Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy dotarł na pokład, stanął nieruchomo jak posąg, wysoki i groźny.Dłonie miał schowane w rękawach, twarz niewidoczną pod kapturem.W tym momencie niebo przecięła błyskawica.Oświetliła czerwoną szatę powiewającą na wietrze, gęste czarne brwi, kwadratową szczękę, oczy o surowym wyrazie.Po chwili znowu zapadła ciemność.Mężczyzna zrobił kilka kroków do przodu, jakby sunął na kółkach.- Zwróć dwadzieścia sztuk złota pani Brocie, Hiolanso - rozkazał.Piąta zadrżała, ale nie od chłodnych podmuchów.Skąd znał jej imię? Urzędnik portowy wyjął pieniądze z sakiewki i odliczył je drżącymi rękami.Zęby mu szczękały.- Przepraszam, pani kapitan - powiedział czarnoksiężnik głębokim głosem.- Starszym i czarodziejowi od dawna leżała na sercu sprawa korupcji wśród urzędników.Wreszcie jednego przyłapaliśmy.Zostanie ukarany.Dajemy waszemu statkowi schronienie w naszym porcie bez żadnej opłaty.- Jak zostanie ukarany? - spytała Brota, przypominając sobie wszystkie krzywdy doznane od urzędników portowych.- To zależy od sądu.- Czarnoksiężnik spojrzał na przestępcę.- Jedna ręka w ogniu, a za taką dużą kradzież pewnie dwie.Przeraźliwy pisk Hiolanso utonął w łoskocie piorunów.Mężczyzna rzucił się do trapu, mijając czarnoksiężnika.Ten chwycił go za ramię.Zahuczał kolejny ogłuszający grzmot.Nad pokła­dem uniosła się smużka dymu, którą zaraz rozwiał wiatr.Trap był pusty.Uciekinier zniknął bez śladu.Brota usłyszała skowyt przerażenia.Dźwięk wydobył się z jej gardła.Oligarro zaczął się trząść.Kap.kap.kap.Spadły pierwsze krople deszczu.Przybysz zasalutował żeglarzowi.- Jestem Zarakano, czarnoksiężnik piątej rangi.Oligarro odpowiedział mu drżącym głosem.Piąty spojrzał na Brotę i złożył jej salut jak równej sobie.Głos kobiety recytującej formułkę powitania też nie brzmiał zbyt pewnie.Urzędnik portowy zniknął na jej oczach.Przed spotkaniem Shonsu nie wie­rzyła w czarnoksiężników.Teraz jeden stał na pokładzie Szafira.Na trapie jej statku zabił człowieka.Po urzędniku, który z nią rozmawiał, została chwilę później tylko smużka dymu.Po raz pierwszy w życiu przestraszyła się, że zaraz zemdleje.Kap.kap.kap.- Schrońmy się - powiedział Zarakano.Sięgnął do klamki, a Brota była zbyt sparaliżowana, żeby coś zrobić.Wiatr szarpnął drzwiami nadbudówki i otworzył je z trzaskiem.W progu stał Nnanji ze skrzyżowanymi ramionami.W tym momencie błyskawica wydobyła z mroku jego bladą twarz, rude włosy i pomarańczowy kilt oraz tysiące miedzianych płomyków.Przez statek przetoczył się huk pioruna.Czarnoksiężnik cofnął się zaskoczony.Ujrzał, że nie ma przed sobą szczura wodnego.Pasy, kilt, buty, miecz.Przez chwilę nikt się nie ruszał ani nie odzywał.Wiatr nagle ucichł.Zapadła cisza jak przed burzą.- Tylko sprawiedliwość.Nnanji nie mógł dobyć miecza.Szermierz i czarnoksiężnik mierzyli się wzrokiem przez dłu­gą chwilę, pełną najwyższego napięcia.W końcu przybysz wy­konał gest powitania niższego rangą.Twarz Czwartego była nieprzenikniona.- Jestem Nnanji, szermierz czwartej rangi.Ostatnio na Szafirze wiele mówiono o czarnoksiężnikach.Naj­więcej informacji zdobył Katanji.Czy szermierz i mag kiedykol­wiek witali się w ten sposób? Było to spotkanie węża i mangusty.Mangusta zasalutowała pierwsza.- Jestem Zarakano, czarnoksiężnik piątej rangi.Wąż odpowiedział.- Zawsze będę wierny.- zabrzmiał w tle głos Shonsu.Jednocześnie huknął piorun, zagłuszając go całkowicie.Tomiyano ukrywał się w kącie.Co by było, gdyby Piąty wszedł dalej i zobaczył jego napiętnowaną twarz? A jeśli usłyszał Shonsu i rozpoznał słowa kodeksu szermierzy?Kap, kap! O pokład zaczęły bębnić duże krople.- Ilu wolnych szermierzy przewozisz, pani? - spytał Zarakano.Nie odrywał wzroku od Nnanjiego.- Tylko adepta Nnanjiego i Pierwszego - odparła Brota.Zastanawiała się, czy Katanji wrócił na swoje miejsce pod szalupą i czy czarnoksiężnik potrafi przejrzeć jej kłamstwo.Szum deszczu był coraz głośniejszy, a w dodatku znowu zerwał się wiatr, tłumiąc mamrotanie rannego.- Adept Nnanji to roztropny młodzieniec - stwierdził przybysz tonem, który miał brzmieć jowialnie.- Ja również.Życzę dobrego dnia, pani.- W świetle błyskawicy zaiskrzyły się czerwienią i żółcią zgromadzone przedmioty.- Widzę, że przewozicie duży ładunek.Rzucę na niego czar pomyślności.Brota sięgnęła do klamki.Z pomocą Oligarro zamknęła drzwi i oparła się o nie, słaba i roztrzęsiona.- Dziękuję, panie Zarakano.Tobie również życzę dobrego dnia.Starała się osłonić mu tyły przed szermierzem.Z nieba lunęły strumienie wody.Nawałnica spowiła pokład białą mgłą.Zarakano skinął Piątej głową, nasunął kaptur na twarz i pospieszył do trapu.Na brzegu czekali na niego dwaj czarnoksiężnicy drugiej rangi w żółtych szatach.Wszyscy trzej przebiegli przez ulicę i zniknęli za kurtyną deszczu.Nawet najgwałtowniejsze burze kiedyś ustają.Brota poszła do swojej kabiny, gdyż rozbolałe ją głowa.Chyba się zdrzemnęła, bo obudziło ją pukanie do drzwi.- Kto tam?- Nowicjusz Katanji.- Chwileczkę.Statek mniej się kołysał i już tak nie skrzypiał, a przez okno sączył się blask słońca.Wyłożona drewnem kabina Piątej była trochę większa niż inne na Szafirze.Pomieściła komodę, skrzynię i koję, które to luksusy należały się Brocie ze względu na wiek.Lampa stojąca przy łóż­ku, jedyna na pokładzie, uchodziła za symbol władzy, bardziej niż sztylet Tomiyano.Klitkę zdobił ponadto dywan, zasłony i trzy małe kilimy.Kobieta oparła się na łokciu i przez chwilę zbierała myśli.Wiatr się uspokoił.Zostały jakieś dwie godziny do zachodu słońca.Wkrótce mogli wypłynąć z portu.Brota wstała z koi i poczłapała do drzwi.Katanji miał umorusaną twarz i mokre włosy, ale uśmiechał się od ucha do ucha.- Przyszedłeś po pieniądze? - Brota zaśmiała się i wyjęła z szuflady piętnaście złotych monet.- I dwie srebrne? A jeśli powiem twojemu bratu?Chłopak przyglądał się jej przez chwilę, a potem wzruszył ramionami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript