[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Okna były małe igłęboko osadzone, niczym oczy pod zmarszczonymi brwiami. Musimy zatem wejść od frontu podsumował Poszukiwania Will.Pokonał schodki i mocno pchnął drzwi.Promienie słoneczne rozświetliły wnętrze,zgrzytnęły ciężkie zawiasy.Chłopiec zrobił kilka kroków i, nie widząc nikogo, wszedł dalej.Lyra szła tuż za nim.Podłogę wykonano z kamieni brukowych, wygładzonych w ciągustuleci.Poczuli chłód.Will spojrzał na schody wiodące w dół i zauważył że prowadzą doobszernego, niskiego pomieszczenia z ogromnym, zimnym paleniskiem; gipsowe ścianywokół pieca poczerniały od sadzy.W sali nie było nikogo, toteż chłopiec wrócił do głównegokorytarza.Stała tam Lyra z palcem na ustach.Patrzyła w górę. Słyszę go wyszeptała. Wydaje mi się, że mówi do siebie.Will wytężał słuch i również usłyszał zawodzące mamrotanie przerywane od czasu doczasu chrapliwym śmiechem lub krótkimi, gniewnymi okrzykami.Chłopiec odniósł wrażenie,że słucha szaleńca.Wydął policzki i ruszył po schodach w górę.Były dębowe; pociemniałe, wysokie iszerokie stopnie, równie wydeptane jak kamienie w korytarzu, lecz na szczęście na tylemasywne, że dziecięce kroki nie spowodowały skrzypienia.Im wyżej Will i Lyra sięwspinali, wokół nich robiło się coraz mroczniej, ponieważ światło dochodziło jedynie zmałych, głęboko osadzonych okienek na półpiętrach.Dzieci dotarły na pierwsze piętro,zatrzymały się i nadsłuchiwały, po czym wspięły się na następne; tu męski głos mieszał się zgłośnymi, rytmicznymi krokami.Odgłosy dochodziły z pomieszczenia po przeciwnej stroniepodestu; drzwi do sali były uchylone.Will podszedł do nich na palcach i pchnął je jeszcze o kilka centymetrów, abyzobaczyć, co się dzieje w środku.Pokój był duży, z sufitu zwisały gęste pajęczyny, a ściany pokrywały rzędy półek, naktórych stały książki w bardzo złym stanie ich okładki spleśniały, łuszczyły się lub spuchłyod wilgoci.Liczne tomy spadły z półek i leżały otwarte na podłodze albo na wielkich,pokrytych kurzem stołach, jeszcze inne nieporządnie ułożono w stosy.W pokoju jakiś młody mężczyzna.tańczył.Pantalaimon miał rację: rzeczywiście takto wyglądało.Osobnik był odwrócony plecami do drzwi i powłócząc nogami przesuwał się tow jedną, to w drugą stronę, przez cały czas machał przed sobą prawą ręką, jak gdybyoczyszczał drogę z niewidocznych przeszkód.W ręce trzymał zwykły nóż.Ostrze okołodwudziestu centymetrów długości wydawało się zaśniedziałe; osobnik wysuwał nóż doprzodu, ciął na boki, dzgał nim przed sobą, w górę i w dół jakby walczył z niewidzialnymwrogiem.Nagle mężczyzna zrobił ruch, jak gdyby zamierzał się odwrócić, i Will się cofnął.Położył palec na ustach i skinął na Lyrę, po czym poprowadził ją na schody i w górę, nanastępne piętro. Co ten człowiek robi? spytała szeptem dziewczynka.Chłopiec postarał się jak najlepiej opisać zachowanie mężczyzny. To chyba wariat oceniła Lyra. Jest szczupły i ma kręcone włosy? Tak.Rude, tak jak Angelica.Z pewnością oszalał.Nie wiem.wydaje mi się, że tasprawa jest bardziej skomplikowana, niż twierdził sir Charles.Zobaczmy następnepomieszczenia, zanim przemówimy do tego człowieka.Dziewczynka przyznała Willowi rację, więc ruszyli po schodach na najwyższe piętro.Tu, na górze, było znacznie jaśniej, ponieważ pomalowana na biało klatka schodowaprowadziła aż na dach czy też raczej do przypominającej małą oranżerię nadbudówkę zdrewna i szkła.Nawet na schodach dzieci czuły, jak bardzo nagrzane jest to pomieszczenie.Gdy zatrzymali się na chwilę na schodach, z góry usłyszeli czyjś jęk.Oboje aż podskoczyli, byli bowiem przekonani, że poza ich trojgiem w WieżyAniołów nie ma nikogo więcej.Pantalaimon tak bardzo się przestraszył, że od razu zmieniłsię z kota w ptaka i pofrunął na pierś swojej pani.Will i Lyra chwycili się za ręce. Chodzmy zobaczyć szepnął Will. Pójdę pierwszy. Ja powinnam iść pierwsza odparła równie cicho. Jesteśmy tu przecież z mojejwiny. Skoro tak, tym bardziej musisz robić to, co ci powiem.Dziewczynka wykrzywiła usta, ale nie sprzeciwiła się.Chłopiec wszedł po schodach do słonecznego pomieszczenia.Zwiatło w małejszklanej nadbudówce wręcz oślepiało i było tu gorąco jak w cieplarni, toteż Will nie widziałzbyt dokładnie i oddychał z trudem.Dostrzegł drzwi, wymacał na nich gałkę, przekręcił ją iszybko wyszedł, osłaniając ręką oczy przed słońcem.Znalazł się na ołowianym dachu, otoczonym niskim murem.Szklana nadbudówkastała na szczycie dachu, który opadał lekko w stronę kamiennego muru zwieńczonegoblankami.Co kilka metrów rozmieszczono przy murze kwadratowe otwory odprowadzającedeszczówkę.Na dachu, w pełnym słońcu leżał siwowłosy starzec.Twarz miał posiniaczoną iporanioną, a jedno oko zamknięte.Gdy dzieci podeszły bliżej, zobaczyły, że ręce mężczyznysą związane na plecach.Usłyszał, jak Will i Lyra nadchodzą, znowu jęknął i próbował się odwrócić, tak jakbyspodziewał się kolejnego uderzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|