Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mnie? - Hanna ze wstydem odsunęła się od Agnethy.Czym były jej cierpienia w porównaniu zwięzniami, których krzyki słyszała, gdy Qumanowie wycinali ich w pień?- Cały czas na ciebie patrzy.Wiem, że byłaś jego kochanką dłużej niż jakakolwiek inna kobieta.Niemam pojęcia, jak możesz to znosić z takim spokojem i godnością.Jesteś taka silna! Pewnie dlatego niemyślisz o sobie jako o jego dziwce.Może czasem ludzie nie byli w stanie usłyszeć prawdy? Może nie warto było tłumaczyć?- Nie jesteś nawet ładna, wiem, że gwałci cię tylko dlatego, że jesteś królewskim Orłem.To tak, jakbygwałcił króla, prawda? Wiem, że przez ciebie chce poniżyć króla.Podziwiam cię, że nigdy nie dałaś sięupokorzyć.Albo może ludzie nie byli w stanie dostrzec prawdy, jeśli znajdowała się poza obrębem tego, co znali irozumieli?Gdzieś z tyłu zamigotało światło lampy.Zobaczyła Bulkezu w towarzystwie kogoś z nocnej straży.Szukał jej, znikła na zbyt długo.- Dziękuję - powiedziała do Agnethy.- Zapomniałam słów tej piosenki.Agnetha również dostrzegła Bulkezu.Król Henryk byłby dumny z jej kamiennego oblicza.Nie byłagłupia, była tylko niewinną dziewczyną, próbującą przeżyć.- Panie - rzekła, kłaniając się nisko w dowód poddania.Nie odpowiedział, więc z uniesioną głowąpowróciła do ucztujących.%7ładnych pochlebstw, lęku, błagań.- Zaśpiewaj mi tę piosenkę - szepnął Bulkezu z niekłamaną powagą.Dzień był męczący, ale Hanny nie opuściła straceńcza odwaga.Ostrożnie wyszła z cienia drzew.Jejmatka często nazywała ją  szybkostopą".- Książę panie - powiedziała cicho - nie spodziewałam się ciebie tutaj.Na usta cisnęły się jej niegrzeczne komentarze i złośliwe uwagi, ale zdołała je stłamsić.- To tylko stara piosenka, którą nucą sobie dziewczęta.Zapomniałam pierwszej linijki.To szło jakośtak.Miała niezły głos i słuch i nieraz zabawiała gości gospody śpiewem, choć nie marzyła o ucieczce izostaniu nadwornym bardem.- Złote jego włosy i głos słodki ma; nie chcę go kochać, lecz któż mi wybór da? - zaśmiała się, widzącdołeczek w jego twarzy, mogący być zapowiedzią wybuchu śmiechu lub wściekłości.Nienawiśćbuzowała w niej jak dobrze rozpalony ogień.- Widziałam go, mężczyznę piękniejszego od ciebie.Zaistejest piękniejszy.Jego prawa dłoń zadrżała.- Dlaczego tak się starasz mnie rozzłościć? Nawet cię nie dotknąłem.- Nie dotknąłeś mego ciała.Ale splugawiłeś moje serce i duszę.Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.Za nimi Ekkehard zabrał się za jakąś weselszą piosenkę,zachęcony aprobującym chichotem Agnethy.- Gdzie jest Liathano? - spytał wreszcie.- Zaprowadz mnie do niej, a puszczę cię wolno.- Ona już ma męża, książę.- A ja mam cztery żony.I szamańskie błogosławieństwo Kerayit.- Albo przekleństwo.To go rozbawiło, ale śmiech tkwił tylko na jego ustach, nie w oczach.- Nie próbuj mnie rozzłościć - warknął, dając znak, by powróciła z nim na miejsce uczty. Podróżowali dalej na północ z biegiem dopływu rzeki.Po trzech dniach, minąwszy siedem wiosek,dotarli do miejsca, gdzie łączył się z Veser.Koło południa pojawili się patrolujący jezdzcy i zabilijednego zwiadowcę.Wysłano kilka większych grup, a gdy powróciły z wieściami, Bulkezu nakazałzmienić sposób poruszania się; jak zwykle, kiedy zbliżali się do ufortyfikowanej osady, więzniówwysyłano przodem, a za nimi armia przedzierała się przez zarośla.- Tak, oto fort Barenberg - stwierdził Ekkehard, gdy wreszcie zatrzymali się na urwisku.Obserwowali zniego rzekę Veser.- Jesteśmy teraz w księstwie mojej ciotki Rotrudis.Jego towarzysze w milczeniu przyglądali się odległemu fortowi.Rzeka wiła się ku północy poprzezdojrzewające pola i sady.Była to zaiste bogata kraina.- Nie mogę z nią walczyć - szepnął Ekkehard, zerkając w stronę Bulkezu, podjeżdżającego na skrajurwiska.Zbocze ostro schodziło w dół, wiatr śpiewał słodko w gryfich skrzydłach qumańskiegowierzchowca.Bulkezu nosił hełm, więc Hanna nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy.- Czyja to chorągiew powiewa na wieży? - spytał Benedykt.Ekkehard zakrztusił się, a krew odpłynęła mu z twarzy.Bulkezu zawrócił konia.- Dwie chorągwie - poprawiła Hanna z nagłą nadzieją.- Jedwab regenta i jastrząb Waylandów.Wygląda na to, że spotkamy się z księżniczką Teophanu i księciem Konradem, Wasza Wysokość.2Nawet z pomocą Orła Sanglant i jego oddziały strawili trzy tygodnie na tropieniu krętego szlaku,którym książę Bayan i księżna Sapientia podróżowali poprzez marchie Olsatii, Austry i Eastfalii.Wkońcu dogonił ich wojska na targu niewolników w ruinach fortecy Machteburg.Nietrudno było poznać,że armia Bulkezu przeszła tędy dwa tygodnie wcześniej.Rozkładające się ciała więzniów, przeważnienieuzbrojonych, leżały w stosach przy zewnętrznym murze, tam, gdzie upadli zabici przez własnychludzi, wystraszonych złudzeniem, że tłum niewolników to awangarda qumańskiego najezdzcy.Sanglant odszukał Bayana, błądzącego po wypalonych ruinach, dzgającego włócznią popioły centralnejwieży.Mimo zmęczenia ungryjski książę wyglądał świeżo i dorodnie.Z błyskiem w oku zwrócił się kunadchodzącemu Sanglantowi:- Przyjacielu! - Klepnął serdecznie Sanglanta w ramię, po czym zamknął go w miażdżącym uścisku,ucałował w oba policzki i wreszcie puścił.- Jaka szkoda, że spotykamy się w tak trudnych czasach.- Trudnych, o tak.- Skąd ta zasępiona twarz, bracie? Wyglądasz, jakbyś od dawna nie oddawał się igraszkom w łożu.- Czy aby rzeczywiście to cię martwi? - mruknął Sanglant.- Myślałem, że chodzi ci o wojnę zQumanami.Ale Bayan nie dał się zwieść.- W czym problem? Chłop z ciebie na schwał.Czyżby kobiety już tak nie uważały?To pytanie rozzłościło Sanglanta ponad wszelką miarę.- Przeciwnie, męczą mnie właśnie kobiety.Aatwiej było podróżować przez księstwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript