[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Poruszały się niezwykle szybko.Łaziły po ludziach, biotach i sprzęcie przez ponad godzinę, a potem uciekły z powrotem.Eponine chciała o coś spytać, ale w drzwiach stanął doktor Turner.- Pan Diaba i panna Eponine - powiedział.- Mam wyniki waszych badań.Kto pierwszy? - spytał, podnosząc wzrok.Jego oczy były przeraźliwie niebieskie.- Pan Diaba był pierwszy - zaczęła Eponine - więc.- Panie zawsze mają pierwszeństwo - rzekł Amadou.- Nawet w Nowym Edenie.Eponine weszła do gabinetu.- Nie ma żadnych wątpliwości, że jest pani nosicielką wirusa, ale na szczęście nie dostrzegam żadnych zmian mięśnia sercowego.Nie mogę powiedzieć tego ze stuprocentową pewnością, odnoszę jednak wrażenie, że rozwój choroby postępuje u pani wolniej niż u innych pacjentów.Jak to możliwe, mój przystojny doktorze, myślała Eponine, że tak dobrze znasz mój stan zdrowia, a nigdy nie zwróciłeś uwagi na to, jak na ciebie patrzę.- W dalszym ciągu będziemy podawać pani lekarstwa stymulujące system immunologiczny.Nie powodują żadnych poważnych skutków ubocznych.Możliwe, że to dzięki nim wirus nie uaktywnił się w tym stopniu, co u innych pacjentów.Czy dobrze się pani czuje?Wyszli do poczekalni.Doktor Turner jeszcze raz wymienił symptomy, których należało się spodziewać w kolejnych stadiach choroby.Ktoś zapukał do drzwi.Po chwili stanęła w nich Ellie Wakefield.Doktor Turner udał najpierw, że jej nie dostrzega, po czym zreflektował się i spojrzał w jej stronę:- Czym mogę pani służyć, młoda damo?- Chciałam o coś spytać Eponine - odparł Ellie.- Jeżeli panu przeszkadzam, mogę poczekać na zewnątrz.Doktor Turner potrząsnął głową.Chciał zakończyć swój medyczny wykład, ale zmieszał się i zamachał tylko rękami w powietrzu.Eponine ruszyła do drzwi nie rozumiejąc, co się stało.Obejrzała się i spojrzała na Turnera, który wzrokiem odprowadzał Ellie.I wtedy zrozumiała.Przez trzy lata marzyłam, żeby zobaczyć to spojrzenie, pomyślała.Przestałam wierzyć, że to w ogóle jest możliwe.A mała Ellie nic nie rozumie.Eponine była zmęczona po długim dniu.Wracała ze stacji do swojego mieszkania w Hakone.Minęła ulga, jaką odczuła po zdjęciu opaski.Znów ogarnęło ją przygnębienie.Była zazdrosna o Ellie Wakefield.Zatrzymała się przed drzwiami do swojego mieszkania.Czerwony pasek na drzwiach ostrzegał, że lokator jest nosicielem wirusa RV-41.Dziękując w myślach Myszkinowi, Eponine ostrożnie go odkleiła.Na drzwiach pozostał ślad.Jutro to zamaluję, pomyślała.Usiadła na fotelu i sięgnęła po papierosa.Wkładając go do ust poczuła przypływ radości.W szkole nigdy nie palę w obecności uczniów, pomyślała, nie chcę dawać im złego przykładu.Palę tylko tutaj, u siebie w domu.Kiedy jestem sama.I samotna.Eponine nie korzystała z nocnych rozrywek.Mieszkańcy Hakone w sposób jednoznaczny dali jej do zrozumienia, że nie życzą sobie jej towarzystwa.Dwukrotnie odwiedziła ją delegacja mieszkańców domagających się, aby wyprowadziła się w inne miejsce.Poza tym otrzymała wiele obraźliwych anonimów.Ale Eponine była uparta i nie chciała się wyprowadzić.Kimberly Henderson prawie nigdy nie było w domu, dzięki czemu Eponine miała więcej przestrzeni niż w wypadku, gdyby przeprowadziła się do samodzielnego mieszkania.Poza tym zdawała sobie sprawę, że nosiciele wirusa RV-41 nigdzie nie są dobrze widziani.Zasnęła na krześle i śniła o polach pełnych żółtych kwiatów.W pierwszej chwili nie usłyszała pukania do drzwi.Spojrzała na zegarek, była jedenasta.Otworzyła drzwi; do mieszkania weszła Kimberly Henderson.- Cześć Ep, dobrze, że jesteś.Muszę porozmawiać z kimś, komu mogę zaufać.Kimberly drżącymi palcami zapaliła papierosa i od razu zaczęła mówić:- Dobrze, dobrze - powiedziała widząc dezaprobatę w spojrzeniu swojej koleżanki - jestem naćpana.Ale tego właśnie potrzebuję.Kokomo jest wspaniałe.Czuję się dowartościowana, nie jestem już gównem.- Zaciągnęła się papierosem.- Ten skurwiel tym razem to zrobił, Ep.Myśli, że wszystko mu wolno.Tolerowałam jego romanse, czasami nawet pozwalałam, żebyśmy to robili z innymi dziewczynami.Takie numery we trójkę to dobre lekarstwo na nudę.Ale zawsze byłam ichiban, numer jeden, rozumiesz? Tak przynajmniej myślałam.- Kimberly zgasiła papierosa i załamała ręce.Była bliska płaczu.- Powiedział mi, że mam się wyprowadzić.“Co?" - krzyknęłam.A on na to: “masz się wyprowadzić".Nie chciał ze mną rozmawiać, nawet się nie uśmiechnął.“Pakuj swoje rzeczy", powiedział “w Xandu czeka na ciebie mieszkanie".- “Ale tam mieszkają kurwy" powiedziałam.A on tylko się uśmiechnął i nic nie powiedział.“To znaczy, że mnie wyrzucasz, tak?" Wpadłam we wściekłość.“Nie możesz tego zrobić!" - krzyczałam.Chciałam go uderzyć, ale chwycił mnie za ręce i uderzył w twarz.“Zrobisz co ci każę", powiedział, a ja na to: “Ty skurwielu!".Wzięłam jakiś puchar i rozwaliłam go o stół.W drzwiach natychmiast stanęło dwóch osiłków, którzy wykręcili mi ręce.“Zabierzcie ją stąd" - powiedział król Japońców.- Zaprowadzili mnie do nowego mieszkania.Jest bardzo ładne.W garderobie stoi całe pudło z kokomo.Wypaliłam dużo i odleciałam.Pomyślałam sobie: a może to nie jest takie złe? W łóżku nie muszę już spełniać jego wszystkich życzeń.Poszłam do kasyna, bawiłam się świetnie.Leciałam wysoko, wyżej niż latawce.A potem ich zobaczyłam.Razem.Rzuciłam się na nich.Krzyczałam, waliłam pięściami, ktoś uderzył mnie w głowę.Gdy leżałam na ziemi, Toshio pochylił się nade mną.“Jeżeli zrobisz to jeszcze raz - szepnął - pochowamy cię obok Marcella Danni."Kimberly ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać.- Ep, nie wiem jak postąpić, nie mam dokąd uciec.Co powinnam teraz zrobić?Zanim Eponine zdążyła odpowiedzieć Kimberly kontynuowała swój monolog:- Wiem, wiem - mówiła - mogę wrócić do pracy w szpitalu.Oni wciąż potrzebują pielęgniarek, prawdziwych pielęgniarek.a gdzie twój Lincoln?Eponine uśmiechnęła się i wskazała na garderobę.- To dobry pomysł - roześmiała się Kimberly.- Trzymasz go w ukryciu.A on po tobie sprząta, zmywa talerze, gotuje.A potem znów go zamykasz.- Ich kutasy nie działają, wiesz? Oni je mają; wyglądają jak prawdziwe, ale nic z nimi nie można zrobić.Nie sztywnieją.Kiedyś byłam naćpana i kazałam jednemu z nich, żeby mnie dosiadł, ale on nie rozumiał, czego od niego chcę.Jak niektórzy mężczyźni
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|