[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak co innego.Havram był najbliższym kumplem Śmiejącego się Jacka i Złocistego Dase'a.– Havram! – krzyknął Martin.– Przecież to ten, o którym Jack powiedział, że wciągnął jego i Złocistego do Nocnych Jastrzębi.– Teraz, kiedy nie mogą już polegać na magii, aby cię odnaleźć, zaprzęgną do poszukiwań szpiegów i agentów – dodał Laurie.– Wszystko się zgadza.Trzymali po prostu w Sarth kogoś, kto spokojnie poczekał, aż opuścisz opactwo i zjedziesz na dół.– Czy zauważył, że opuściłeś miasto? – spytał Książę.Jimmy parsknął śmiechem.– Skądże.Za to ja widziałem, jak on je opuszcza.– Spojrzeli na niego pytającym wzrokiem.– Hm.trochę się nim zająłem.– Co zrobiłeś?Jimmy był bardzo z siebie zadowolony.– Nawet takie małe miasto jak Sarth ma swoje podskórne życie.Trzeba tylko wiedzieć, gdzie patrzeć.Wykorzystałem swoją reputację Prześmiewcy z Krondoru i pojawiłem się tu i tam, potwierdzając stosownie swoją autentyczność.Dałem do zrozumienia pewnym ludziom, którzy zdecydowanie wolą zachować pełną anonimowość, że dobrze wiem, kim są w rzeczywistości.Zasygnalizowałem również, iż gotów jestem o tym zapomnieć i nie powiedzieć dowódcy tamtejszego garnizonu w zamian za wyświadczenie pewnej usługi.Ponieważ sądzili, iż nadal mam wysoką, żeby nie powiedzieć faworyzowaną pozycję w szeregach Prześmiewców, zdecydowali, iż umieszczenie mnie na wieczność w wodach zatoki nie będzie rozsądne.Tym bardziej że osłodziłem nasz układzik niewielką sakiewką złota, którą miałem przypadkiem przy sobie.Wspomniałem następnie, że w całym Zachodnim Królestwie nie było ani jednego człowieka, który by nie zauważył pewnego kupca spędzającego miłe chwile w gospodzie.Zrozumieli dobrze moją delikatną aluzję.Myślę, że fałszywy kupiec jest w tej chwili na trasie niewolniczego szlaku przez Durbin do Keshu.Z pewnością miał już okazję nauczyć się paru co bardziej delikatnych reguł odnoszących się do wykonywania prostych prac ręcznych.Laurie pokiwał ponuro głową.Na jego twarzy malowało się rozgoryczenie i niesmak.– Tak, nie ma wątpliwości.charakter tego chłopaka cechuje okrucieństwo i bezwzględność.Arutha westchnął głęboko.– No cóż, wygląda na to, że znowu zostałem twoim dłużnikiem, Jimmy.– Godzinę drogi za nami posuwa się niewielka karawana.Jadą w górę wybrzeża.Jeżeli będziemy jechali powoli, powinni nas dogonić przez zapadnięciem nocy.Jestem prawie pewien, że wynajmiemy się jako dodatkowa ochrona karawany.Jechalibyśmy w dużej grupie razem z wozami i innymi najemnikami, podczas gdy Murmandamus czy jak mu tam szukać będzie trzech jeźdźców, którzy opuścili Sarth.Arutha zaśmiał się.– No i co j a mam z tobą zrobić? – Zanim Jimmy zdążył odpowiedzieć.Książę sam szybko dokończył: – I nie mów mi nic o mianowaniu „pomniejszym księciem Krondoru”.– Zawracając konia, rzucił jeszcze przez ramię: – Nie chcę słyszeć, skąd wytrzasnąłeś tego konia.Dobry los lub skuteczność działania talizmanu bogini Ishap sprzyjały Arucie i jego trzem towarzyszom.W drodze do Ylith nie napotkali na żadne kłopoty czy trudności.Przewidywania Jimmy'ego na temat karawany, która miała ich dogonić, sprawdziły się co do joty.Karawana wyglądała raczej żałośnie: pięć nędznych wozów pozostających pod ochroną tylko dwóch najemników.Gdy tylko podróżujący kupiec nabrał przekonania, że to nie rozbójnicy, przyjął ich z otwartymi rękami jako towarzyszy podróży.Tanim kosztem, bo za cenę kilku posiłków, uzyskiwał dodatkową ochronę karawany.Podróżowali przez dwa długie i monotonne tygodnie, podczas których nie wydarzyło się nic godnego uwagi.Szlakiem między Sarth a Widokiem Kwestora wędrowali w obie strony drobni domokrążcy, handlarze i karawany wszelkiej maści i wielkości.Od skromnych jak ich własna, aż po ogromne tabory otoczone liczną strażą.Arutha pocieszał się, że gdyby nawet nasłany agent poszukiwał go w tłumie kupców, służby i najemników, to mógłby się na niego natknąć jedynie przez czysty przypadek.Pewnego dnia pod wieczór, tuż przed zachodem słońca, dostrzegli w końcu w oddali światła Ylith.Arutha jechał na szpicy z dwoma strażnikami wynajętymi przez Yanova.Wstrzymał konia, póki nie zrównał się z nim pierwszy wóz.– Yanov, widać już Ylith.Wóz pojechał dalej z machającym radośnie rękami otyłym kupcem z Krondoru, zajmującym się handlem jedwabiem i drogimi materiałami.Arutha z ulgą stwierdził, że Yanov był porywczym i pewnym siebie człowiekiem, który nie zwracał prawie w ogóle uwagi na to, co inni mieli do powiedzenia.Wymyślona naprędce przez Księcia historyjka oparła się kilku zdawkowym pytaniom kupca.Wszystko wskazywało na to, że Yanov nigdy go nie widział.Ostatni wóz przejechał koło niego i po chwili dołączył do niego Martin.– Ylith – powiedział Arutha ruszając.Jadący po bokach Jimmy i Laurie zjechali na drogę.– No, wkrótce pozbędziemy się tego taboru – westchnął Martin.– Trzeba będzie poszukać nowych wierzchowców.Te potrzebują wypoczynku
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|