Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale oczywiście, jakoś delikatnie można byłoby to sprawdzić.No dobrze, zainteresuję się.Wspomnę o tym milicji, która tam u nas urzęduje.Tylko nie licz na to, że będę rzucał na ludzi jakieś nieuzasadnione podejrzenia!- A kto ci każe rzucać? Trzeba tylko zbadać, czy to nie ma jakiegoś związku.Bo może ma.?- Może ma - zgodził się dziadek, wyraźnie widząc, że z protestów nie wyniknie w tej chwili nic dobrego.- Dobrze, zbadam.Nie ja zba­dam, tylko oni.A teraz, na litość boską, pozwólże mi spać!- A śpij sobie - odparła babcia z urazą, postanawiając przypomnieć mu o tym jeszcze rano.- Nie wiem, jak można spać w obliczu ta­kich podejrzanych rzeczy.Żeby ci się to wszystko przyśniło!W pół godziny potem dom, wypełniony wszechstronnymi i uroz­maiconymi podejrzeniami, zapadł wreszcie w głęboki, spokojny sen.16Zniecierpliwiona i zdenerwowana Janeczka czekała w domu na Pawełka, który spóźniał się zupełnie wy­jątkowo.Miała do niego mnóstwo sensacyjnych interesów.Po pierw­sze, zrobiła spis tajemnic i opracowała je w kolejnych punktach.Wa­hała się właśnie, czy ma do nich dołożyć niepojęte zniknięcie haków do karniszy, czy też nie.Haki tkwiły w pochylonym dachu szopy, ale o tym wiedziały tylko dwie osoby, ona i Pawełek, reszta rodziny zaś skłonna już była dopatrywać się w zjawisku cech nadprzyrodzonych.Babcia twierdziła stanowczo, że w tym nawiedzonym domu nie tylko straszy, ale także kradnie, a matka i ciotka Monika jakoś dziwnie ła­two się z nią zgadzały.Szukały tych haków niemrawo i bez przekona­nia, rzucając na siebie wzajemnie ukradkowe spojrzenia i gdyby nie to, że Janeczka z najdoskonalszą pewnością wiedziała, gdzie są, byłaby skłonna mniemać, że to one same gdzieś je ukryły w sobie znanych ce­lach.Z której by strony nie spojrzeć, istniała w tym jakaś tajemnica.Po drugie, zmora wyszła na spacer i znów odebrała paczkę od swo­jego listonosza.Spotkała się z nim za skrzyżowaniem, specjalnie tam poszła, bo w furtce twardo stała babcia i przyglądała się jej nachalnie, impertynencko i bez żadnego wychowania.Sama tak to określiła, do­dając jeszcze z rozgoryczeniem, że przez tę obrzydliwą babę zordynarnieje doszczętnie, bo kilka tygodni temu takie nietaktowne natręctwo byłoby dla niej nie do pomyślenia, a teraz - co?!Po trzecie, Pawełek miał się spotkać ze swoim znajomym milicjan­tem, zapewne już się spotkał, niewątpliwie uzyskał ważne wiadomości i najwyższy czas, żeby i ona te wiadomości uzyskała.Na ich podstawie z pewnością wymyśli się coś nowego, co wszystkie sprawy potężnie pchnie do przodu!Okropny rumor w drzwiach wejściowych i w holu obwieścił przyby­cie Pawełka.Do holu wyjrzała z kuchni babcia.- Pawełek, nogi.! - zawołała ostrzegawczo.- Co tak późno, przecież miałeś tylko o jedną lekcję więcej niż Janeczka?- Tak mi wyszło - odparł Pawełek niecierpliwie, szurając byle jak butami po wycieraczce.- Społeczna praca.- Chodźże, zjesz coś.- Nie teraz.Teraz nie mam czasu.Jeszcze mam tę społeczną pra­cę.Pewnie aż do obiadu!Janeczka czekała w pokoju, pełna napięcia.Wyczuła, że coś się musiało przytrafić.Pawełek wpadł jak bomba.- Ty, słuchaj! - krzyknął, niebotycznie rozgorączkowany.- Chodź prędko! Ale draka, o rany, jeszcze takiej nie było! Janeczka nie traciła czasu, zerwała się od razu.- Co się stało? Gdzie byłeś! - spytała, pośpiesznie zmieniając buty i zdzierając z wieszaka kurtkę.- Milicja mnie trzymała.- zaczął Pawełek z przejęciem.- Cicho! - syknęła Janeczka natychmiast.- Babcia usłyszy! Na dwór.!- Przeczytali ten szyfr - kontynuował Pawełek już przy furtce.- Maglowali mnie na wszystkie strony, sierżant Gawroński i jeszcze je­den, prawdziwy kapitan, chociaż po cywilnemu.Całkiem równy facet.Mówię ci, oni nic kompletnie nie wiedzą, ciemni jak tabaka w rogu! My więcej wiemy.Powiedziałem, że im nic nie powiem, dopóki się nie naradzę z tobą.Chodź prędko, oni tam na nas czekają!- Zaraz - powiedziała Janeczka i zatrzymała się.- Tak, to na nic.Nie będę leciała jak ślepa komenda.Muszę się zastanowić.- No dobra, ale oni tam czekają! - zniecierpliwił się Pawełek.- No to co? - odparła zimno Janeczka, nie ruszając się z miejsca.- Czekają, to czekają, trudno.A w ogóle powiedz po kolei, a nie jak babcia.Co było na naszym szyfrze? Jaka to książka? O co cię maglo­wali?Pawełek rozejrzał się dookoła.- Teraz ty pytasz o wszystko naraz - zauważył z niezadowoleniem.- Jeszcze gorzej niż oni.Dobra, powiem ci po kolei, ale chodźmy stąd, bo nas babcia złapie.Możesz się zastanawiać na ulicy.- No owszem, na ulicy mogę - zgodziła się łaskawie Janeczka.- Gdzie czekają?- W radiowozie.Parę ulic dalej, koło Malczewskiego.Kazałem im tu nie podjeżdżać, żeby babcia nie zobaczyła.Od razu uwzględnili.- Bardzo rozsądnie - pochwaliła Janeczka.- Widocznie mają olej w głowie.No, teraz mów po kolei.Jak to było?Zatrzymali się w doskonałym miejscu, przy bramie cudzego ogro­dzenia, gdzie podmurowanie wystawało dostatecznie, żeby można było na nim przysiąść.Gęste krzaki z cudzego ogrodu wyrastały na uli­cę i pomimo braku liści osłaniały nieco przed ludzkimi oczami.W każ­dym razie nie mogła ich dojrzeć ani babcia, ani ci z radiowozu.Pawełek nie wdawał się we wstępy, od razu przystąpił do zasadni­czej relacji.- Ten kapitan był razem z sierżantem, czekali na mnie pod szkołą - zaczął z ożywieniem.- Powiedział, że przeczytali nasz szyfr.- No i jaka to była książka? - przerwała Janeczka.- Nigdy w życiu byś nie zgadła! Cennik znaczków zagranicznych na siedemdziesiąty czwarty rok.Janeczka aż podskoczyła.- Coś podobnego! Przecież dziadek to ma, mogliśmy sami prze­czytać!- Nie przyszło nam do głowy - westchnął z żalem Pawełek.- Oni zgadli przez to „poi” i numer.Te tam tysiąc sześćset ileś.To jest numer polskiego znaczka w katalogu, na którym jest Wilanów.Pałac.I ten bandyta tam napisał, że chce się spotkać w Wilanowie.- W pałacu.?! - wykrzyknęła z niedowierzaniem Janeczka.- Nie, w knajpie.Tak napisał.Że czeka w knajpie w każdy piątek, od siedemnastej do dwudziestej w tym polskim znaczku.Znaczy, w Wilanowie.Janeczka słuchała w okropnym skupieniu, myśląc intensywnie.- Ty, słuchaj! - przerwała znów, poruszona i przejęta.- Ale on przecież wydrapał ten znaczek na naszym samochodzie!- Co.? - spytał, nieco zaskoczony.- No tak, rzeczywiście.Cze­kaj.- No co? - popędziła go Janeczka.- Czekaj, bo mnie już coś przychodziło do głowy, jak oni pytali.Już prawie zgadłem.Niech sobie przypomnę.A! Już wiem! Jak to, przecież on się mógł spotkać z tym drugim.Ty miałaś rację, ich jest dwóch!- Od początku mówiłam, że ich jest dwóch!- No właśnie.Więc on rzeczywiście napisał ten list do tego drugie­go, żeby się z nim spotkał, ale nic z tego nie wyszło, bo myśmy zabrali kartkę.Milicja całkiem tego nie rozumie, bo nie wie, że to myśmy ją zabrali.Ten drugi to chyba ten, co drapał.- Ten, co miał czarne pazury i placek za uchem? - upewniała się Jameczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript