Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podkopy spełniły swoją rolę.Podziemnekorytarze zniknęły pod walącym się murem.Przyspieszyła biegu, nie zważając na zadrapaniai otarcia skóry na ramionach i rękach, którymi wymacywała drogę.Nagle zabrakło jej tchu.Przeszył jąlodowaty, śmiertelny dreszcz.Potknęła się o zwalone naziemię podpory.Nogi odmówiły jej posłuszeństwa,w piersiach poczuła ból.Zdążyła tylko rękami zasłonićtwarz, zanim runęła na nią chmura pyłu.* * *Po jakimś czasie wszystko uspokoiło się.Stemplejeszcze trzeszczały, ale trzymały się mocno.Huk walącychsię ścian oddalał się.Zapadały się kolejne pomieszczenia.Nie słychać już było krzyków ludzi.Zenobia podniosła się z ziemi, kaszląc i spluwając.Ruszyła chwiejnym krokiem, z obolałym ciałem.Gdyopierała się o ścianę, ziemia przepływała między jejpalcami niczym woda.Pył wdzierał się pod powieki, któreotwierała z wysiłkiem.Kurz w powietrzu utrudniałoddychanie.Bała się, że galeria, którą szła, zostałazasypana i że umrze tu, pod ziemią.Okazało się, że bała się niepotrzebnie.Baalszaminpodał jej rękę.Gdy otworzyła oczy, zobaczyła słabe, białe światło,wyrazne na tle podziemnych ciemności.Dzienne światło!Korytarz wychodził na powierzchnię! Od wyjściadzieliło ją zaledwie kilkanaście kroków!Pobiegła, krzycząc z radości głosem chrypiącym odpyłu w gardle.Wydostała się na zewnątrz, na świeże powietrze, oślepiona światłem, w kłębach pyłu.Znalazła się nie na ulicy, lecz na dziedzińcu jakiegośdomu do połowy zasypanego ziemią.Jakiś głos zawołał: Patrzcie, ktoś stamtąd wychodzi!Przedzierając się przez zasłonę pyłu, podeszli do niejdwaj mężczyzni.Rzymski oficer w lśniącym pancerzui żołnierz palmyrski z czarnymi pieńkami zębów.Obajpatrzyli na nią w osłupieniu. Kim jesteś?  Zapytał Rzymianin. Centurionie! To kobieta!  zawołał żołnierz.Zenobia przyzwyczajała się do światła.W jej oczachzalśniły łzy złości.Nie odpowiadała, rozglądając siędokoła, którędy uciec.W przeciwległym rogu podwórzadostrzegła przejście, którego chyba nikt nie pilnował.Centurion chwycił ją za ramię. Co ty tu robisz? Czy jesteś Persjanką? Gdzie są ci, cobyli pod ziemią?%7łołnierz z Palmyry zarechotał: Oto odwaga Persów.Wysyłają kobietę dowysadzenia korytarzy! A poza tym z pewnością jestszpiegiem!W galerii rozległ się ponownie huk.A potem kolejny,silniejszy, w pobliżu domu.Doszły stamtąd krzykiżołnierzy. Centurionie, zawaliła się wieża!  zawołał jedenz grupy dwudziestu żołnierzy znajdujących się obok.Rzymianin spojrzał w tamtą stronę.Zenobiaskorzystała z zamieszania i skoczyła między dwóch mężczyzn.Ale Palmyrańczyk okazał się szybszy niżpodejrzewała.Złapał ją za skraj tuniki, usiłując zatrzymać. Hola, ślicznotko! Gdzie ci się tak spieszy?Zenobia, nie zastanawiając się, uderzyła go z całej siłykolanem w krocze.Napastnik głośno wrzasnął z bólu.Niepuścił jednak jej tuniki.Zenobia mocno szarpnęła.Podniszczony już materiałnic wytrzymał, rozdarł się, odsłaniając ją aż do piersi.%7łołnierz, zapominając o bólu i mrugając powiekami,wpatrywał się w nią zafascynowany. Na wszystkich bogów, ta furia jest naprawdękobietą!Jednak Rzymianin nie podziwiał jej piersi.W rękutrzymał uniesiony miecz.Zdobywając się na ostatniwysiłek, Zenobia rzuciła się w kierunku przejścia,zostawiając w ręku żołnierza kawałek swojej tuniki.Baalszamin po raz kolejny jej pomógł.Z domudobiegły przerażone krzyki: Aucznicy perscy ustawiają się na pozycjach! Centurionie, perscy jezdzcy formują czworobok! Balista ich nie dosięgnie, bo wieża się zawaliła!Zenobia spojrzała za siebie.Centurion i palmyrskiżołnierz stali do niej tyłem.Mieli teraz co innego na głowieniż obsypany kurzem szpieg! 11ABRITTUS,[22] RZYMSKA PROWINCJAMEZJAMłot zakreślił w powietrzu wielki łuk.Uderzył z bokuw hełm Gota.Ze zranionej szczęki barbarzyńcy popłynęłakrew zmieszana z zębami i kośćmi.Oszołomionyuderzeniem nie zdążył wydobyć swego miecza.Aurelianzamachnął się od nowa i uderzył go jeszcze raz.Barbarzyńca otworzył szeroko oczy z bólu i zaskoczenia.W jego wzroku pojawiło się przerażenie.Hełm spadł z głowy Gota, ukazując zmierzwionewłosy.W bitewnym zgiełku ledwie słyszalny był chrzęstkości, gdy Aurelian ciął go mieczem, trzymanym w prawejręce.Twarz wojownika rozcięta została na pół.Uniósłdrżące ręce, po czym padł na ziemię.Aurelian zdążyłuskoczyć na bok.Mózg Gota rozlał się na lepkiej od krwitrawie.Aurelian nawet nie spojrzał.W lewej ręce już unosiłmłot, szukając oczyma najbliższego wroga.Trwało tak już od ponad godziny.Czerwcowe słońceprażyło pancerze i hełmy.Spodnie wilgotne były od potu.Piekielny smród unosił się nad polami, podczas gdy świtzłocił młode pądy jęczmienia i żywopłot z pachnącychkwiatów akacji.W ogólnej wrzawie nie słychać już było jęków i krzyków.Około godziny siódmej, gdy słońce chyliło się kuzachodowi, Aurelian stracił konia.Olbrzymi Got jednymuderzeniem młota rozwalił mu kark.Ranne zwierzą runęło na ziemią, omal nieprzygniatając Aureliana.A wówczas on, jeszcze naklęczkach, zamachnął się mieczem, który wbił sięw brzuch wroga aż po rękojeść.Wydobywając krótkimiecz z trupa, Aurelian chwycił młot, od którego zginąłjego wierzchowiec.Chwilę potem rozwalał nim głowybarbarzyńców.Teraz, w samym centrum bitewnego zamętu, niemusiał już iść do przodu.Goci sami przychodzili do niego.Ogarnięci szaleństwem, pozbawieni strachu i rozsądku,tratowali zwłoki zabitych towarzyszy, pragnąc zetrzeć sięz tym Rzymianinem, który wciąż zadawał śmierć.Aurelian tak samo nieprzejednany jak oni, w tymsamym szaleńczym wirze śmierci odpierał krótkimmieczem ataki mieczy wroga, jego młot świstałw powietrzu, spadały kolejne hełmy, z rozbitych czaszeklała się krew i mózgi.Rzadko kiedy chybił celu.Młotmiażdżył czyjeś ramię, głowę, kark.Miecz przecinał czyjśbark, zanurzał się w czyjejś twarzy.Aurelian, ociekająckrwią wrogów, nie widział prawie nic oprócz spadającychpod jego ciosami głów.Wdychał cuchnące na słońcupowietrze.Miecz stawał się coraz cięższy po każdymśmiertelnym ciosie. * * *Wreszcie w połowie ósmej godziny walki zabrzmiałyrogi Gotów.Jeden długi sygnał, a po nim trzy krótkie.W mgnieniu oka wojsko Gotów wycofało się na mokradłaDunaju.Na polu walki pozostały tylko stosy trupówi rannych.Aurelian rozejrzał się za koniem i rogiem, byzarządzić pościg.Kątem oka dostrzegł Maksymusa całegowe krwi.Zmiał się, wymachiwał w jego stronę godłemlegionu.Teraz i Aurelian zaczął się śmiać.Z ręką podniesionądo góry potrząsnął mieczem.A potem z ochrypłymokrzykiem rzucił go na trawę usłaną trupami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript