[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Do bitwy szedł ze śmiechemprzypominającym rżenie końskie i walił tak, że żołnierze po każ-dym spotkaniu umyślnie trupy jego oglądali, aby nadzwyczajnecięcia podziwiać.Zresztą, od dziecka do stepu, stróżowania i wojnynawykły, mimo całej zapalczywości czujny był i przezorny: znałwszystkie tatarskie fortele, a po panu Wołodyjowskim i Ruszczycuuchodził za najlepszego zagończyka.Stary Nowowiejski, wbrew pogróżkom i zapowiedziom, nieprzyjął syna zbyt surowo, bo bał się, że ów, zrażony, znów sobie pój-dzie i nie pokaże się przez drugich lat jedenaście.A w gruncie rzeczyszlachcic-samolub kontent był z tego syna, który pieniędzy z domunie brał, sam dawał sobie doskonale rady na świecie, pozyskał sławęmiędzy towarzyszami, łaskę hetmańską i szarżę oficerską, którejniejeden mimo protekcji nie mógł się dochrapać.Wyrachował teżsobie ojciec, że zdziczały w stepach i w wojnie młodzian może nieugiąć się przed powagą ojcowską, a w takim razie lepiej jej na próbęnie wystawiać.Syn, lubo padł mu do nóg jak przystało, przecie w oczy śmielepatrzył i bez ogródki na pierwsze przygany odrzekł:- Ojciec przyganę masz w gębie, w sercu radość ze mnie, i słusznie,bom zakały nie przyniósł, a żem do chorągwi uciekł, po tom szlachcic.- Ale może bisurmanin - odrzekł stary - skoroś przez jedenaścielat w domu się nie pokazał?- Nie pokazałem się z bojazni kary, która by mojej oficerskiejszarży i powadze była przeciwną.Czekałem listu z darowaniemwin.Nie było listu, nie było i mnie.329Henryk Sienkiewicz- A teraz to się nie boisz?Młody pokazał swe białe zęby w uśmiechu:- Tu wojskowa władza rządzi, przed którą choćby i rodzicielskaustąpić musi.Wiecie co, dobrodzieju, ot, lepiej uściskajcie mnie, boduszną do tego macie ochotę! To rzekłszy ramiona otworzył, a panNowowiejski ojciec sam nie wiedział, co ma czynić.Jakoś nie mógłsię połapać z tym synem, który pacholęciem z domu wyszedł, a terazwracał dojrzałym mężem i oficerem otoczonym sławą bojową.I to,i owo pochlebiało wielce ojcowskiej dumie pana Nowowiejskiego,więc istotnie rad by był syna przycisnąć do piersi, tylko się jeszczeze względu na powagę wahał.Lecz ów go porwał.Zatrzeszczały w tym niedzwiedzim uściskukości szlachcica, i to rozczuliło go do reszty.- Co robić - zawołał sapiąc - czuje szelma, że na swoim własnymkoniu siedzi, i ani dba! Proszę! %7łeby to było w domu u mnie, pewniebym tak nie zmiękł, ale tu, co robić? A pójdz no jeszcze!I uściskali się po raz drugi, za czym młody jął spiesznie wypy-tywać o siostrę.- Przykazałem jej na uboczu się trzymać, póki nie zawołam -odrzekł ojciec - dziewka tam ledwie ze skóry nie wyskoczy.- Dla Boga! gdzie ona jest? - zakrzyknął syn.I otworzywszy drzwi począł wołać tak gromko, aż echo odpo-wiadało mu ze ścian:- Ewka! Ewka!Ewka, która czekała z bijącym sercem w przyległej izbie, wpa-dła natychmiast, lecz zaledwie zdołała zakrzyknąć: Adam! - jużpotężne ramiona porwały ją i podniosły od ziemi.Brat kochał jązawsze bardzo; częstokroć, za dawnych jeszcze czasów, chroniącją od tyranii ojca, nieraz brał na się jej winy i należną jej chłostę.W ogóle pan Nowowiejski był w domu despotą, prawie okrutnym,więc teraz dziewka witała w tym potężnym bracie nie tylko brata,ale przyszłą swoją ucieczkę i ochronę.On zaś całował ją po głowie,330Pan Wołodyjowskipo oczach i po rękach, chwilami zaś odsuwał ją od siebie, patrzyłw twarz i wykrzykiwał ochoczo:- Harna dziewka! jak mi Bóg miły!Po czym znów:- Oto wyrosła! Piec, nie dziewka!Jej zaś oczy śmiały się do niego.Poczęli następnie rozmawiaćbardzo prędko o długiej rozłące, o domu i o wojnach.Stary panNowowiejski chodził koło nich i pomrukiwał.Syn imponował muwielce, ale chwilami chwytał go jakby niepokój o przyszłe panowa-nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|