[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Słowa te były wyrazem nadziei na to, że gdy Władczyni otworzy oczy, powitaich spokojne, choć lekko zdumione spojrzenie Odetty Holmes.Piętnaście minut pózniej, kiedy pierwsze promienie słońca oświetliły wzgó-198rza, oczy kobiety rzeczywiście się otworzyły, nie było w nich jednak spokojuOdetty Holmes.Wyrażały szaleństwo Detty Walker. Ile razy mnie zgwałciliście, kiedy byłam nieprzytomna? zapytała.Cipę mam śliską i nabrzmiałą, jakby ktoś wetknął w nią kilka tych białych sznur-ków, które wy, zasrane matkojeby, nazywacie fiutami.Roland westchnął. Chodzmy rzekł i skrzywił się, wstając. Nigdzie nie idę z białasami, matkojebie prychnęła Detta. Ależ pójdziesz mruknął Eddie. Strasznie mi przykro, moja droga. Niby dokąd? Cóż odparł Eddie za drzwiami numer jeden nie było zbyt miło, a zadrzwiami numer dwa okazało się jeszcze gorzej, tak więc teraz, zamiast dać sobiespokój, jak normalni ludzie, zamierzamy wypróbować drzwi numer trzy.z do-tychczasowych doświadczeń wynika, że pewnie spotkamy za nimi coś w rodzajuGodzilli lub Trzygłowego Potwora, ale jestem optymistą.Wciąż mam nadzieję,że natrafię na komplet naczyń z nierdzewnej stali. Ja nie idę. Idziesz i już oświadczył Eddie i zajął miejsce za jej wózkiem.Znówzaczęła się szamotać, lecz węzły zawiązał rewolwerowiec i szarpiąc się, tylkozacisnęła je silniej.Wkrótce zdała sobie z tego sprawę i przerwała szamotaninę.Miała w sobie dużo jadu, ale na pewno nie była głupia.Spojrzała przez ramię naEddiego i uśmiechnęła się tak, że cofnął się o krok.Ujrzał chyba najpaskudniejszygrymas, jaki kiedykolwiek widział na ludzkiej twarzy. Cóż, może pójdę z wami kawałek stwierdziła ale nie tak daleko, jakmyślisz, białasie.I na pewno nie tak szybko, jak sądzisz. Co chciałaś przez to powiedzieć?Znów ten szyderczy uśmiech. Przekonasz się, białasie. Obrzuciła rewolwerowca pałającym, lecz trzez-wym spojrzeniem. Obaj się przekonacie.Eddie zacisnął dłonie na podobnych do kierownicy roweru uchwytach z tyłufotela i znów ruszyli na północ, teraz pozostawiając za sobą na tej pozornie bez-kresnej plaży nie tylko odciski stóp, ale i dwa blizniacze ślady kół wózka Wład-czyni.* * *To był koszmarny dzień.199Poruszając się po tak mało urozmaiconym terenie, trudno obliczyć przebytąodległość, lecz Eddie wiedział, że szli w żółwim tempie.I wiedział, kto jest za to odpowiedzialny.O tak. Obaj się przekonacie powiedziała Detta i zanim upłynęło pół godziny,zaczęli się przekonywać.Pchanie.To przede wszystkim.Pchanie wózka po sypkim piasku byłoby równie nie-możliwe jak jazda samochodem po głębokim, nieodgarniętym śniegu.Na tej pla-ży, z jej żwirowatą i twardą powierzchnią, pchanie wózka było możliwe, choćniełatwe.Chwilami toczył się dość gładko, chrzęszcząc na muszelkach i kamy-kach, które odskakiwały spod twardych gumowych koła potem trafiał na łachędrobniejszego piasku i Eddie musiał, stękając, pchać ze wszystkich sił, żeby po-konać ten odcinek wraz z ciężką pasażerką.Piach chciwie wsysał koła.Trzebabyło jednocześnie pchać i całym ciężarem ciała naciskać rączki fotela w dół, ina-czej przewróciłby się, rzucając przywiązaną do niego kobietę twarzą w piach.Detta chichotała, gdy starał się o to, by nie przewrócić jej. Dobrze się bawisz, słodziutki? pytała za każdym razem, gdy koła trafiałyna jedno z takich suchych miejsc.Kiedy rewolwerowiec usiłował przyjść mu z pomocą, Eddie odprawił gomachnięciem ręki. Jeszcze będziesz miał okazję powiedział. Zamienimy się. Myślę, że twoje kolejki będą znacznie dłuższe niż jego rozległ się głosw jego głowie. Wygląda na to, że wkrótce będzie miał pełne ręce roboty, żebysamemu utrzymać się na nogach, nie mówiąc o pchaniu fotela z tą kobietą.Nie,Eddie, obawiam się, że to twoja robota.To zemsta Pana Boga, wiesz? Tyle latbyłeś ćpunem i na co ci przyszło? Teraz popychasz towar.Parsknął śmiechem. Co cię tak śmieszy, białasie? zapytała Detta i chociaż Eddie przypusz-czał, że miało to być sarkastyczne pytanie, zabrzmiał w nim gniew. Ona nie chce, żeby mnie to bawiło pomyślał.Ani trochę. Zwłaszczajeśli może temu zapobiec. Nie zrozumiałabyś, dziecino.Zostawmy ten temat. Zostawię cię sztywnego, zanim to się skończy warknęła. Ty i tentwój przydupas padniecie trupem na tej plaży.Zobaczysz.A na razie oszczędzajoddech, żebyś miał siłę pchać dalej.Już jesteś trochę zasapany. No, to dla ciebie dobrze odparł Eddie. Tobie nigdy nie brakuje tchu. I nie zabraknie, łajzo! Prędzej wyduszę go z ciebie. Obiecanki cacanki.Eddie wypchnął wózek z piachu na stosunkowo twardszy, teren przynaj-mniej na razie.Słońce jeszcze nie stało w zenicie, ale już było wysoko nad hory-200zontem. To będzie interesujący i pouczający dzień.Już to widzę.Przystanki.To następna udręka.Weszli na odcinek twardej plaży.Eddie zaczął szybciej pchać wózek, myślącw duchu, że jak trochę się rozpędzi, to zdoła przejechać przez następną łachęsuchego piasku, jeżeli na nią natrafią.Nagle wózek zatrzymał się.Niespodziewanie.Uchwyt z tyłu z łoskotem ude-rzył o pierś Eddiego.Chłopak stęknął.Roland obejrzał się, ale nawet szybkirefleks rewolwerowca nie zdołał zapobiec wywróceniu się pojazdu Władczyni,padającego tak, jakby koła trafiły na grząski piach.Wózek przewrócił się razemz Dettą, związaną i bezradną, ale zanoszącą się śmiechem.Wciąż się śmiała, gdyRoland i Eddie w końcu zdołali podnieść jej fotel.Niektóre więzy wpiły się w cia-ło kobiety, zapewne odcinając dopływ krwi.Miała rozcięte czoło i krew zalewałajej jedno oko.Mimo to śmiała się.Zanim ustawili wózek, obaj ciężko dyszeli.Razem z siedzącą na nim kobietąważył prawie dwieście pięćdziesiąt funtów, z czego większość stanowił ciężarfotela.Eddie pomyślał, że gdyby rewolwerowiec zabrał Dettę z jego czasów, z latosiemdziesiątych, fotel zapewne ważyłby sześćdziesiąt funtów mniej.Detta zachichotała, prychnęła i zamrugała zalanym krwią okiem. Patrzcie no tylko, wywróciliście mnie, chłopcy powiedziała. Wezwij swojego prawnika mruknął Eddie. Niech nas zaskarży. I tak się narobiliście, żeby mnie podnieść.Chyba zajęło wam to z dziesięćminut.Rewolwerowiec oddarł kawałek koszuli z której zostało już tak niewiele,że nie miało to żadnego znaczenia i wyciągnął lewą rękę, żeby otrzeć jej krewz czoła.Kłapnęła zębami i słysząc głośny trzask, z jakim zęby uderzyły o sie-bie, Eddie uznał, że gdyby Roland cofnął dłoń o ułamek sekundy pózniej, DettaWalker przyczyniłaby się do zmniejszenia liczby palców u jego rąk.Spojrzała na niego ze złośliwym błyskiem w oczach, wciąż chichocząc, leczrewolwerowiec dostrzegł ukryty w nich lęk.Bała się go.Obawiała się, że napraw-dę jest Bardzo Złym Człowiekiem.Dlaczego uważała go za Bardzo Złego Człowieka? Może dlatego, że jakimśszóstym zmysłem przeczuwała, co o niej wie. Prawie cię dopadłam, łajzo warknęła. Tym razem prawie cię dopa-dłam.I zaniosła się opętańczym śmiechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|