[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Krasnolud był wesoły, wypoczęty, rześki; już chciał być na szlaku, a w Przygórzu trzymała go tylko ciekawość, czym skończy się wypad konnicy Arnoru.Jednakże wojsko nie wracało; w okolicy nie słychać było o żadnej walce - po Zielonym i Zachodnim Trakcie ciągnęły długie tabory, przejeżdżały grupy konnych, wędrowali piesi.Rogwold pojawił się wkrótce potem, jak hobbit i krasnolud, spakowawszy swoje rzeczy, poszli do wspólnej sali, żeby ostatni raz napić się słynnego piwa Barlimana.- No to jak, gotowi? - zapytał, energicznie wkroczywszy do oberży łowczy.- Tak, tylko kupimy hobbitowi kilka rzeczy - odparł Torin, a tamten kiwnął ze zrozumieniem głową.Udali się do znajdującego się nieopodal „Rozbrykanego Kucyka” kramu z bronią.W niedużym, ale jasnym pomieszczeniu -okna zajmowały niemal całą ścianę - na obszernej, skleconej z mocnych brązowych desek ladzie była wyłożona najprzeróżniejsza broń, wedle dowolnego gustu, od szydeł do miotania do elementów pancerza, od proc do kusz, a za ladą, ponuro bawiąc się trójgraniastym ostrzem z ozdobioną rubinami rękojeścią, siedział gospodarz kramu, długi, chudy, jakby zasuszony.Lewe oko przykrywała mu czarna opaska.Folko stał jak urzeczony i gapił się, rozdziawiwszy usta.Jakież tu były skarby, jakie cudowne rzeczy! Szczęśliwy, kto je posiadał, ale stokroć szczęśliwszy, kto umiał się nimi posługiwać.Ręce same wyciągały się do chłodnej błękitnawej stali; wzorzyste kościane rękojeści - wydawało się - aż się prosiły, by wziąć je w dłonie.Folko stracił dech z zachwytu.Jednakże krasnolud z markotną miną przeglądał wyłożony towar i mruczał pod nosem: - Annuminas, od razu widać.Ostrze niedohartowane, kamienie szlifowane niedbale.A zaczep?.Mistrzami się nazywają.A to? To już chyba miejscowa kuźnia! Nawet mu się nie chciało wykuć jak należy!.To jest z Edoras, ujdzie w tłoku.Oczywiście, dobrze by było poprawić.Właściciel nie zwracał na niego uwagi.Najwyraźniej było mu wszystko jedno - chwalą czy ganią jego towar - innego kramu z bronią w Przygórzu i tak nie było.W tym czasie Rogwold, po krótkiej rozmowie z sennym gospodarzem, wywołał z głębi kramu młodzieńca i przy jego pomocy wybierał łuk dla hobbita.Jedne były zbyt twarde, inne, odwrotnie, zbyt słabe; na jednym nie podobało mu się drewno, na innym - nakładki, trzeci był niepotrzebnie ozdobny, czwarty - przeciwnie - zbyt ubogo wyglądał, piąty - przesuszony, szósty - wilgotnawy, a siódmy miał cięciwę do niczego.Przynoszący wciąż nowe łuki sługa spocił się, krasnolud, który nie znał się na łukach, od dawna już niecierpliwie przestępował z nogi na nogę i sapał za plecami Rogwolda, Folka bolały ramiona - ileż można naciągać te łuki! Ale łowca nie dawał się przekonać.Przebrawszy cały towar, zwrócił się do właściciela kramu:- Nie nadają się do niczego, czcigodny Pelegaście.Czyżbyś nic już nie miał w swoich magazynach?- Ten malec potrzebuje łuku - burknął nagle właściciel, nie podnosząc głowy.- Ma dobre oko i ręce mu się nie trzęsą.Powinien mieć coś lepszego.Zerknij na ten, czcigodny Rogwoldzie.Łowca ostrożnie odwinął wygarbowaną skórę, w którą zawinięto broń.W rękach trzymał łuk w kolorze błękitnawo-stalowym, już na pierwszy rzut oka zachwycający swoim kunsztownym wykonaniem i proporcjami.Cięciwa wydawała się zrobiona z promienia księżycowego światła naciągniętego na rogi młodego księżyca.Na wewnętrznej stronie znajdowało się oznakowanie - trzy elfickie runy.Nawet krasnolud posapywał i cmokał, wpatrując się we wspaniałą broń.- Został wykonany przez elfów - oświadczył zagadkowo Pelegast.- Nikt nie wie, ile lat ma ten łuk.Zręczni elfijscy kowale żyli kiedyś w pustej dziś krainie, obok Zachodnich Wrót Morii.Trzy runy należy czytać jako ELD - nie wiem, co to znaczy.Do kompletu są też strzały - siedem dziesiątków, gruba wiązka! Ten łuk leży u mnie już bardzo długo.Różni przymierzali się do niego, ale ja nie każdemu go pokazuję.- To jest właśnie to, czego potrzebujemy! - oświadczył Rogwold.- Mam takie dziwne przeczucie, jakby spotkały się tu dwie części podzielonej całości.Wydaje mi się, że tak właśnie musi być.Nie wiem dlaczego.A przy okazji, łaskawco, dlaczego nie pasował on tym, którym go już pokazywałeś?- Dla dziecka jest za twardy, dla dorosłego za mały, chociaż wymaga siły dojrzałego człowieka - wciąż tak samo obojętnie odpowiedział gospodarz.- Wykonywano je specjalnie dla takich jak on.- Pelegast skinął głową w stronę Folka.- Skąd wiesz? - zdziwił się Rogwold.- Wiem, a skąd wiem i od kogo, to moja sprawa.Zresztą, czy oszukałem cię kiedykolwiek, czcigodny? Przecież znamy się od trzydziestu lat.- Właściciel podniósł się.- To co, przynieść strzały?Folko stał osłupiały, kiedy w jego ręce trafiła cudowna broń.Kołczan z dwoma tuzinami długich strzał, reszta w oddzielnym pęku, futerał na łuk ze zdobionym wzorami pasem do przełożenia przez ramię.Na przedniej części kołczanu znajdowały się wyciśnięte i pokryte złotem te same trzy runy - ELD.Folko zarzucił łuk na prawe ramię.- Poczekaj, to jeszcze nie wszystko! - opamiętał się Rogwold, który, podobnie jak Torin, zachwyconymi oczyma wpatrywał się w zakup.- Pelegaście, masz zwykłe strzały? I noże do miotania?- A jakże! - Właściciel nawet nie podniósł oczu od starej księgi, którą nie wiadomo skąd wyciągnął.- Tam są, po lewej stronie.Bez dłuższych targów kupili osiem jednakowych krótkich noży z lekkimi rączkami ze skóry i ciężkimi spłaszczonymi szpicami.Krasnolud z miną znawcy obejrzał je i uznał robotę kowala za niezłą.- Na początek ujdą.A gdy dotrzemy do Annuminas, wykuję ci prawdziwe.W plecaku hobbita znalazł się również solidny pęk długich strzał dobrej arnorskiej roboty.- Teraz jesteśmy gotowi - podsumował Rogwold.- Droga do Annuminas zajmie nam pięć pełnych dni.Ale mam jeszcze jedną propozycję.Może zajrzelibyśmy, przyjaciele, do tych słynnych Mogilników?Powiedziane to zostało spokojnie, niemal wesoło, jakby mowa była o tym, że trzeba by wpaść do oberży na kufel piwa.Krasnolud prychnął, Folko omal się nie zakrztusił, a Rogwold spokojnie ciągnął:- Drużyna skierowała się na południowy wschód albo na wschód.Co się z nią dzieje, nie wiemy.Sądząc ze spokoju w okolicy, w Mogilnikach raczej nie wpadniemy w zasadzkę - nie robi się jej w miejscu, do którego nikt nie chodzi.Zaglądają tam tylko myśliwi, tacy jak ja, nikt inny nie ma tam nic do roboty.Proponuję, żebyśmy popatrzyli, czy nie zostały jakieś ślady po nocnych wędrowcach.Stali na progu kramu z bronią
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|