[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Gdzieniegdzie jeszcze stały pojedyncze stogi nie-zwiezionego pod dach siana, ale było ich bardzo mało; Folko pomyślał, że tutejsi gospodarze prowadzą mądrą gospodarkę: świadczyły o tym i starannie utrzymane płoty, i dokładnie zasypane dziury w Trakcie, i nawet wymyślne belkowane daszki nad przydrożnymi studniami, ozdobione rzeźbionymi głowami i figurkami.Mimo deszczu praca w okolicznych wsiach nie ustawała; wrzało również na Trakcie: trójka przyjaciół przez cały czas jechała, mając na widoku jakiś duży tabor.W ciągu kilku godzin podróży minęli cztery wsie; wszystkie czyste, z porządnymi, zadbanymi obejściami.Deszcz nie ustawał, płaszcz Folka szybko przemókł i kiedy słońce już zachodziło, postanowili się zatrzymać.Na szczęście, wzdłuż całego Traktu wzniesiono dla wygody podróżnych wiaty.Pod jedną z nich ukryli się przyjaciele.Znalazła się nawet kupka chrustu i mogli szybko rozpalić ognisko.Jasno-rude płomyki wesoło rozbiegły się po suchym, podłożonym pod chrust sianie; wkrótce ognisko płonęło, sypiąc dokoła czerwonymi iskrami.Folko zrzucił przemoczony płaszcz i przysunął się do ognia.Z wilgotnej odzieży buchała para, dym piekł w oczy, drapał w gardło, dusił, ale ogień dawał też żywe ciepło, w którym można było się zanurzyć, niemal jak w gorącej kąpieli.Po zgniłej wilgoci Traktu wydało się to nieprzyzwyczajonemu do trudów podróży hobbitowi szczytem rozkoszy.Wkrótce ognisko zostało zadeptane, przyjaciele ruszyli dalej; niebo zaciągnęło się szarymi chmurami.Rozmawiali mało.Czasem Torin nagle zaczynał coś mruczeć pod nosem w swoim niezrozumiałym dla innych języku; Folko wychwycił odmierzony rytm gardłowych dźwięków i zrozumiał, że krasnolud albo recytuje wiersze, albo coś śpiewa.Rogwold zdawał się pogrążony w jakichś niewesołych rozmyślaniach.Hobbitowi zaczęło przeszkadzać posępne milczenie towarzyszy, zaczął więc wypytywać łowczego o jego życie i o wszystko, co tamten widział; szczególnie interesowała go Ostatnia Wyprawa, o której wspomniał stary setnik podczas ich pierwszej rozmowy.- Ach, piękne to były czasy! - Rogwold wyraźnie ucieszył się, mogąc porozmawiać i powspominać przeszłość.- Nad samą Lodową Zatoką Forochel, na ziemiach zamieszkanych przez dziwny i mroczny lud, władający krainą Chringstadir, na wschód ciągną się Góry Bezimienne.Dawno, dawno temu, na długo przed Wojną o Pierścień, na długo przed Ostatnim Sojuszem i Upadkiem Numenoru, na długo przed powstaniem Minas Tirith i Umbaru, słowem, w dniach, nazywanych przez elfów Początkiem Dni, tam za górami leżała zadziwiająca ziemia, którą, jak powiadają, zamieszkiwał kiedyś Wielki Wróg Morgot.Głośny odgłos grzmotu zagłuszył jego słowa.Niebo rozerwała rozgałęziona jaskrawa błyskawica, która pękła niemal nad ich głowami.Folko przycisnął dłonie do uszu.Zamarli, oszołomieni i wstrząśnięci.Konie niepewnie dreptały w miejscu; w końcu Rogwold trącił wodze i mówił dalej, ale przyciszonym głosem, od czasu do czasu robiąc wyraziste pauzy.- No więc nasze wojsko szło na północ z Annuminas, kierując się na wschodnią rubież Gór Bezimiennych.Zwiadowcy, którzy w tamtych latach zapuszczali się w te góry bardzo głęboko, aż do Morza Rhun, zameldowali młodemu Namiestnikowi, a ten z kolei Królowi, że zauważono tam duże oddziały orków.Zachowywali się bardzo spokojnie, poruszali dużymi obozami, najwyraźniej szukali miejsca do osiedlenia się.Postanowiliśmy ich przechwycić.Chwasty winny być wyrwane z korzeniami, zanim się rozrosną i wydadzą z siebie trujące nasiona.Sam Król nas prowadził, a my, wojownicy Arnoru, byliśmy po prostu szczęśliwi jak nigdy -w końcu zabraliśmy się za sprawę, dla której żyliśmy! Maszerowaliśmy wzdłuż zachodnich rubieży Angmaru, a jego mieszkańcy złożyli Królowi hołd poddańczy, ponieważ uznali, że wyprawa została skierowana przeciwko nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|