[ Pobierz całość w formacie PDF ] . W takim razie muszę wam po przyjacielsku oświadczyć, że się mylicie.Jako surweyor,mam stanowisko wyższe od was, gdyż odkomenderowano was nam tylko do obrony.Wiecieteż, że za zgodą całego szczepu Inczu-czuna zamianował mnie wodzem.Rozpatrujcie więcswój stosunek do mnie, z której strony wam się podoba, ale ja jestem zawsze nad wami i mamprawo rozkazywać. Gadanie żadnego wodza nic mnie nie obchodzi stwierdził. Poza tym jestem starymwestmanem, a tymczasem wy jesteście greenhornem i moim uczniem, O tym nie powinniściezapominać, jeśli nie chcecie narazić się na nazwę niewdzięcznika.Tak będzie, jak powie-działem.Ja teraz pójdę, a wy tu zostaniecie!Poszedł istotnie.Apacze zaczęli szemrać, a Stone rzekł z niechęcią: On dzisiaj rzeczywiście jest zupełnie inny niż zawsze.Wam zarzucił niewdzięczność!Powinniśmy wam dziękować, gdyż bez was nie żylibyśmy już dawno.Czy on wam takżekiedy życie ocalił? Dajcie mu spokój! odpowiedziałem. To dzielny człowiek, a jego dzisiejsze wystąpie-nie przemawia raczej na jego korzyść.To wściekłość z powodu śmierci Inczu-czuny i Nszo-czi! Nie będę mu, co prawda, posłuszny i pójdę także do Keiowehów.W rozdrażnieniu, wjakim się teraz znajduje, może się porwać na coś, czego by nie zrobił kiedy indziej.Zostańcietu, dopóki nie wrócę, i nie odchodzcie, choćbyście nawet słyszeli strzały.-Tylko gdybyścieusłyszeli mój głos, pośpieszcie mi z pomocą.Zostawiłem rusznicę tak samo jak Sam swoją Liddy i oddaliłem się.Spostrzegłem, żeHawkens wprost od nas poszedł przez łożysko rzeki; chciał się zatem skradać po drugiej stro-nie.Uważając to za niewłaściwe, postanowiłem postąpić inaczej.Keiowehowie wiedzieli, zenależało nas szukać w górze rzeki, i tam też zwrócili swoją uwagę.Hawkens postąpił błędnie,zbliżając się do nich z tamtej strony.Postanowiłem podejść ich od strony przeciwnej.W tym celu poszedłem w dół rzeki, trzymając się tak daleko od brzegu, żeby mnie nie do-sięgnął blask ognia, aż do miejsca gdzie po drugiej stronie kończył się lasek.Tam już ognisknie było, a drzewa zasłaniały blask płomieni.Panowała tu ciemność, tak że mogłem niepo-strzeżenie zejść do łożyska i wydostać się na drugi brzeg.Znalazłszy się pod drzewami, poło-żyłem się na ziemi i poczołgałem naprzód.Paliło się osiem ognisk, więcej zatem, niż byłopotrzeba, gdyż naliczyłem wszystkiego czterdziestu Indian.Zapalili je więc tylko po to, abynam pokazać, gdzie obozują.Keiowehowie siedzieli pod drzewami w grupach i trzy mali w rękach strzelby gotowe dostrzału.Biada nam, gdybyśmy wpadli w tę pułapkę, zresztą zastawioną tak widocznie i głu-pio, że mogli w nią wpaść tylko zupełnie niedoświadczeni ludzie! Konie Indian pasły się naotwartej prerii.203Chętnie podsłuchałbym jedną z tych grup, o ile możności tę, przy której znajdował się do-wódca, bo tam najpewniej można było zasięgnąć potrzebnych wiadomości.Ale gdzie szukaćdowódcy? Chyba tam, gdzie był Santer.Zacząłem się sunąć od drzewa do drzewa, aby gowyszukać.Po jakimś czasie zobaczyłem go wśród czterech Indian, z których żaden jednak nie miałoznaki wodza.Było to zresztą zbyteczne, gdyż wedle zwyczaju czerwonoskórych najstarszy znich musiał być wodzem.Nie mogłem niestety przyczołgać się na taką odległość, na jakąbym chciał, bo las nie miał podszycia, które by mnie zasłoniło, ale kilka drzew stało tak bli-sko siebie, że tworzyły jaką taką osłonę.Ponieważ paliło się osiem ognisk, każde drzewo rzu-cało po kilka cieni i półcieni, które chwiejąc się w różne strony nadawały laskowa niesamo-wity wygląd.Na moje szczęście czerwonoskórzy rozmawiali głośno, gdyż wcale nie zamierzali się kryć;chodziło im właśnie to, żebyśmy ich nie tylko widzieli, lecz i słyszeli.Dostałem się do zacie-nionego miejsca i zatrzymałem się w nim, może o dwieście kroków od Santera, który opo-wiadał o Górze Nuggetów i wzywał czerwonoskórych, ażeby się tam udali wraz z nim poskarby. Czy mój biały brat zna miejsce, gdzie można by je znalezć? zapytał najstarszy z Indian. Nie.Chcieliśmy się dowiedzieć, ale Apacze za prędko powrócili.Spodziewaliśmy się, żezatrzymają się tam, dopóki nie zdołamy ich podpatrzyć. W takim razie daremne są wszelkie poszukiwania, choćby nawet dziesięć razy po stu lu-dzi udało się tam w tym celu.Czerwoni mężowie umieją doskonale uczynić takie miejscaniewidocznymi.Ponieważ jednak mój biały brat zastrzelił największego z naszych wrogów ijego córkę, zrobimy mu tę przysługę, że pojedziemy tam z nim i pomożemy mu szukać.Przedtem jednak musimy pojmać ścigających, a potem zabić Winnetou. Winnetou? Wszak on będzie z nimi! Nie, on nie może opuścić teraz swoich zmarłych i zatrzyma przy sobie większą częśćwojowników, a mniejszą poprowadzi ten biały pies, Old Shatterhand, który zgruchotał kolananaszemu wodzowi.Ten oddział dziś pokonamy. A potem podążymy ku Górze Nuggetów, aby uśmiercić Winnetou i poszukać złota! Nie może być tak, jak mój brat myśli.Winnetou musi pochować ojca i córkę, w tymprzeszkodzić mu nie wolno, bo Wielki Duch nie przebaczyłby nam tego.Napadniemy na nie-go dopiero po pogrzebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|