[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dziwnie zrelaksowana, nad wyraz wypoczęta,przeciągnęła się, chłonąc ów zaskakujący wewnętrzny blask, po czymuniosła powieki.i odkryła, że wpatruje się w czyjąś szyję.Opaloną.Męską.Rodzący się popłoch został prędko zdławiony przezostrożność, kiedy wróciły wspomnienia z minionego dnia.i nocy.Gwałtownie podniosła wzrok.I napotkała wpatrzone w nią ciemnoniebieskie oczy.Wsparty nałokciu, spoglądał na nią bystro, badawczo, z ciekawością.- Co to za miejsce?Głos pasował do reszty postaci, głęboki i niepokojący, odrobinęchrapliwy.- I, co ważniejsze - ciągnął - co robisz w moim łóżku?Usiadła nie bez trudności, dziękując swej opiekuńczej gwiezdzie zato, że nim minionej nocy ponownie zapadła w sen, wystarczyło jejrozsądku, żeby obciągnąć na sobie koszulę nocną, mocno zawiązaćpłaszcz kąpielowy i upchnąć między nimi dwojgiem dodatkowy koc.- Zciśle rzecz biorąc, to moje łóżko - powiedziała, kiedy zaś uniósłbrwi, dodała spiesznie, z nutką uszczypliwości: - Byłeś ranny,nieprzytomny, a to jedyne łóżko33w domu, które jest na tyle długie, aby cię pomieścić, i przypuszczalniedostatecznie wytrzymałe.Milczał przez chwilę.- Zatem są inne łóżka? - mruknął wreszcie.Kusiło ją, żeby skłamać, lecz tylko szorstko skinęła głową.- Martwiłam się twoim wyziębieniem, dlatego uznałam, żenajrozsądniej będzie.w miarę możliwości zapewnić ci w nocy ciepło.Odrzuciła kołdrę i wysunęła się z łóżka, obciągając na sobie płaszczkąpielowy i koszulę.Obserwował ją jak drapieżnik swą ofiarę.- W takim razie chyba powinienem ci podziękować.- Owszem, powinieneś.- Linnet zaś powinna paść na kolana ipodziękować jemu, choć, naturalnie, nigdy by czegoś takiego nie zrobiła.Odsunęła od siebie sugestywne wspomnienia i zerknęła na jego bandaż.-Jak głowa?Zmarszczył brwi, jakby pytanie przypomniało mu o kłopocie.- Dokucza mi pulsujący ból.ale chyba nie obezwładniający.- Poczujesz się lepiej, kiedy coś zjesz.Podeszła do szafy, otworzyła ją i zajrzała do środka, ignorując ciężarniewzruszonego spojrzenia niebieskich oczu.Nie pamiętał, z całąpewnością.Gdyby było inaczej, akurat on bez wątpienia by toskomentował.- Nadal nie wiem, co to za miejsce - odezwał się, kiedy wyjmowałasuknię.- Guernsey.- Obejrzała się na niego.- Południowo-zachodni kraniec,parafia Torteval, jeśli cokolwiek ci to mówi.Spochmurniał, nadal marszcząc brwi.- Nie.- Popatrzy! gdzieś w bok.Zamknęła szafę i z szuflady komody wyjęła czystą długą koszulę.Odwróciła się ku niemu.34- Jak się nazywasz?- Logan.- Spojrzał na nią, wyraznie się zawahał, lecz potem spytał: -A ty?- Linnet Trevission.Ten dom to Mon Coeur.- Na powrót odwróciłasię do komody, dodała do naręcza ubrań pończochy i halkę, a pózniejprzeszła do miejsca, gdzie minionego wieczoru zostawiła swoje buty dopól łydki.Podniosła je i spojrzała w stronę łóżka.- Logan i jak dalej?Patrzył na nią, patrzył, aż wreszcie cicho zaklął.Usiadł na skrajułóżka, opuszczając nogi na podłogę.Kształtne stopy, długie, umięśnione łydki przyprószone czarnymiwłosami, szerokie kolana, mocne uda.Linnet podziękowała w duchu zato, że przyrodzenie przesłaniał mu róg prześcieradła.Nieprzytomny, zpołową torsu skrytą pod bandażami, stanowił imponujący widok;przebudzony i aktywny przyprawia! o utratę zmysłów.Musiała wydostać się z tego pokoju, ale.Zmarszczyła brwi, kiedyzanurzył głowę w dłoniach, mocno zaciskając palce.- Nie pamiętam - wycedził przez zęby.Spojrzał na bandaże na swojej klatce piersiowej i podbrzuszu.Powiódł po nich dłonią.- Byłeś na statku, najprawdopodobniej handlowym.Noc wcześniejszalał sztorm, bardzo silny, i żaglowiec rozbił się o podmorskie skałyniedaleko stąd.- Linnet pochwyciła jego wzrok, kiedy z nadzieją podniósłna nią ciemne oczy.- Pamiętasz jego nazwę?Logan skupił się, próbował wygrzebać z pustki swego umysłu choćbydrobny przebłysk wspomnienia, lecz nic nie znalazł.Absolutnie nic.- Nie pamiętam nawet, że byłem na statku.Sam usłyszał panikę wewłasnym głosie.- Nie martw się.- Przyglądała mu się badawczo oczami barwy jasnegoszmaragdu, tak olśniewająca, że przeklinał los, iż spał jak kamień, kiedywszystkie te ponętne krągłości znajdowały się w łóżku obok niego, nawy-35ciągnięcie ręki.- Masz paskudną ranę głowy, przypuszczalnie uderzyłcię spadający maszt.Niewiarygodny szczęściarz z ciebie, że zdołałeśwdrapać się na fragment poszycia z burty statku, zanim straciłeśprzytomność.Mocno trzymałeś się desek, dzięki czemu ominąłeś skały idotarłeś na brzeg, do zatoczki, niepoobijany.To znaczy, nie bardziejpoobijany, niż już byłeś.- Skinęła ku jego obandażowanej głowie.- Oduderzenia ucierpiał twój mózg.Przypuszczalnie pamięć wróci ci za dzieńlub dwa.- Dzień lub dwa?Przyglądał się jej, gdy podeszła do toaletki przy przeciwległej ścianie,skąd wzięła grzebień i szczotkę do włosów
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|