[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Tak też uczynił i namiestnik.Nocleg to był niezbyt wygodny, bo chaty w Słobódce, którychznajdowało się ze sześćdziesiąt, ulepione z gliny, tak były szczupłe, iż do niektórych okra-kiem trzeba było włazić.Innych też nie opłaciło się budować, bo je forteca za każdym napa-dem tatarskim w perzynę obracała, a to dlatego, by nie dawały napastnikom zasłony i bez-piecznego do wałów przystępu.Mieszkali w onej Słobódce ludzie zachozi , to jest przybłę-dowie z Polski, Rusi, Krymu i Wołoszy.Każden tu był niemal innej wiary, ale tam o to niktnie pytał.Gruntów nie wyrabiali dla niebezpieczeństwa od ordy, żywili się rybą i zbożem do-stawianym z Ukrainy, pili palankę z prosa, a trudnili się rzemiosłami, dla których w zamkuich ceniono.Namiestnik oka prawie zmrużyć nie mógł dla nieznośnego zapachu końskich skór, z któ-rymi rzemienie w Słobódce wyprawiano.Nazajutrz świtaniem jak tylko wydzwoniono i natrąbach wygrano rozbudzenie , dał znać do zamku, iż poseł książęcy przybył i prosi o przy-jęcie.Grodzicki, który świeżo miał w pamięci wizytę książęcą, sam na jego spotkanie wy-szedł.Był to człowiek pięćdziesięcioletni, jednooki jak cyklop i posępny, bo siedząc w pusty-ni na końcu świata i nie widując ludzi zdziczał.a sprawując nieograniczoną władzę nabrałpowagi i surowości.Twarz mu przy tym zeszpeciła ospa, a ozdobiły nacięcia szabel i bliznyod strzał tatarskich, podobne do białych piętn na ciemnej skórze.Był to jednak żołnierz szcze-ry, czujny jak żuraw, który ustawicznie oczy miał w stronę Tatarów i Kozaków wytężone.Pijał tylko wodę, nie sypiał, jak siedm godzin na dobę, częstokroć zrywał się w nocy, by oba-czyć, czy straże dobrze wałów pilnują i za najmniejsze niedbalstwo porywał na śmierć żołnie-rzy.Dla Kozaków wyrozumiały, choć grozny, zyskał sobie ich szacunek.Gdy zimą głodnobywało na Siczy, zbożem ich wspomagał.Był to Rusin pokroju tych, którzy swego czasu zPrzecławem Lanckorońskim i Samkiem Zborowskim w stepy chodzili. To tedy waszmość na Sicz jedziesz? pytał Skrzetuskiego wprowadziwszy go poprzed-nio do zamku i uczęstowawszy gościnnie. Na Sicz.Jakie waszmość, mości komendancie, masz stamtąd nowiny? Wojna! Ataman koszowy ze wszystkich ługów, rzeczek i wysp ściąga Kozaków.Zbiegi zUkrainy idą, którym przeszkadzam, jak mogę.Wojska tam już jest na trzydzieści tysięcy alboi więcej.Gdy na Ukrainę ruszą, gdy się z nimi grodowi Kozacy i czerń połączą, będzie ich stotysięcy. A Chmielnicki? Lada dzień z Krymu z Tatarami spodziewany.Może już jest; prawdę rzec, niepotrzebniewaszmość do Siczy chcesz jechać, bo wkrótce tu ich się doczekasz; że zaś Kudaku nie minąani go za sobą nie zostawią, to pewna. A obronisz się waszmość?Grodzicki popatrzył na namiestnika posępnie i odrzekł dobitnym, spokojnym głosem: A ja się nie obronię. Jak to? Bo prochów nie mam.Mało dwadzieścia czółen posłałem, by mi choć trochę przysłano i nie przysłano.Nie wiem-li: przejęto gońców czy sami nie mają wiem, że dotąd nie przy-70słano.Mam na dwa tygodnie na dłużej nie.Gdybym miał dosyć, pierwej bym Kudak i siebiew powietrze wysadził.nim by tu noga kozacza postała.Kazano mi tu leżeć leżę, kazanoczuwać czuwam, kazano zęby wyszczerzać wyszczerzam, a gdy zginąć przyjdzie razmaty rodyła i to potrafię. A samże waszmość nie możesz prochów robić? Od dwóch już miesięcy Zaporożcy saletry mi nie puszczają, którą od Czarnego Morzaprzywozić trzeba.Wszystko jedno.Zginę! Uczyć się nam od was, starych żołnierzów.A gdybyś sam waszmość po prochy ruszył? Mosanie, ja Kudaku nie zostawię i zostawić nie mogę; tu mi było życie, tu niech śmierćbędzie.Waść nie myśl także, że na bankiety i wspaniałe recepcje jedziesz, jakimi gdzie in-dziej posłów witają, albo że cię tam godność poselska osłoni.Toż oni własnych atamanówmordują i od czasu, jak tu siedzę, nie pamiętam, by który sczezł swoją śmiercią.Zginiesz i ty.Skrzetuski milczał. Widzę, że duch w waćpanu gaśnie.To lepiej nie jedz. Mój mości komendancie rzekł na to z gniewem namiestnik wymyślże co lepszego, bymnie przestraszyć, bo to, co mi powiadasz, jużem słyszał z dziesięć razy, a kiedy mi radzisznie jechać, to widzę, sam byś na moim miejscu nie jechał zważ przeto, czy ci nie tylko pro-chów, ale i fantazji do obrony Kudaku nie zbraknie.Grodzicki, zamiast się rozgniewać, spojrzał jaśniej na namiestnika. Zubastaja szczuka! mruknął po rusińsku. Przebacz mi waszmość.Z odpowiedzi two-jej miarkuję, że potrafisz dignitatem księcia i stanu szlacheckiego utrzymać.Dam ci tedy paręczajek, bo bajdakami porohów nie przejedziesz. O to też przybyłem prosić waszmości. Koło Nienasytca każesz je lądem ciągnąć, bo choć woda duża, ale tam nigdy przejechaćnie można.Ledwie się jakie małe czółenko przemknie.A gdy już będziesz na niskich wodach,tedy się pilnuj, by cię nie zaskoczono, i pamiętaj, że żelazo a ołów od słów wymowniejsze.Tam tylko śmiałych ludzi cenią.Czajki będą na jutro gotowe, każę tylko drugie rudle poprzy-prawiać, bo jednego na porohach mało.To rzekłszy Grodzicki wyprowadził z izby namiestnika, by mu zamek i jego porządki po-kazać.Wszędy panował wzorowy ład i karność.Straże dniem i nocą gęsto czuwały na wałach,które jeńcy tatarscy musieli bez przestanku wzmacniać i poprawiać. Co rok na łokieć wyżej wału sypię rzekł pan Grodzicki toteż tak już urósł, że gdy-bym miał prochów dostatek i we sto tysięcy nic by mi nie zrobili; ale bez strzelby nie obronię,gdy przemoc przyjdzie.Forteca była istotnie nie do zdobycia, bo prócz armat broniły jej Dnieprowe przepaście iniedostępne skały pionowo zeskakujące w wodę; nie potrzebowała nawet wielkiej załogi.To-też w zamku nie stało więcej nad sześćset ludzi, ale za to co najprzebrańszego żołnierza,uzbrojonego w muszkiety i samopały.Dniepr, płynąc w tym miejscu ściśniętym korytem, takbył wąski, że rzucona z wałów strzała przelatywała daleko na drugi brzeg.Działa zamkowepanowały nad oboma brzegami i nad całą okolicą
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|