[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Gdyby nie ograniczali liczby urodzin - zauważył Helmar - to dziś mogłyby istnieć duże kolonie na Marsiei Wenus.Ale teraz, jak ci wiadomo, Mars wykorzystywany jest tylko jako więzienie.Wenus to baza surowcowa.W dodatku uszczuplana z każdym rokiem, dzięki rabunkowej eksploatacji.- Tak jak Nowy Świat był ograbiany przez Hiszpanów, Francuzów i Anglików - dodała Loris.Wskazała w górę i Parsons zobaczył na jednej ze ścian pokoju rząd dużych portretów oprawionych w ramy.Rozpoznał twarze z zamierzchłych czasów.Cortez, Pizarro, Drakę, Cabrillo.Innych nie był w stanie zidentyfikować.Ale wszyscy nosili szesnastowieczne kryzy, wszyscy byli w swojej epoce szlachcicami i odkrywcami.W pokoju nie było innych obrazów.- Dlaczego interesują was szesnastowieczni odkrywcy? - zapytał.- Dowiesz się tego we właściwym czasie - odpowiedziała Loris.- Chcę tylko stanowczo podkreślić, że pomimo symptomów choroby toczącej to społeczeństwo, nie ma powodu, by sądzić, że zginie ono przez swoje niezrów-noważenie.Patrząc w przyszłość można się przekonać, że czeka je jeszcze kilka stuleci istnienia.Podzielamy twoją niechęć do takiego sposobu rozwoju, ale.- wzruszyłaramionami.- My podchodzimy do tego ze stoicyzmem.Ty w końcu też wyrobisz w sobie takie podejście.Rzym nie upadł w ciągu jednego dnia, pomyślał Parsons.- A co z moim społeczeństwem? - zapytał.- To zależy, co uznasz za jego prawdziwe wartości.Niektóre oczywiście przetrwały, może nawet na zawsze.Dominacja białych demokracji, Rosji, Europy i Ameryki Północnej, trwała jeszcze około stu lat po twojej epoce.Potem przewagę zdobyły Azja i Afryka.Tak zwane „kolorowe" rasy odzyskały należne im prawnie dziedzictwo.- Potem, podczas wojen w dwudziestym trzecim wieku, wszystkie rasy wymieszały się, rozumiesz.Od tamtej pory mówienie o istnieniu rasy „białej" lub „kolorowej" straciło swój sens - dodał Helmar.- Rozumiem - odrzekł Parsons.- Ale pojawienie się Sześcianu Życia, powstanie plemion.- To oczywiście nie miało związku z jakąkolwiek rasą - wyjaśniła Loris.- Podział na plemiona jest całkowicie sztuczny, jak się zapewne domyślasz.Wywodzi się z dwudziestego trzeciego wieku, kiedy to wprowadzono pewną innowację - wielkie, ogólnoświatowe współzawodnictwo na wzór igrzysk olimpijskich.Ale w tym wypadku zwycięzcy stawali się kandydatami na stanowiska państwowe.W tym czasie istniały jeszcze państwa i początkowo uczestnicy przyjeżdżali jako reprezentacje narodowe.- Jednym z historycznych źródeł tego zwyczaju - dodał Helmar - były festiwale młodzieży komunistycznej.I oczywiście średniowieczne turnieje rycerskie.- Ale tak naprawdę początek Sześcianu Życia i planowego manipulowania zygotami jest zupełnie niewiadomego pochodzenia - powiedziała Loris, wpatrując się intensywnie w Parsonsa.- Musisz zrozumieć, że przez stulecia wmawiano kolorowym rasom, iż są gorszym gatunkiem ludzi i nie potrafią kierować własnym losem.Stąd wzięła się nieodparta, głęboko zakorzeniona chęć udowodnienia, że jesteśmy lepsi.że jesteśmy w stanie stworzyć społeczeństwo daleko bardziej cywilizowane niż jakiekolwiek inne w przeszłości.- Takie były nasze zamiary, ale w rezultacie zbudowaliśmy społeczność schyłkową, spędzającą czas na medytacjach0 śmierci.Bez planów, bez kierunków rozwoju, bez prag-nień.Nasz dokuczliwy kompleks niższości zdradził nas.Wyczerpaliśmy wszystkie siły na odzyskanie naszej dumy, na udowodnienie naszym odwiecznym wrogom, że byli w błędzie.Jak u Egipcjan, śmierć i życie splotły się razem tak mocno, że świat stał się cmentarzem, a ludzie niczym więcej jak tylko opiekunami szczątków.Sami są zresztą wewnętrznie martwi.Roztrwonili swoje wielkie dziedzictwo.I pomyśleć, kim mogliby.kim moglibyśmy się stać -dokończył Helmar.Na jego twarzy malowały się sprzeczne emocje.Przez jakiś czas nikt się nie odzywał.Pierwszy przerwał milczenie Parsons.- Na czym polega wasz medyczny problem? - spytał, aby zmienić temat.Miał ochotę przejść do konkretów.- Odwróć fotel - poleciła Loris, przestawiając własny| tak, by znaleźć się twarzą na wprost przeciwległej ściany.To samo uczynił Helmar.Parsons poszedł w ich ślady.Loris wpatrywała się w ścianę, zaciskając pięści i oddychając szybko rozchylonymi ustami.- Przyjrzyj się temu - powiedziała i nacisnęła przycisk.Ściana rozmazała się, rozbłysła i zniknęła.Parsons ujrzał przed sobą wnętrze innego pomieszczenia.Znajome wnętrze.Miejsce, w którym już był.To było Źródło!Chociaż niezupełnie.Wszystko było tu zminiaturyzowane.Pomieszczenie, replika tego, co widział w Źródle, zawierało takie same urządzenia, przewody zasilające, windy towarowe.W samym jego końcu lśniła gładka powierzchnia sześcianu.Zmniejszonego sześcianu, mającego może dziesięć stóp wysokości i trzy stopy szerokości.- Co to takiego? - zapytał.Loris zawahała się.- Zrób to - nakazał jej Hełmar.Loris znów dotknęła przycisku.Przednia ściana sześcianu zbladła.Widzieli teraz jego wnętrze, zaglądali w głąb.Sześcian wypełniony był wirującą w nim cieczą.Zanurzony w niej, tkwił w pozycji pionowej mężczyzna.Trwał w bezruchu, z rękami wyciągniętymi wzdłuż tułowia, z zamkniętymi oczami.Zaszokowany Parsons uświadomił sobie, że ten człowiek jest martwy.Martwy i w jakiś sposób zakonserwowany w sześcianie.Był wysoki, potężnie zbudowany, a jego tors lśnił wspaniale kolorem miedzi.Najwyraźniej jego ciało nie ulegało zepsuciu w tej miniaturze Sześcianu Życia, w zmniejszonej wersji wielkiego, rządowego sześcianu znajdującego się w Źródle.Zamiast stu miliardów zygot i rozwiniętych embrionów, ten mały sześcian zawierał zakonserwowane ciało pojedynczego mężczyzny, dojrzałego osobnika w wieku około trzydziestu lat.- To twój mąż? - Parsons bez zastanowienia zwrócił się do Loris.- My nie mamy mężów - wyjaśniła Loris, wpatrując się w postać mężczyzny z wyraźnym wzruszeniem.Najwyraźniej poddała się gwałtownemu przypływowi uczucia.- Łączyła was miłość? - nie rezygnował Parsons.- Był twoim kochankiem?Loris wzdrygnęła się, po czym nagle wybuchnęła śmiechem.- Nie.Nie kochankiem - odparła.Ciągle jeszcze trzęsła się ze śmiechu.Potarła dłonią czoło.- Choć oczywiście miewamy kochanków.Nawet niekoniecznie jednego.Aktywność seksualna nie ma nic wspólnego z rozmnażaniem.Teraz dla odmiany wyglądała jak w transie.Ciche słowa płynęły powoli z jej ust.- Podejdź bliżej, doktorze - odezwał się Hełmar z głębi swojego fotela.- Zobaczysz, jak umarł.Parsons wstał i podszedł do ściany.To, co początkowowydawało się małą plamką na lewej piersi mężczyzny, okazało się czymś zupełnie innym.Tuf w dosłownym znaczeniu, tkwiła przyczyna śmierci.To jest zupełnie nie z tego świata, pomyślał Parsons
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|