[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Nawet gdyby statek wyszedł z portu na wiosłach, wybrzeże jest tutakie, że marynarze musieliby wiosłować, walcząc z wiatrem iprzypływem, dopóki nie minęliby północnego cypla wyspy, a to po prostuza daleko.Dlatego nie zdołasz opuścić portu na żadnej jednostce wcze-śniej niż jutro rano.Logan skrzywił się gniewnie.Nie mógł spierać się z wiatrem ipływami.Zastanawiał się jednak, o czym takim Linnet bardzo stara się mu niepowiedzieć.200Gdy dotarli do Saint Peter Portu, minęło właśnie południe.Miastospoglądało na wschód, ponad zatoką mniej więcej w kształcie końskiejpodkowy, ograniczoną przez dwa smukłe, skaliste cyple.Na tym poprawej ulokował się zamek z przyległymi zabudowaniami i stanowiskamidział, które strzegły wąskiego przejścia z zatoki w morze.- To zamek Cornet - poinformowała go Linnet.- Nadal jest obsadzonywojskiem.Logan skinął głową.Spoglądając na strome, wąskie, brukowaneuliczki, wiodące do nabrzeży poniżej miasta, rozumiał już, skąd w SaintPeter Porcie tak wielkie zapotrzebowanie na osły.Jednakże Linnet, zamiast poprowadzić wóz uliczkami w dół, skręciłana dziedziniec górującej nad miastem gospody.Właściciel wyjrzał sprawdzić, kto przybył.Rozpromienił się i wyszedłją powitać.Logan przypatrywał się, gdy Linnet witała się z mężczyzną, włączającdo rozmowy także Edgara i Johna, którzy zeskoczyli z wozu.Niepewny,jakie są plany, siedział i słuchał.Kiedy Linnet poczyniła ustalenia, byprzez kilka dni przechowano jej tutaj wóz i osły, zsiadł z wozu, biorąctorby ich obojga.Cofnął się, gdy nadbiegli trzej stajenni, donośniewezwani przez właściciela gospody.Odprowadzili wóz, Logan dołączyłdo Linnet i oberżysty, a Edgar i John dotknęli czapek, po czym, kołysząctorbami, ruszyli w dół do miasta.Logan odprowadził ich wzrokiem,marszcząc brwi.Linnet zerknęła na niego i znów odwróciła się do właściciela gospody.- To jest Logan.Ukłonił się płytko na powitanie, zadowolony, że miała na względziejego nalegania, aby mówić innym na je201go temat jak najmniej, tak by sługusy Czarnej Kobry nie dowiedziałysię o jego pobycie w Mon Coeur.- Pomyślałam sobie - ciągnęła Linnet - że zjemy tu lunch, nimzejdziemy do miasta.- A tak, państwo wejdą.- Rozpromieniony gospodarz gestem zaprosiłich do środka.- Moja pani się ucieszy.Dopiero co wyjęła paszteciki zpieca.Linnet z uśmiechem ruszyła do wejścia u boku Henriego, bardzoświadoma obecności Logana za plecami.Zawsze zostawiała osły orazwóz u Henriego i jego żony Marthy, dopóki nie zaczynał jej byćpotrzebny do przywiezienia z dołu towarów.- Czyli Esperance" znów wychodzi w morze? - Henri spojrzał na nią.- Pogoda się spsuła, na północy szaleją sztormy.Uśmiechnęła się swobodnie.Oczywiste, że Henriego ciekawiło, zjakiego to ważnego powodu Esperance" opuści port o tej porze roku.- To będzie krótki wypad.Wynikła pewna sprawa do załatwienia.-Weszła do środka.Nie musiała zerkać na Logana, by wiedzieć, żewolałby uniknąć kolejnych pytań, dlatego przystanęła i oznajmiłaHenriemu: - Zaczekamy na lunch w saloniku.- Tak, naturalnie.Napalone tam jak się patrzy.Zaraz przyślę Marthę.Spojrzeniem dając znak Loganowi, ruszyła do przyjemnego saloniku,o tej porze dnia świecącego pustkami.Logan podążył za nią.Również chętnie uzyskałby odpowiedzi nakilka pytań, ale Linnet nie wyjawiła mu więcej niż właścicielowigospody.Najwyrazniej miała w mieście jakieś interesy do załatwienia.Zona oberżysty uwijała się koło nich z posługaczkami, Linnet opowiadałamu o Saint Peter Porcie, paszteciki smakowały wyśmienicie - i posiłekdobiegł końca, zanim Logan dowiedział się czegokolwiek na interesującygo temat.Wyszedł za Linnet z gospody.202Niosąc torby, po jednej w każdej ręce, podążył za nią w dół stromymiuliczkami, pełnymi osłów i krzątających się ludzi.Mijali przytulone dosiebie, podpierające się nawzajem domy, bez wyjątku zadbane, starannieodmalowane, z zamiecionymi i wyszorowanymi podestami przedwejściem.Niżej pojawiły się rozmaite sklepy i warsztaty rzemieślników.Ponieważ w Saint Peter Porcie skupiał się cały handel wyspy, znajdowałysię tu banki i siedziby kupców.Wreszcie dotarli do długiego nabrzeża przy basenie portowym.Odstrony morza ciągnęły się tu stanowiska cumownicze dla szalup i małychłodzi, od strony miasta ulokowały się biura przedsiębiorstw żeglugowychoraz składy towarowe.Linnet pewnym krokiem zmierzała przed siebie, ledwie zerknąwszyna rozkołysany las gołych masztów licznych kotwiczących w zatocestatków, aż wreszcie weszła do budynku z kamienia, którego solidnywygląd świadczył o dobrze prosperującym interesie.Podążając za nią, Logan zerknął na mosiężną tabliczkę na ścianie przywejściu. Statki Trevission"
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|