Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie będę dłużej czekać!Idź pierwsza! - odkrzyknął.- Zbieram skarb!O, nie! - odparowała.- Chcesz zerknąć pod moją spódnicę!.Byłaby to dla mnie nagroda! - odciął się.- Po prostu nie chciałbym, żeby to wszystko spadło na ciebie!W dół rzeczywiście sypał się piach i leciały kamienie, wykruszane przez Cheta.Sytuacja stawała się niebezpieczna, pomimo wysiłków rośliny wyhodowanej przez Iren, mającej podtrzymywać ściany.No dobrze - zgodziła się, zaniepokojona.Rozpoczęła wspi­naczkę, a Dor kończył -zgarnianie skarbu.Macki krakena, nie niepokojone ani przez miecz, ani przez diamenty, znów ruszyły w przód.Woda sięgała aż do piersi Dora, co znakomicie ułatwiało roślinie działanie.Uważaj! - ostrzegła woda i Dor ciął mieczem ciemny pył.Szarpnięcie, jakie odczuł, wskazywało, że trafił w coś, co nie cofnęło się.Jak na stworzenie żądne krwi, ten kraken był bardzo wrażliwy na ukłucia!Jeszcze jedna! - krzyknęła woda, którą to bawiło.Dor znów ciął mieczem.Mimo zręczności, jaką dawał mu magiczny oręż, nie wyrządzał krakenowi zbyt wiele szkody, bo nie mógł skutecznie Uderzać w wodzie.Pchnięcia tylko raniły macki, nie uszkadzając ichzbytnio.Poza tym roślina uczyła się unikać pchnięć.Nie była zbyt bystra, lecz ciągle bolesne ukłucia wykrzesały ż niej minimum po­lotu.Wreszcie i Dor zaczął się wspinać.Nie mógł teraz używać miecza, a to ułatwiło mackom działanie.Poza tym złoto było cięższe niż mu się wydawało i ciągnęło go w dół.Wydobywał się już z wody, gdy jedna z macek owinęła się wokół prawego kolana chłopaka i ściąg­nęła go z powrotem.Ześlizgnął się i ponownie wpadł do wody, Coraz więcej macek owijało się wokół jego nóg i talii.Kraken skuteczniej wdarł się do tunelu niż Dor uważał to za możliwe! Roślina musiała być teraz monstrualnie wielka - przecież akcja w tunelu stanowiła zapewne tylko część jej działań.Dor zdawał sobie sprawę, że tym razem nikt nie zdoła mu pomóc, jeśli kraken znów zacznie go topić - zacisnął więc zęby i po­nownie wyciągnął miecz.Wsparł ostrze o mackę i pchnął.Ostra, magiczna klinga przeszła przez miękkie ciało krakena, odcinając jedno z jego ramion.Tym razem nie mogło się ono cofać, opasy­wało bowiem chłopaka - zgubiła je zachłanność rośliny.Dor powtarzał t? operację tak długo, aż wreszcie oswobodził się całkowi­cie; woda wokół niego była mleczna i lepka od krwi krakena.Wsunął miecz do pochwy i zaczął się wspinać.Hej, Dor, co cię zatrzymało? - zawołała Iren, będąca już w połowie drogi.Już idę! - odkrzyknął i zerknął w górę.Akurat wtedy obluzowało się i poleciało w dół trochę sporych głazów – może spowodował to dźwięk ich głosów? Dor stał w wodzie sięgającej mu do piersi, osłaniając głowę ramionami.Nic ci się nie stało?! - zawołała.Przestań wrzeszczeć! - ryknął.- Przejście się przez to wali! I znów musiał osłaniać głowę przed spadającymi głazami.To było okropne!Ojej - powiedziała cicho i zamilkła.Ponownie owinęła się wokół niego jakaś macka.Kraken stawał się coraz bezczelniejszy, pomimo utraconych ramion.Dor odciął ją i po raz któryś zaczął się wspinać.Ręce, oblepione posoką rośliny, ześlizgiwały się ze skały.Próbował je obmyć, ale woda była zanie­czyszczona tym sokiem.Ciężar skarbu uniemożliwił mu wspinaczkę.Stał więc na dole, obcinając macki, a Iren pełzła ku powierzchni.Co mam zrobić? - zapytał, załamany.Wywal monety, idioto! - rzekła ściana.Ale mogę ich potrzebować - sprzeciwił się Dor, nie chcąc rozstawać się ze skarbem.Ludzie wariują na naszym punkcie - odezwał się pieniądz w jego kieszeni.- Ten osioł chce dla nas umrzeć, a przecież w Xanth nie mamy żadnej wartości.Dor zadumał się.Po co obciążał się tymi śmieciami? Monety bez wartości i maść, na której ciążyła klątwa.Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie - i nie mógł odrzucić skarbu.Tak jak kraken tracił ramiona, czepiając się chłopaka, tak on sam mógł stracić życie, czepiając się skarbu - w tym przypadku nie był bystrzejszy od rośliny.Wtem z góry opadło jakieś ramię.Dor rzucił się w bok; czyżby kraken odkrył nową drogę dojścia? Wzniósł miecz - w tej sytuacji był on o wiele przydatniejszy.Nie dopadniesz mnie w ten sposób, ohydne zielsko! - za­wołał.Hej, uważaj, co mówisz! - zaprotestowało ramię.– Jestem liną.Dor był zaskoczony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript