrali z nią jak kot z myszą, rozkoszując się jej przerażeniem.Czy jakaś mająca cząstkę magicznego talentu kobieta z dzieckiem na ręku, pod wpływem strachu o jego życie, zdołałaby tak dobrze je ukryć, zanim sama wpadła w ręce gwałcicieli i morderców?Cała wiedza Tirthy w tej materii sprowadzała się do stwierdzenia, że tkanie iluzji było bardzo wyczerpującym zajęciem, wymagającym czasu i znajomości skomplikowanego rytuału.Ofiary tej bestialskiej napaści na pewno nie zdążyłyby tego zrobić.Ostrożnie i bardzo uważnie, ponieważ mogła liczyć tylko na swoje ręce, Tirtha wyciągnęła z niszy drobne ciałko i przytuliła do siebie.Poczuła na ramieniu ciężar niewidzialnej główki.Skóra dziecka była w dotyku bardzo zimna, więc dziewczyna szybko owinęła je skrajem płaszcza.Wypukłość materiału potwierdzała, iż trzyma w objęciach materialną istotę, a nie cień.Koniuszkami palców zbadała twarz, czując słaby oddech i nierówny puls.Nie wiedziała jednak, jak mogliby pomóc niewidzialnemu malcowi.Sokół wydał jakiś dźwięk.Jego pan odwrócił głowę i przechyliwszy ją słuchał mowy skrzydlatego zwiadowcy.Później zwrócił się do Tirthy, która wciąż klęczała obejmując dziecko.— Upierzony Brat widzi dziecko — powiedział spokojnie.— Czary, które na nas działają, jemu nie przesłaniają oczu.Mówi, że ono nie jest ranne, ale tak przerażone, iż ukryło się głęboko w sobie samym.Tirtha przypomniała sobie inne nauki Mądrej Kobiety.Ogromny strach czy przerażenie mogą tak porazić umysł, że nigdy nie odzyska przytomności.Czy ten malec uciekł tak daleko, iż nie zdołają go przywołać z powrotem? Znała się trochę na leczeniu, lecz nie wiedziała, jak sobie poradzić z takim przypadkiem.W Estcarpie to dziecko trafiłoby do jednego z przytułków założonych przez Mądre Kobiety, gdzie leczyłyby go specjalistki umiejące wyszukiwać esencję umysłu i ostrożnie umożliwiłyby mu ponowny kontakt ze światem.Jednak w bardzo ciężkich przypadkach nawet specjalnie szkolone Czarownice nie mogły nic poradzić.Tirtha krzepiła się nadzieją, że nieznana moc nie pokazałaby jej nieszczęścia, jakie spadło na dziecko, które trzymała w ramionach, gdyby nie mogła mu pomóc.Muszą opuścić to miejsce
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|