[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Spokojnie, mamy czas powiedział równocześnie naczelny inżynier.Tu nam zostało najwyżej pięć przęseł.To oni są spóznieni. Odwalmy do końca, a potem zrobimy relaks. Co pan miał na myśli, mówiąc o tym ogrodniku? spytała Barbara dok-tora Romanowskiego, kopiącego ostatni dół. Dlaczego mu nie można wierzyć?Pod jakim względem?Doktor Romanowski westchnął i oparł się na łopacie. Oszukuje, jak wszyscy.Tłumaczymy, wyjaśniamy, on nam obiecuje, żeniczego do roślin nie doda, ale diabli go wiedzą.Nikt mu przecież nie siedzi nagłowie bez przerwy. A czego, przepraszam, miałby dodawać do roślin.? spytał zdumionynaczelny inżynier. Zrodków trujących odparł ponuro doktor Romanowski i wrócił do ko-pania.51Doktor Marczak, skończywszy swój dół, zapalał papierosa.Wrzucił zapałkędo wykopanej dziury i wtrącił się do rozmowy. Proszę pana, tu jest szpital onkologiczny rzekł cierpliwie. My tychludzi nie tylko leczymy, ale także przeprowadzamy najrozmaitsze badania.Niemówiąc już o tym, że nie możemy ich równocześnie leczyć i truć. Roślinami.? Jasne, że roślinami.Są dziesiątki środków ochrony roślin, tępienia szkodni-ków, niszczenia chwastów, istnieje nieprzeliczona ilość nawozów sztucznych.Czypaństwo mogą sobie wyobrazić, jakie to ma skutki? Pestycydy są kancerogenne,że nie wspomnę o innych możliwościach.Nie możemy karmić ludzi warzywami,w których znajduje się arsen i rtęć, musimy mieć pewność, że dajemy im roślinyczyste.Mamy tę pewność w naszym własnym ogrodzie i nigdzie więcej.Pro-ducenci z reguły nie stosują się do żadnych wskazówek, nie zachowują żadnychostrożności, a nawet jeśli niektórzy zachowują, my nie chcemy ryzykować.Stądten ogród. Mieliśmy ciężkie zmartwienia, że po wybudowaniu tego nowego skrzydłaszpitala zmniejszy się nam teren uprawowy dodał doktor Romanowski, mierzą-cy głębokość ostatniego dołu. Ale już nam przydzielili kawałek gruntu z tamtejstrony.Barbara zamilkła całkowicie już po swoim pierwszym pytaniu.Pamięć usłuż-nie podsunęła jej wszystko, co tak niedawno, zaledwie przed kilkoma tygodniami,szarpało niepokojem dusze zespołu, a co wydawało się zbyt okropne, żeby mogłobyć prawdziwe.Oto okazywało się, że było prawdziwe.Naczelny inżynier mężniej zniósł temat, nie brał bowiem uprzednio udziałuw rozważaniach.Wiedział coś niecoś, ale nie zdawał sobie sprawy z rozmiarównieszczęścia. Naprawdę chce pan powiedzieć, że marchewka, sałata, buraczki, pomido-ry.%7łe wszystko jest zatrute? spytał niedowierzająco. Przeważnie zatrute.Pięknie rośnie. Jedyne pewne zródło witamin to własna działka! stwierdził stanowczodoktor Marczak.Naczelny inżynier przez chwilę oswajał się z informacją. Natychmiast po powrocie do domu wyrzucam z ogródka wszystkie róże! oświadczył z zaciętością. I sieję rzodkiewkę.I sałatę. I marchew podsunęła Barbara lekko zdławionym głosem. Niech pan sobie jeszcze wyhoduje prosiaczka poradził doktor Roma-nowski, wbijając łopatę we wzgórek ziemi. No, tośmy te wykopki odwalili.I parę kurek, a przydałaby się i krówka. Ja mam dwadzieścia jeden metrów kwadratowych przerwał głucho na-czelny inżynier.52 Dwadzieścia jeden? Trochę mało.Człowiek musi się jakoś ratować wewłasnym zakresie, bo zatrute jest wszystko, nie tylko rośliny.Całe następne po-kolenie będzie niewydarzone. A produkty nie zatrute są bezwartościowe wtrącił doktor Marczak nie-miłosiernie. Najgorzej się przedstawia mięso i drób.Jeszcze tylko ryby namzostały, szczególnie morskie.I dziczyzna, z tym, że dziczyzna z jakiejś zaniedba-nej puszczy.Po drugiej stronie, za stojącą jeszcze siatką, pojawił się nagle Karolek. Hej, chodzcie tutaj! zawołał półgłosem. Dostaniemy kawy! Przerwaobiadowa, według harmonogramu jesteśmy spóznieni tylko pół godziny, ale corazlepiej idzie! Macie zasypywać doły.Chodzcie, chodzcie!Pięć minut po godzinie drugiej w nocy, zaprzyjazniony z naczelnym inżynie-rem dzielnicowy przeżył chwilę straszliwą.Idąc wolnym krokiem po granicznejulicy swojego rejonu, z przerażeniem ujrzał, jak zza narożnika wyjeżdża srebrzy-sty mercedes i z cichym szumem opon kieruje się w stronę szpitala.Srebrzystymercedes był mu doskonale znany jako pojazd użytkownika ograbianej z terenuwilli i nie dalej niż poprzedniego dnia widział jego odjazd w licznej kawalka-dzie podobnych wehikułów.Odjechawszy w towarzystwie wczoraj, nie miał pra-wa wrócić przed dniem jutrzejszym.Dzielnicowy zdrętwiał na bardzo krótką chwilę.Myśl o konieczności ostrze-żenia pracującej w ogrodzie ekipy zabłysła mu natychmiast, problem jednakżepolegał na tym, iż nie mógł tej myśli zamienić w czyn.Cały czas, od wieczora,osobiście obchodził teren, pilnie bacząc, żeby ani razu nie spojrzeć w stronę chro-nionego obiektu i starannie trzymając się granic rejonu.O akcji ogrodzenie niemiał prawa nic wiedzieć i ani jednym rzutem oka nie chciał jej oglądać.Za wszel-ką cenę pragnął zachować sobie możliwość składania prawdziwych przysiąg, żenie widział absolutnie nic.Nic kompletnie nie widział ani nie słyszał.W żadnymwypadku nie mógł sobie pozwolić na wplątanie się w to dziwaczne coś, co niewiadomo było nawet jak nazwać.Z całą pewnością oznaczałoby to koniec jegopracy w milicji, a dzielnicowy świadomie, z premedytacją i całą duszą chciał pra-cować w milicji.Nie miał najbledszego pojęcia, co się dzieje w szpitalnym ogrodzie i jak dale-ko zaawansowane są prace budowlane, nie wątpił jednakże, iż żaden człowiek ob-darzony zmysłem wzroku nie może ich przeoczyć.Niespodziewany powrót użyt-kownika korygowanej posesji stanowił istne nieszczęście.Bezwzględnie należałocoś zrobić, ostrzec ich, wstrzymać roboty.Zatrzymać tego kretyna, który znie-nacka i bezprawnie wrócił, nie wiadomo po co i dlaczego.Na zatrzymanie kretyna było już za pózno, srebrzysty mercedes znikał w głę-bi ulicy.Musiał jeszcze zrobić ogromne koło, do którego zmuszały go nie tylkokierunki ruchu, ale także głęboki wykop obok studzienki kanalizacyjnej.Dzielni-53cowy do szpitala miał znacznie bliżej, mógłby się tam znalezć w ciągu trzydziestusekund, ale stanowisko służbowe wzbraniało mu osobistej interwencji
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|