Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mary niosła w ręce latarkę.Ilekroć zadrżała na dzwięk wyimaginowanych dzwięków,cienie tańczyły.Trzymała się blisko Maksa, gdy okrążyli budynek, szukając miejsca, z którego zabój-ca mógłby się dostać do środka.Zeszłej nocy policja weszła, używając klucza dostarczo-nego przez właścicieli.Ale ani oni, ani ich ofiara nie mieli klucza.Zabójca będzie musiałwłamać się, aby wejść do wieży.Będzie musiał pozostawić ślad.Niecierpliwiła się.Dwukrotnie poganiała Maksa.Parada oświetlonych łodzi w porcie zaczęła już pierwsze okrążenie, wkraczając z ob-szaru widowiskowego na otwarte morze.Aodzie były nadal daleko od kanału, ale przy-bliżały się szybko.Przed siódmą trzydzieści królowa parady nie mogła zostać trafionaz wieży.Po zachodniej stronie pawilonu, wychodzącej na zatokę i otoczonej balustradą, zna-lezli w jednym z okien ciemnej, opustoszałej kawiarni roztrzaskaną szybkę. Czy to zrobił zabójca?  spytał Maks.Skierowała snop latarki na ziemię i w łagodnym świetle przyjrzała się uszkodzone-mu oknu.Palcami lewej ręki dotknęła drewnianej ramki, z której wypadła szybka.Byłojuż chłodno, ale gdy skoncentrowała się na psychoobrazach dostarczanych przez okno,powietrze stało się nagle jeszcze zimniejsze.Szu-szu-szu!Zadrżała i ścisnęła latarkę mocno, z całych sił.Zacisnęła zęby, usiłując nie wpaśćw panikę. I co?  zapytał Maks. Tak.To on zrobił.166  Jest teraz w środku? Nie.Był tutaj.wczoraj póznym wieczorem.po odjezdzie policji.dzisiaj wcze-śnie rano.o świcie.na wieży. Zdjęła rękę z okna i niewidzialne połączenie urwałosię. Ale nie wrócił tu jeszcze dziś wieczorem. Jesteś tego pewna? Całkowicie. Ale zjawi się tu lada moment? Tak.Więc pośpieszmy się.Szu-szu-szu!Zignoruj to, mówiła sobie.To nie jest realne.Maks tego nie słyszy, prawda? Tylko tyto słyszysz.Wrażenie psychiczne.Nic nie ma nad głową.%7ładnych skrzydeł.%7ładnegoniebezpieczeństwa.W ogóle żadnych skrzydeł. Nie róbmy z siebie widowiska  powiedział Maks. Niektóre restauracje wokółportu mogą mieć nas w polu widzenia.Lepiej zgaś latarkę.Zrobiła, jak kazał.Wokół niej zamknęła się noc.Maks przełożył rękę przez otwór po szybie, sięgnął w górę i nacisnął klamkę od we-wnątrz. Czy zdajesz sobie sprawę, że to włamanie i wkroczenie na cudzy teren? Chyba tak  odpowiedziała. I to cię nie obchodzi? Maks, pośpiesz się!Pchnął wysokie połówki okna nie robiąc hałasu.Wspięła się na parapet położony zaledwie metr nad ziemią i weszła do kawiarni.Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie zobaczyła nic.Maks zlustrował obie strony chodnika, potem wszedł za nią i zamknął okno. Tutaj jest jeszcze ciemniej niż na zewnątrz  powiedziała. Będziemy sięo wszystko potykać, jeśli nie zapalę latarki. Upewnij się tylko, że nie kierujesz jej w stronę okna  poradził. Osłoń ją.Włączyła latarkę, przysłaniając połowę szkła lewą ręką.W restauracji stało około trzydziestu stołów.Wszystkie przymocowane były do pod-łogi.Najwidoczniej dlatego, że krzeseł nie można było również przymocować, usuniętoje i schowano w magazynie do czasu ponownego otwarcia  Kimball s na wiosnę.Jedyne publiczne wejście do wnętrza  podwójne szklane drzwi składające się z ma-łych szybek harmonizujących z dużymi, wieloelementowymi oknami  znajdowało sięwewnątrz pawilonu, którego małą część stanowiła restauracja.Zabójca rozwalił zamek.Kiedy Maks pchnął drzwi, poruszyły się sztywno i zazgrzytały na nie naoliwionych za-wiasach.167 Przez moment stał nieruchomo, słuchając dzwięków dobiegających z budynku.W końcu zapytał: Czy jesteś naprawdę pewna, że jego tu jeszcze nie ma? Całkowicie.Chociaż wrażenia psychiczne nie zawsze były kompletne, nigdy jej nie zawodziły.Miała nadzieję, że i tym razem nie wprowadziły jej w błąd.Bo jeśli tak, jeśli zabójca jużtam był i czekał, była skończona.Z kawiarni przeszli na korytarz, który rozwidlał się i którego końców nie było widać.Znajdowały się tam małe sklepy z upominkami:  Zwariowane T-Shirty , sklep z cerami-ką,  Dom Szklanych Miniaturek i wiele innych, wszystkie puste i ciemne.Maks i Mary skręcili w lewo i szybko odkryli, że długi korytarz był półokrągłyi z obu stron wiódł do przepastnego holu głównego.Olbrzymie pomieszczenie było te-raz puste, ale w sezonie wypełniały je przeróżne maszyny do gier elektronicznych, stołybilardowe, strzelnicze, stoliki karciane i karnawałowe budki, gdzie można było usłyszećprzepowiednię na przyszłość albo gdzie chłopak mógł wydać dziesięć dolarów, aby wy-grać wartą trzy dolary maskotkę dla swojej dziewczyny.Stanęli pośrodku holu.Ich kroki odbijały się echem od ściany do ściany i od załomudo załomu wysokiego sklepienia sufitu.Mary zatrzymała się i skierowała latarkę w miejsce, na które zwrócił im wcześniejuwagę Lou.W głębi zobaczyła sklepione przejście, za nim schody, a nad nim napis:DROGA NA TARAS WIDOKOWY.Piski, odgłosy skrzydeł, ciało toczące się po schodach i przez przejście, skrzydła, ciało wi-jące się na drewnianej podłodze, skrzydła, zduszone wołanie o pomoc.Zachwiała się pod naporem psychicznych obrazów. Co się stało?  spytał Maks. Widzę. Usiłowała podtrzymać wizję, ale ta raptownie zbladła i nie chciała po-wrócić. Ktoś dzisiaj umrze u stóp tych schodów. Jedno z nas? Nie wiem. Zabójca? Mam nadzieję. To on zginie  powiedział Maks  a nie my.My przeżyjemy.Musimy.Wiemo tym.Nie tak pewna jak mąż, odrzucając od siebie myśl o tym w obawie, że opuści ją od-waga, zapytała: Gdzie powinniśmy na niego czekać? Ja zaczekam u stóp schodów.Ty zaczekasz na szczycie wieży. Na szczycie.och, nie!168  Właśnie tak. Zostanę z tobą  powiedziała. Posłuchaj, jeśli Lou użyje klaksonu, żeby nas ostrzec, prawdopodobnie tutaj go nieusłyszymy.Ale usłyszysz go z pewnością na wieży. Zapomnij o tym..na tarasie pod gołym niebem Maks, zostanę tutaj. Nie, do diabła!Cofnęła się od niego o krok.Jego twarz ściemniała od gniewu. To ja jestem ekspertem od pistoletów.Jeśli dojdzie do wymiany strzałów, stanieszmi na drodze.Jeśli będę musiał szybko działać, nie chcę przystawać i martwić się, czyjesteś na linii ognia. Nie jestem taką idiotką  powiedziała. Nie wejdę ci w drogę.Spojrzał na nią bez słowa. A jeśli tam na górze będę miała wizję, coś ważnego? Jak dam ci znać, co się mawydarzyć?  zapytała. Będę u wylotu schodów, nie dalej niż kilkadziesiąt metrów od ciebie.Szybko domnie dotrzesz, jeśli będzie trzeba. Nie wiem. Postawię sprawę jasno  powiedział Maks. Albo zrobisz, co mówię, i pójdzieszna taras widokowy, albo, tak mi dopomóż Bóg, pchnę cię najlżej jak potrafię, ale wy-starczająco mocno, by cię znokautować.Potem zaniosę cię do mercedesa i odwołam tęcałą akcję. Nie zrobiłbyś tego! Czyżby?Wiedziała, że nie rzuca grózb na wiatr. Zrobię to, bo cię kocham  oświadczył. Nie chcę, żebyś została zabita. A ja nie chcę, żebyś ty został zabity. Dobrze.W takim razie mnie posłuchasz.Oboje mamy większą szansę przeżycia,jeśli nie będzie cię tutaj, kiedy, o ile w ogóle, rozpocznie się strzelanina.Przepełniały ją mieszane uczucia. Zabijesz go? Jeśli mnie zmusi. Nie wahaj się.Nie daj mu szansy.On jest bardzo sprytny.Zastrzel go w momen-cie, gdy go zobaczysz. Policji mogłoby się to nie spodobać. Do diabła z policją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript