[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Twarz jej przybrałałakomy wyraz, a ślinka napłynęła jej do ust. A jeśli przyjdziecie w porze południowej, zmęczona targiem, znajdzie się zawsze dlawas mocny rosół i szklaneczka wina. To będzie wspaniałe! Nie zabraknie wam też słodyczy i białej bułki dla dzieciaków w domu. Aż mi ślinka idzie! Znajdzie się też z pewnością jakiś przyzwoity szaliczek czy reszteczka jedwabiu, jakaśstara wstążka do spódnicy, czy też kawałek nowego materiału na fartuch, jeśli tylkorozpakujemy w spokojnej chwili wszystkie moje skrzyni i kufry.Kobieta wierciła się na pięcie i z radością potrząsała spódnicami. Gdyby zaś waszemu mężowi nadarzył się jaki korzystny interes przy kupnie ziemi czybydła, a zabrakłoby mu gotówki, wiecie, do czyich drzwi należy zapukać.Mój kochany Salizawsze rad ulokuje gotowiznę w pewnym interesie.Ja też będę miała nieco zaoszczędzonegogrosza, by wesprzeć w potrzebie serdeczną przyjaciółkę.Teraz kobieta uległa już całkowicie i rzekła wzruszona: Zawsze mówiłam, że jesteś dzielnym, dobrym i ślicznym dzieckiem.Pan Bóg ześle cipomyślność i błogosławieństwo za to, co czynisz dla mnie. Ale żądam, abyście i dla mnie byli dobrzy. Możesz żądać ode mnie wszystkiego! Abyście wasz towar zawsze przede wszystkim do mnie przynosili, zanim udacie się natarg; wszystko: owoce, ziemniaki czy warzywa, abym wiedziała, że zawsze mam pod rękądobrą gospodynię, na której mogę polegać.To, co by wam kto inny zapłacił za towar, zapłacęi ja z przyjemnością, znacie mnie przecież.Ach, nie ma nic piękniejszego nad dobrą i trwałąprzyjazń zamożnej mieszczki tkwiącej bezradnie wśród murów i potrzebującej przecież tylurzeczy z uczciwą i prawą wieśniaczką doświadczoną we wszystkim, co ważne i pożyteczne.Przyjazń taka przyda się w tysiącznych przypadkach, w smutku i w radości, przy weselach ichrzcinach, przy nauce i konfirmacji dzieci, przy oddawaniu ich do rzemiosła i przywyprawianiu ich w świat.Przy klęskach nieurodzaju lub powodzi, pożaru czy gradobicia,przed czym niech was ręka boska broni!26 Niech nas ręka boska broni! powtórzyła poczciwa kobieta szlochając i wytarłafartuchem oczy. Jakaż z ciebie rozsądna mała kobietka; tak, tak, tobie z pewnością będziesię dobrze wiodło, inaczej nie byłoby sprawiedliwości na świecie. Jesteś piękna, porządna,zaradna, mądra, pracowita i zręczna do wszystkiego.Nie ma milszej i lepszej od ciebie wewsi i nie tylko we wsi a kto cię dostanie, będzie miał raj na ziemi, chyba że jest łobuzem,a wtedy będzie miał ze mną do czynienia! Słuchaj, Sali, żebyś mi się grzecznie obchodził zmoją Weronką, ty szczęśliwcze, któremu udało się uszczknąć taką różyczkę, bo inaczej,pokazałabym ci, co potrafię! Wezcie więc teraz mój węzełek, tak jakeście mi przyrzekli, i zachowajcie, dopóki poniego nie przyślę, albo być może, że przyjadę sama powozem i odbiorę go, jeśli pozwolicie.Nie odmówicie mi wtedy garnuszka mleka, a pyszny migdałowy torcik przywiozę już sama. Dziecko drogie, dawaj węzełek.Na tłumoku z pościelą, który kobieta trzymała już na głowie, Weronka położyła długiworek wypchany manatkami i rupieciem, tak że biedna kobieta miała na głowie chwiejącą sięwieżę. Będzie mi chyba za ciężko zabrać wszystko na raz rzekła. Czy nie mogłabym dwarazy obrócić? Nie, nie.Musimy natychmiast odejść, mamy daleką drogę przed sobą, idziemyodwiedzić wytwornych krewnych, którzy odezwali się teraz, odkąd jesteśmy bogaci.Wiecie,jak to, bywa. Znam to, znam.Niech cię Bóg strzeże, a pomyśl czasem o mnie wśród tych wszystkiejwspaniałości.Wieśniaczka wyszła ze swą wieżą, utrzymując z trudem równowagę, za nią dreptałchłopiec, idąc między bokami kolorowego niegdyś łóżka Weronki.Głową podpierał pokrytyspłowiałymi gwiazdami baldachim i niczym drugi Samson dzwigał dwa kunsztownie rżniętesłupy, na których baldachim się wspierał.Weronka, oparta o Salego, śledziła wzrokiem całykorowód i patrząc na tę posuwającą się wśród ogrodów świątynię rzekła: Z tego można by jeszcze zrobić niezgorszą altanę, gdyby to ustawić w ogrodzie,umieścić wewnątrz stolik i ławeczki i obsiać dokoła powojem.Chciałbyś tam kiedy ze mnąsiedzieć Sali? O, tak, Weronisiu! Zwłaszcza gdyby zarosła już powojem. Czegóż jeszcze stoimy? powiedziała Weronka. Nic nas już tu nie trzyma. Więc chodz i zamknij dom.Komu chcesz oddać klucz?Weronka obejrzała się dokoła. Tu go powiesimy, na tej halabardzie; znajduje się ona w tym domu od przeszło stu lat,jak mówił często ojciec, niech pozostanie więc jako ostatni strażnik! Powiesili zardzewiały klucz na zardzewiałym zakrętasie starej broni, po której pięła sięfasola, i odeszli.Weronka przybladła i zakryła na chwilę oczy, tak iż Sali musiał jąprowadzić.Uszli w ten sposób kilkanaście kroków; ale nie obejrzała się za siebie. Dokąd najpierw pójdziemy? spytała. Pójdziemy przed siebie odpowiedział Sali i spędzimy dzień, gdzie się nam spodoba,nie będziemy się spieszyć, do wieczora zaś znajdziemy chyba miejsce, gdzie się dapotańczyć. Dobrze rzekła Weronka cały dzień będziemy razem i pójdziemy, dokąd się namzechce, ale teraz jest mi słabo, musimy się w najbliższej wsi napić kawy. Rozumie się powiedział Sali. Wyjdzmy tylko z tej wsi.Wkrótce znalezli się w polu i w milczeniu szli obok siebie przez niwy.Był pięknywrześniowy poranek niedzielny, niebo było bezchmurne, wzgórza i lasy okryte delikatną,pachnącą mgiełką, która nadawała okolicy piękno tajemnicze i uroczyste.Ze wszech strondochodził dzwięk dzwonów kościelnych: to harmonijny, głęboki ton dzwonu z miejscowości27bogatej, to znów gadatliwe dzwoneczki małej, ubogiej wioski.Para zakochanych zapomniałao tym, co czeka ich u schyłku dnia, i oddała się całkowicie upajającej i niewysłowionejradości wkraczania w tę niedzielę; czysto ubrani i swobodni, czuli się jak dwoje legalnienależących do siebie, szczęśliwych ludzi.Każdy rozbrzmiewający w niedzielnej ciszy ton lubdaleki odgłos przeszywał wstrząsem ich dusze; bo miłość jest dzwonem powtarzającymnajodleglejsze i najbardziej obojętne tony, przeobrażając je w swoistą, szczególną muzykę.Mimo że byli głodni, półgodzinna droga do najbliższej wsi wydała się im zajęczym skokiem;ociągając się weszli nieśmiało do karczmy położonej na skraju miejscowości.Sali zamówiłdobre śniadanie, a podczas gdy je przyrządzano, oboje przyglądali się cichutko przyjemnym isolidnym gospodarzom w dużej, czystej izbie gościnnej.Gospodarz był równocześniepiekarzem; miły zapach świeżego pieczywa przenikał cały dom, wnoszono kopiaste kosze zchlebem rozmaitego rodzaju, ponieważ po kościele ludzie wstępowali tu, by kupić pszennepieczywo lub wypić poranny kufelek
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|