[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Będę musiał znalezć jakiś inny sposób, żeby zarobić pierwszy milion.Trzymaj się,Greg! %7łyczę sukcesów w proletariackim raju!W głosie starca zabrzmiała tęskna nuta.Przerwał swą opowieść, wydał z siebie dłu-gie świszczące westchnienie i pogładził się po głowie ręką pokrytą wątrobianymi pla-mami.Reporterka dawno zapomniała już o chłodzie panującym w księżycowej kopule.Pochyliwszy się ku Prokowowi zapytała: Czy to był ostatni raz, gdy widział pan Sama Gunna lub słyszał o nim? Tak odparł Rosjanin. Pozbyłem się go na dobre. Ale co się potem stało?Prokow skrzywił się, jakby na wspomnienie czegoś przykrego. Co się stało? Wszystko rozegrało się dokładnie tak, jak on przewidział.Rokowaniaw Genewie zostały wznowione, a Wschód i Zachód zawarły nowe porozumienie.Mojazałoga osiągnęła cel swej misji: spędziliśmy na orbicie pełne dwa lata, a potem wróci-liśmy na Ziemię.Związek Radziecki został partnerem międzynarodowego kartelu dia-mentowego. A pan zapewne poleciał na Marsa? zauważyła reporterka.Na pomarszczonej twarzy Prokowa pojawił się wyraz niezadowolenia. Nie poleciałem.Nie mianowano mnie dowódcą wyprawy na Marsa.WprawdzieZworkin nigdy mnie nie zadenuncjował i nigdy nie przyznał się do swych własnych192kontaktów z Samem, ale jego raport na mój temat był dostatecznie niszczący, aby mniewyłączono z planów wyprawy.Najbliżej Marsa byłem podczas pobytu na stacji mete-orologicznej na Antarktydzie. Czy to wówczas sekretarz generalny waszej partii?. Tak.Po odejściu ze swego stanowiska osiedlił się w Szwajcarii.Wciąż tam miesz-ka, kapitalistyczny milioner. I nigdy więcej nie prowadził pan już interesów z Samem? Nigdy.Powiedziałem mu to i dotrzymałem słowa. Czy taka krótka znajomość wystarczyła, aby zrujnować pana karierę?Prokow skinął w zamyśleniu głową. A jednak to przecież pan niejako utorował drogę ZSRR do kartelu diamentowe-go.To musi być warte co roku setki milionów dla waszego rządu.Prokow wydał z siebie tylko jedno gorzkie słowo: Ba! A co się stało z pana kontem w szwajcarskim banku? indagowała go reporter-ka. Z tym, które założył panu Sam.Prokow powiódł ręką wokół księżycowej kopuły. A jak, według pani, byłoby mnie stać na przebywanie tutaj? Sądziłam, że pobyt w Ośrodku im.Leonowa jest wolny od wszelkich. Ależ tak.Ośrodek dla Emerytowanych Bohaterów Związku Radzieckiego jest ab-solutnie wolny od opłat! Chyba że się chce dostać prawdziwą wołowinę w befsztyku a laStrogonoff.Bo za to już się płaci.Albo elektryczny koc na łóżko.Albo czekoladę.Paniwie, że najlepsza jest wciąż czekolada ze Szwajcarii. Chce pan powiedzieć, że to konto w Szwajcarii. Raczej coroczne odsetki rzekł Prokow. Nie jest tego zbyt dużo, ale za-wsze wystarczy, żeby pokryć różne konieczne wydatki.Pieniądze wciąż leżą na mymkoncie i co roku usłużne szwajcarskie gnomy wysyłają mi procenty przez radiofon.W porównaniu z innymi, mieszkającymi tu Bohaterami, jestem zamożnym człowie-kiem.Mogę im nawet fundować wódkę.Reporterka z trudem stłumiła śmiech. A więc wkład bankowy Sama wciąż jest dla pana pomocą.Po tylu latach!Starzec siedział przez chwilę w bezruchu, po czym powoli skinął głową. Tak.Jest dla mnie pomocą szepnął. Nawet po jego śmierci.A ja nigdy munie podziękowałem. Jego głos załamał się. Nigdy nie powiedziałem mu miłegosłowa. Był dość trudny w obejściu powiedziała pocieszająco reporterka. Bardzoskomplikowana osobowość. Złodziej rzekł Prokow, ale jego głos zabrzmiał tak miękko, jakby wypowie-dział błogosławieństwo. Szantażysta i łotrzyk.193W jego oczach zabłysły łzy. Jak bardzo bym chciał, żeby tu był! Znałem go tylko przez parę miesię-cy.Przestraszył mnie niemal na śmierć i omal nie spowodował wojny atomowej.Zdemoralizował moją załogę i pogrzebał moją szansę dowodzenia wyprawą na Marsa.Oszukał mnie i posługiwał się mną w sposób haniebny.Reporterka uśmiechnęła się współczująco. Ale dziś po latach ciągnął starzec uśmiecham się na jego wspomnienie.Potrafił sprawić, że życie było barwne i ekscytujące.Och, jak bardzo mi go tu brak!Tłumaczył Cezary LipskiUciekaj!WstępMamy na ogół bardzo mylne wyobrażenie na temat więzień.Określamy je mianem kryminalnego systemu sprawiedliwości , gdy w rzeczywistości mają one niewiele wspól-nego ze sprawiedliwością, a skazani zazwyczaj dopiero za murami więziennymi stają sięekspertami w dziedzinie metod przestępczych.Można by to zmienić na lepsze.Na przykład można by budować więzienia innego ro-dzaju niż obecne i rekrutować służbę więzienną, która pomagałaby w resocjalizacji ska-zanych, w przywracaniu ich na łono społeczeństwa.Oczywiście nie każdemu więzniowimożna w ten sposób pomóc.Niektórzy są zupełnie straceni antyspołeczne dusze nadługo przedtem, zanim dostaną się do więzienia.Inni to zawodowi przestępcy, których zre-socjalizować może tylko śmierć.Wielu więzniom można by jednak pomóc, gdybyśmy zechcieli wyłożyć pieniądza nawięzienia i ich personel nadające się do tego celu.Chociaż naszpikowane najnowszątechnologią więzienie, o jakim jest to opowiadanie, to jeszcze dziś fantazja, wiele urządzeńw nim opisanych można już zbudować.Trudniejsze byłoby znalezienie takich ludzi, jak JoeTenny.Wiem jednak, że tacy istnieją, gdyż pierwowzorem postaci Joego był mój dobry przy-jaciel, niestety, zmarły przedwcześnie.Jest to rzadki typ człowieka, ale jeszcze trudniej jestznalezć społeczeństwo, które nie szczędziłoby wydatków i wysiłków, aby umożliwić właści-wym kobietom i mężczyznom zrobienie z więzień tego, czym być powinny, a więc miejscnaprawy moralnej tych przestępców, których naprawić można.195IDrzwi zamknęły się za nim.Danny Romano stał w środku niewielkiego pokoju, a każdy jego nerw napięty byłjak struna.Czekał na odgłos przekręcanego w zamku klucza, ale nic nie mąciło ciszy.Cicho jak kot powrócił na palcach do drzwi i lekko nacisnął klamkę.Ustąpiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|