Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lyro.Stanowimy doborową straż morgoli.Nie je­steśmy złodziejkami.Ani porywaczkami.- No to wracajcie na uniwersytet.- Pogarda w jej głosie sprawiła, że żadna ze strażniczek nie poruszyła się.- Nie zabronię wam tego.Wracajcie z morgolą do Herun.Dobrze wiecie, kim był Naznaczony Gwiazd­kami.Wiecie, że zginął, kiedy świat zajmował się włas­nymi sprawami.Jeśli nikt nie zapyta Najwyższego o czarodzieja, który go zabił, o zmiennokształtnych, to niebawem i sto strażniczek z Miasta Korony nie wy­starczy, by ochronić morgolę przed katastrofą.Dotrę do góry Erlenstar choćby pieszo.Pomożecie mi czy nie? Nie odzywały się.Stały przed Lyrą w szeregu, z mrocznymi, nieodgadnionymi twarzami, jak wojow­niczki przed bitwą.W końcu niska, ciemnowłosa dziew­czyna o delikatnie zarysowanych, skośnych brwiach odezwała się z rezygnacją:- No dobrze, skoro my nie jesteśmy w stanie cię po­wstrzymać, to może kapitan statku potrafi przemówić ci do rozsądku.Jak zamierzasz uprowadzić ten statek?Wyjawiła im swój plan.Zaczęły wybrzydzać i spie­rać się o metodę, ale robiły to bez entuzjazmu; w koń­cu znowu zaległo milczenie.Lyra zawróciła konia.- No to w drogę.Ruszyły za nią.Jadąca obok niej Raederle zauwa­żyła w smudze światła, wylewającej się z jakiejś gos­pody, że ściskające cugle dłonie Lyry drżą.Spuściła na chwilę wzrok na swoje cugle, a potem wyciągnę­ła rękę i dotknęła ramienia Lyry.Dziewczyna uniosła głowę.- Uprowadzenie statku - powiedziała - to jeszcze nic.- Trudno to nazwać uprowadzeniem.To statek mo­jego ojca.Nie sądzę.nikt w An nie zarzuci mi prze­stępstwa, ale ty masz własne poczucie honoru.- Wszystko w porządku.Chodzi tylko o to, że sie­dem lat już służę w straży morgoli i dowodzę w He­run trzydziestoosobowym oddziałem.Wszystko się we mnie buntuje na myśl, że mam opuścić w ten sposób morgolę, zabierając ze sobą jej strażniczki.To niesły­chane.- Wiem.Ale co ona pomyśli sobie o mnie? - Raederle ściągnęła cugle.Zbliżały się do wylotu uliczki i w blasku księżyca widać już było królewski statek, szarpiący się niespokojnie na kotwicy.W sterówce pa­liło się światło.Z pokładu doleciało stuknięcie.- No - wysapał ktoś - to już ostatnia partia ksiąg Rooda.Jeśli nie wylądujemy razem z nimi na dnie mo­rza, to zjem jedną razem z tymi żelaznymi klamrami.Idę wypić za pomyślną podróż.Lyra obejrzała się; dwie strażniczki zsiadły z koni i bezszelestnie pobiegły za mężczyzną, który, pogwiz­dując, oddalał się nabrzeżem.Pozostałe ruszyły za Ly­rą i Raederle ku trapowi statku.Raederle słyszała tyl­ko plusk wody, brzęk łańcucha i własne ciche kroki.Zerknęła za siebie, żeby się upewnić, czy strażniczki wciąż tam są.Poruszały się cicho jak duchy.Jedna od­dzieliła się od nich u szczytu trapu, by sprawdzić sy­tuację na pokładzie.Dwie inne zeszły z Lyrą do ładow­ni.Raederle odczekała kilka chwil, dając im czas na wykonanie zadania pod pokładem.Potem wkroczyła zdecydowanie do sterówki, w której Bri Corbett gawę­dził nad czarką wina z jakimś kupcem.Bri podniósł na nią zdumiony wzrok.- Chyba nie przyjechałaś tu sama, pani? Czyżby Rood przyprowadził już konie?- Nie.On z nami nie płynie.- Nie płynie z nami? To po co ładowaliśmy jego rzeczy? - W oczach Bri pojawiła się podejrzliwość.- Chyba nie wybrał się gdzieś samopas jak jego ojciec?- Nie.- Raederle przełknęła ślinę, żeby pozbyć się suchości w ustach.- Ale ja się wybieram.Do góry Erlenstar; ty zawieziesz mnie do Kraal.Jeśli odmówisz, to nakłonimy kapitana morgoli do objęcia dowództwa nad tym statkiem.- Co takiego? - Bri Corbett wstał, unosząc swe si­we brwi.Kupiec uśmiechał się.- Ktoś obcy miałby do­wodzić statkiem twojego ojca? Chyba po moim trupie.Widzę, że źle się poczułaś, dziewczyno; chodź tutaj, siadaj.- Urwał, bo w tym momencie do sterówki wsunęła się jak widmo Lyra z włócznią w ręku.Raederle słyszała jego ciężki oddech.Kupiec już się nie uśmiechał.- Zastałyśmy pod pokładem większą część załogi - oznajmiła Lyra.- Pilnują ich Imer i Goh.Z początku nie brali nas na poważnie, spuścili z tonu dopiero, kie­dy przyszpiliłyśmy jednego strzałami do drabiny za rękaw i za nogawkę spodni - nie jest ranny - i kiedy Goh odstrzeliła szpunt od baryłki z winem.Zaczęli nas błagać, żebyśmy szybko zaszpuntowały ją z powrotem.- To ich racja wina.- Kupiec chciał wstać, ale spoj­rzenie Lyry odwiodło go od tego zamiaru.- Dwie strażniczki pobiegły za mężczyzną, który zszedł ze statku - powiedziała Raederle.- Sprowadzą tu resztę twojej załogi.Posłuchaj, Bri, przecież i tak chciałeś dopłynąć do góry Erlenstar.Sam tak powie­działeś.- Pani.chyba nie wzięłaś moich słów na poważnie!- Może i nie mówiłeś tego poważnie.Ale ja nie żar­tuję.- Ale co powie twój ojciec?! Marny mój los, kiedy się dowie, że zabieram jego córkę i ziemdziedziczkę Herun na jakąś poronioną wyprawę.Morgola wezwie pod broń całe Herun.- Jeśli nie chcesz dowodzić tym statkiem, znajdzie­my na twoje miejsce kogoś innego.W portowych ta­wernach przesiaduje mnóstwo mężczyzn, którzy za pieniądze gotowi są na wszystko.Jeśli chcesz, zosta­wimy cię gdzieś razem z tym kupcem, związanych, żeby nikt nie wątpił w twoją niewinność.- Zamierzasz sprowadzić mnie siłą z mojego statku?! - wychrypiał Bri.- Posłuchaj mnie, Bri Corbetcie - powiedziała spo­kojnie Raederle.- Straciłam gdzieś między przełęczą Isig a górą Erlenstar przyjaciela, którego kochałam, i mężczyznę, którego miałam poślubić.Potrafisz mi powiedzieć, po co miałabym wracać do domu? Żeby dalej słuchać w Anuin nie kończącej się ciszy i bier­nie czekać? Przyjmować umizgi lordów z Trzech Pro­wincji, kiedy świat się rozpada jak umysł Morgona? Uśmiechać się do Raitha z Hel?- Wiem.- Bri wyciągnął do niej ręce.- Rozumiem.Ale nie możesz, pani.- Powiedziałeś, że gdyby mój ojciec cię o to popro­sił, dopłynąłbyś tym statkiem pod sam próg Najwyż­szego.Czy pomyślałeś, że ojciec może się znaleźć w takim samym co Morgon niebezpieczeństwie? Chcesz spokojnie wrócić do Anuin i zostawić go samemu so­bie? Nawet gdyby udało ci się jakimś fortelem pozbyć nas z pokładu, znajdziemy inny sposób, żeby dotrzeć do celu.Chcesz wrócić do Anuin i zanieść Duacowi jeszcze jedną złą wiadomość, jakby bez tego mało miał na głowie kłopotów.Muszę znaleźć odpowiedzi na kil­ka pytań.Wybieram się w tym celu do góry Erlenstar.Poprowadzisz ten statek z nami na pokładzie czy ma­my szukać kogoś innego, kto to zrobi?Bri Corbett walnął pięścią w stół.Czerwony jak bu­rak wpatrywał się przez chwilę milcząco w blat.W koń­cu uniósł powoli głowę i spojrzał na Raederle tak, jak­by ta dopiero przed chwilą weszła do sterówki, a on zapomniał, co ją tu sprowadziło.- W Kraal będziesz się, pani, musiała przesiąść na inny statek.Mówiłem ci to już.- Wiem.- Głos jej trochę drżał.- Mogę ci tam wyszukać odpowiedni.Pozwolisz, że obejmę na nim dowództwo i popłynę z tobą w górę Rze­ki Zimowej?- Wolę.wolę ciebie niż kogokolwiek innego.- Nie wystarczy nam do Kraal zapasów żywności.Będziemy może musieli zawinąć po drodze do Caer­weddin albo do Hlurle.- Nigdy nie byłam w Caerweddin.- To piękne miasto.Kraal w Isig też.Nie widziałem ich od.Będziemy musieli zabrać więcej wina.Zało­ga jest dobra, najlepsza, z jaką zdarzyło mi się żeglo­wać, ale lubią dobrze zjeść i wypić.- Mam trochę pieniędzy, trochę klejnotów; pomyś­lałam sobie, że się przydadzą.- I dobrze sobie pomyślałaś, pani.- Bri wziął głębo­ki wdech.- Przypominasz mi kogoś.Kogoś bardzo przebiegłego.- Kupiec wydał nieartykułowany okrzyk protestu i Bri spojrzał na Lyrę.- A co zamierzacie zro­bić z nim? - zapytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript