Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, nie wiem - powiedziała Dorthy, jednocześnie zastana­wiając się, czy to prawda.Czyżby się zmieniła? A jeśli tak, to pod jakim względem?Zostawili helikopter pod opieką Sutter, ukryty na skraju lasu, a potem przeszli po rozległej łące w kierunku fosy i wyniosłej konstrukcji wieży.Dorthy ponownie z podziwem popatrzyła na ogromne rozmiary budowli.Boczne wieżyczki, połączone strzelis­tymi przyporami oraz mostkami lub łukami z główną częścią, były równie wysokie jak wieżowce wokół Quadrado de Cinco Outit-bro, niektóre miały kształt kolców róż, inne czubki cienkie jak igła.Główna wieża była tak wysoka, że nawet stojąc w odległo­ści pół klika, Dorthy musiała odchylić głowę do tyłu (przy czym zwój maskującego płaszcza opadł jej na czoło), żeby zobaczyć jej wierzchołek, najwyraźniej wyższy od grani, widoczny na tle roz­gwieżdżonego nieba.Niżej płonęły nieregularne wzory czerwonych świateł.- Chodź - rzekł niecierpliwie Andrews i, nie czekając na nią, pospieszył po dywanie gęstych pnączy, a jego płaszcz maskujący natychmiast przybrał ciemnofioletowy kolor.Dorthy otworzyła fiol­kę z aktywatorem i połknęła tabletkę, następnie ruszyła za Andrewsem, dostrzegając nie tyle jego, ile jego cień.Kiedy dotarli do początku grobli, biegnącej prosto przez czarną wodę fosy z wolno pływającymi w niej wysepkami lekko świecące­go, fotosyntetycznego świństwa, zaczęli dostrzegać szczegóły bu­dowli.Smukłe czarne przypory z drobnymi żłobieniami, ciemne wzgórki przyczepionych roślin, spiralna droga na górę - delikatna nitka przyczepiona do tarasowo wznoszącej się głównej wieży, od której odchodziły mniejsze spirale.Andrews zapytał Dorthy jak się czuje, a ona przyznała, że jest zdenerwowana jak diabli.Jej talent już zaczął wychwytywać strzęp­ki jego myśli.- Przecież czytałaś ich już wcześniej.- Zanim dotarli do celu i zaczęli odszyfrowywać ten tekst.To miejsce zdominowało ich.tak samo jak całą kalderę.W środku.Nie wiem.Pewnie dlatego tu jestem.Andrews, który już chciał coś odpowiedzieć, zmienił zdanie i zapytał:- A jak tam twój talent?- Jestem gotowa.- Spojrzała w górę, lecz centralną wieżę skrywały otaczające ją wieżyczki.- Boże, jest taka wielka.- Czuje się jak rycerz spieszący na ratunek dziewicy - rzekł Andrews.Jego twarz była ledwie widoczna pod maskującym kaptu­rem.Uśmiechał się.Grobla była tak szeroka, że mogły pomieścić się na niej trzy łaziki obok siebie, a jej czarna powierzchnia tak lśniąca, że zdawało się, iż można w nią wejrzeć.Uginała się sprężyście pod nogami, jakby była z gąbki.Po obu stronach tej czarnej wstęgi nieustannie kręciły się fosforyzujące wysepki organicznego śmiecia.Za fosą grobla wznosiła się w szeroką rampę przechodzącą między dwoma basztami, które dzieliły się na szereg kolejnych odgałęzień, usianych czerwonymi światłami, płonącymi jak paleni­ska.„Scylla i Charybda” - pomyślała Dorthy, przechodząc między nimi z Andrewsem.Rampa poszerzyła się w wielki plac, który leniwie piął się łukiem w górę.Miał dwadzieścia metrów szerokości? Trzydzieści? Mniejsze chodniki odchodziły od niego jak gałęzie, wijąc się wokół bocznych wieżyczek na różnych wysokościach, o ścianach gładkich, karbowanych, a czasem najeżonych ostrymi kolcami.Twierdza nie wyglądała na zaplanowaną i zbudowaną, lecz bardziej przypominała coś, co wyrosło z ogromnego nasiona.Chodnik ominął kępę ciemnej roślinności, a z góry padły smugi światła.- Tam - rzekł Andrews, przyciskając się do muru.- W tym miejscu zaczyna się napis.Miał postać jednej linii, tworzącej nieprzerwany ciąg znaków przypominających niezwykle skomplikowany encefalogram.Litery i ideogramy sąsiadowały ze sobą, zgrupowane w czteroznakowe grupki, każda oznaczająca jeden koncept, a każdy z nich był częścią większej grupy.Tak jak zakodowane w DNA aminokwasy, które tworzą białko o odpowiednim kształcie i budowie, pierwszo-, drugo-, trzecio- lub czwartorzędowej, która określa jego funkcje.Andrews trzymał w dłoni niewielkie urządzenie, bacznie obser­wując jego mały ekran.Ponieważ płaszcz maskujący już upodobnił się barwą do muru, twarz i ekranik urządzenia wydawały się unosić w powietrzu.- Widzę ślady ostatniej grupy, która tu weszła - rzekł.- Obserwuje ich jeden próbnik, jakieś sto do stu pięćdziesięciu metrów nad nami.- Zaczekaj tu - powiedziała Dorthy i ruszyła dalej sama.Ręce swędziały ją z napięcia, a płaszcz maskujący skrywał całą jej postać, pozostawiając tylko cień przesuwający się po ścianie.Linia napisu biegła mniej więcej na wysokości jej pasa i Dorthy, idąc, wodziła po nim ręką.Chociaż napis wyglądał na solidnie wtopiony w mur, nie odbierała nawet najsłabszego związanego z nim znaku.Budulec ściany zdawał się kłuć ją w palce, zimny lecz lekko elastyczny, jak skóra śpiącego smoka.Dorthy zastanawiała się, ile lat ma ta twier­dza, czy jest tak stara jak ten przekształcony świat i czy naprawdę jest w jakimś sensie żywa.Żadna konstrukcja nie oparłaby się przez milion lat erozji, chyba że była samoodnawialna.Myślała o skom­plikowanych cząsteczkach wplecionych w matrycę żelaza, o włók­nach nerwowych, które w tej chwili mogły rejestrować jej kroki.Potem wyczuła przed sobą znajomy już ślad umysłu nowego samca i przestała snuć te rozważania.Kiedy jednak poszła dalej szeroką półką, ślad nie stał się wyraźniejszy i niczego nie zobaczyła.Usłyszała głos Andrewsa:- Wkrótce powinnaś zobaczyć próbnik.Dorthy, skupiona na rytmie swego oddechu, z pulsem powoli oczyszczającym jej umysł, nadal szła w górę i nie odpowiedziała.Nagle ślad stał się wyraźniejszy - wyczuwalna chmura emocji, a jednocześnie poczucie siebie owładnięte jakimś niejasnym nakażem zniekształciło się, skurczyło.Gąszcz grubych pnączy z czarny­mi, łuskowatymi liśćmi opadał po ścianie niczym monstrualnie powiększone włosy Meduzy.Gdy Dorthy mijała je, zza zakrętu wypadł nowy samiec i niemal przewracając się w pośpiechu, skoczył ku niej.Zamarła z przerażenia, ale samiec rzucił się na pnącza i zaczął wspinać się po nich, niewiarygodnie zwinnie, zważywszy rozmiary jego pokrytego futrem ciała.W mgnieniu oka wdrapał się na górę i znikł za krawędzią półki.- Chryste - odetchnęła Dorthy.W uchu usłyszała głos Andrewsa:- Co to było?Zapomniała o mikrofonie przymocowanym do jej szyi, przy krtani.- Nic - powiedziała.- Zbieram tylko odwagę.Proszę, bądź cicho.Musze się skupić.Po chwili mogła już iść dalej.Przed sobą wyczuła więcej umy­słów, złączonych jednym nakazem, lecz wejrzawszy na krótko w prąd ich myśli dostrzegła tylko nieukształtowaną jeszcze inteligencję, ulotną jak błyski słońca na powierzchni niespokojnego morza.Pod­chodząc bliżej, miała wrażenie, że uprawia surfing i sunie na grzbie­cie załamującej się olbrzymiej fali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript