Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z czasem zmajstrowali broń palną, skuteczną, choć niezbyt celną i dość prymitywną.Czarnoksiężnik nie strzelił do Nnanjiego w Wal, bo nie zdążył ponownie naładować broni po zabiciu urzędnika portowego.Zdobywanie mądrości.pojawienie się magii.Wallie dziwił się kiedyś, że czarnoksiężnicy przejęli miasta dopiero piętnaście lat temu.Już sam ten fakt powinien dać mu do myślenia.Tylko skok technologiczny zmieniał bieg historii w tak gwałtowny sposób.Wallie powoli wrócił do rzeczywistości i ujrzał wstrząśniętego Nnanjiego.Adept właśnie stracił brata, a teraz mentor zachowy­wał się jak szaleniec.Siódmego otaczali wystraszeni członkowie załogi.Nadbudówka była pełna zdezorientowanych ludzi, którzy oczekiwali na rozkazy.- Chcę pójść i się rozejrzeć, panie bracie!Być może Nnanji powtarzał te słowa po raz kolejny.- Nie! Wojna już się zaczęła.Jeśli Katanji zginął, nic mu już nie pomożesz.Minstrelowie będą od tej pory sławić jego imię, wymieniać je na samym początku!Znalazł właściwy ton.Czwarty wyprostował chude ramiona i uroczyście skinął głową.- Przypuśćmy jednak, że nie zginął - dodał Wallie.- Postaw się na miejscu czarnoksiężników.Odkryłeś szpiega.Co robisz?Pięć minut wcześniej nawet nie brał pod uwagę możliwości, że piorun nie trafił w cel.- Oczywiście, zabrałbym go do wieży na przesłuchanie.Nie! - Przez chwilę poruszał ustami, mamrocząc bezgłośnie sutry.-Musiałbym po drodze minąć za dużo statków.Wziąłbym go dla bezpieczeństwa na pokład własnej łodzi.Ostrzegłbym wieżę przed atakiem.Postawiłbym straż na nabrzeżu.Zacząłbym prze­szukiwać statki, jeden po drugim.- Dobrze! To samo pomyślałem.Lecz oni nie są szermierzami! Mogą być na tyle głupi, żeby zaprowadzić jeńca do wieży.W oczach Nnanjiego pojawił się błysk, ale szybko zgasł.- Jeśli żyje, panie bracie.Auu!Wallie stwierdził, że ściska ramię protegowanego jak w imadle.- Załóżmy, że Katanji żyje.Schwytamy ich w pułapkę!Wokół rozległy się szepty powątpiewania.Walczyć z pioruna­mi? Tomiyano na pewno rzuciłby ironiczną uwagę na temat szer­mierzy.W tym momencie na pokładzie zadudniły jego kroki.Ka­pitan wpadł do nadbudówki.- Żyje! Chyba jest ranny, ale stoi o własnych siłach.Kajutę wypełniły okrzyki radości.- Cisza! - huknął Shonsu.Przesunął wzrokiem po zgromadzonych.Niedobrze.Czarno­księżnicy będą chcieli się dowiedzieć, skąd przybył szermierz przebrany za niewolnika.Jeśli z wieży obserwowano port, tłum żeglarzy wylewających się z rufówki wzbudziłby podejrzenia.Może rzucić czar, obracając talerz?- Jeśli będą tędy prowadzić Katanjiego, Nnanji i ja go odbije­my.Chcecie pomóc?- Tak - odparła jednogłośnie załoga.- To niebezpieczne - ostrzegł Siódmy.- Możemy stracić życie.Odpowiedział mu ryk! Od czasu potyczki z piratami Shonsu miał na rozkazy prywatną armię.Nnanji uśmiechał się szeroko.Jego bohater znowu był bohaterem.Zanosiło się na akcję.Wallie przymknął oczy.W głowie kłębiły mu się plany.- Dobrze! Zostało nam niewiele czasu.Róbcie dokładnie to, co mówię, bez żadnych dyskusji.Po pierwsze, kiedy krzyknę: “atak!" wszyscy padniecie na ziemię! Jasne? Hasło “atak" ozna­cza “padnij".Natychmiast! “Wstać" oznacza “wstać".Wyobraź­cie sobie piorun jako nóż.Oba mają chyba taką samą celność, z tym że następny piorun czarnoksiężnik może cisnąć dopiero kil­ka minut po pierwszym.Rozumiecie?Jeśli się mylił, wkrótce mógł stracić wielu przyjaciół.Liczył jednak na to, że technika, która okazała się skuteczna, nie rozwi­nęła się gwałtownie w ciągu ostatnich piętnastu lat.Niemal bez udziału świadomości Wallie zaczął wyrzucać z siebie rozkazy.Sam nie wiedział, jakie słowa padną zaraz z jego ust.- Linihyo, Oligarro, Holiyi, Maloli, zejdźcie na brzeg po szta­by i.- Nie.- zaczęła Brota.- Cisza! Powiedziałem żadnych sprzeciwów! Kobieta zaniemówiła w wrażenia.Od lat nikt nie mówił do niej takim tonem.- Resztę przyniesiecie z ładowni - kontynuował Wallie, zwra­cając się do żeglarzy.- Ile tylko zdołacie.Nie ma czasu na uru­chomienie bomu.Ustawicie je przy burcie od strony nabrzeża.Ruszać się!Szczęśliwy traf.Sztaby z brązu mogły zatrzymać ołowianą ku-łę.Jeśli bogowie do tej pory skąpili cudów, pozwalali chociaż, że­by sprzyjał im los.- Nnanji, na razie odłóż miecz.Niech sześciu szermierzy zajmie pozycje na nabrzeżu i ukryje się dobrze.Najlepiej ko­biety.Mniej będą rzucać się w oczy.Rozstaw je i wracaj po broń.Ruszaj!Czwarty rzucił pasy z mieczem przy drzwiach i wybiegł, wy­krzykując po drodze imiona.- Sinboro, weź Fię i Oligatę.Wdrapcie się na wanty.Jeśli coś zobaczycie, przyślij je na dół z wieściami.- Diwa, zabierz wszystkie dzieci pod pokład i pilnuj, chyba że statek zacznie się palić.Linę i starca też.Nie do kabin, tylko do ładowni.- Lae, siekiera przy każdej linie.Jeśli coś się nie uda, trzeba będzie je odciąć i uciekać.- Kapitanie? Ilu czarnoksiężników?Tomiyano zawahał się.- Na demony! Nie liczyłem.Myślę, że dwóch albo trzech z Katanjim.Patrole.kolejnych ośmiu.To tylko zakapturzeni.Wallie pokiwał głową z zadowoleniem.- Tylko zakapturzeni mnie martwią.Wyjmijcie miecze.Przebiegł w myślach plan działania i stwierdził, że nie jest naj­lepszy.Siódmy mógł zginąć.- Brota, potrzebuję czegoś, co przypomina głowę.Przez pulchną twarz przebiegło drżenie.Kobieta nie wiedzia­ła, czy śmiać się, czy płakać.- Głowę?- I floret.Wyjaśnienie zabrało trochę czasu.Nim Brota odeszła, zjawił się pierwszy posłaniec z bocianiego gniazda, Oligata [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript