[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W tego Boga, dodała (pewna, że to będzie po myśli wszystkich wyznań), który tworzy tak wiele światów i różnych istot mających jedną wspólną cechę - inteligencję.Ponadto - zauważyła Prezydent - Maszyna wniosła na Ziemię ducha większego wzajemnego zrozumienia, świadomość, że wszyscy dzielimy los przelotnych pasażerów na tej planecie, w jej podróży przez przestrzeń i czas.Po wystąpieniu, które w mniej lub bardziej udawany sposób poruszyło wielu, Prezydent przedstawiła prasie i kamerom telewizji „Doktor Arroway - tę, która przez dwanaście długich lat angażowała swój geniusz przy odbiorze i rozszyfrowaniu Wiadomości, a potem - swą odwagę w walce o budowę Maszyny i w osobistym uczestnictwie w starcie dodekahedronu”.Nikt nie wiedział, podkreśliła Prezydent, co Maszyna uczyni, uważam więc, że doktor Arroway ochotniczo zgłosiła się do zadania, w którym postradać mogła życie.I nie jest winą ani jej, ani nikogo z tej odważnej ponad wszelkie wyobrażenie załogi, że Maszyna nie wystartowała.Zrobili więcej niż ktokolwiek na tej Ziemi.Zasługują na podziękowanie przez cały amerykański naród - gromko kończyła Prezydent - zwłaszcza że doktor Arroway jest tak bardzo prywatną osobą, która na pewno nie musiała rzucać się w wir tych spraw, ani samotnie dźwigać całego ciężaru.Wykazała niezwykłą cierpliwość w obcowaniu z ludźmi, którzy ją atakowali albo takimi, którzy wciąż chcieli czegoś się od niej dowiedzieć.Jako prezydent jej dzielność w obcowaniu z prasą szczególnie doceniam.Obecnie - zaapelowała Prezydent - jedno, czego potrzebuje doktor Arroway, to żeby zostawić ją w spokoju.Pragnie prywatności i skupienia dla prowadzenia dalszych prac naukowych.Przeszła już wszelkie potrzebne przesłuchania z Sekretarzem Obrony Kitzem i Doradcą Naukowym der Heerem.Doktor Arroway prosi - wyraziła się Prezydent zamiast Ellie - żeby po naszej ceremonii nie było konferencji prasowej.Można robić zdjęcia.Ellie opuściła Waszyngton z jeszcze dźwięczącymi w jej głowie pięknymi i krągłymi zdaniami, z których zupełnie nie wynikało, ile Prezydent naprawdę o wszystkim wie.Odwieźli ją do Argusa małym wojskowym odrzutowcem, lecz na jej prośbę zgodzili się po drodze urządzić postój w Janesville.Matka miała na sobie stary pikowany szlafrok, ktoś lekko uróżowił jej policzki.Ellie wtuliła swą twarz w poduszkę obok twarzy matki.Jeszcze nie odzyskała pełnej władzy w mowie, ale już prawą ręką mogła poruszyć na tyle, żeby kilka razy lekko pogładzić ją po ramieniu.- Mamo, mam ci coś do powiedzenia - szepnęła Ellie.- Coś niezwykłego.Spróbuj się tym nie wzruszać, nie chciałabym ci zaszkodzić.Słuchaj, mamo, widziałam się z Ojcem.Widziałam go, słyszysz? Kazał cię ucałować.- Tak.- stara kobieta z trudem kiwnęła głową - był tu wczoraj.Jedyną osobą, która wczoraj odwiedzała matkę był, o ile Ellie wiedziała, John Staughton.Nie chciał iść z nią dzisiaj, wykręcając się nawałem pracy i teraz Ellie rozumiała, że chciał je pozostawić same.Mimo to powiedziała z rozdrażnieniem:- Nie mówię o nim, mamo.Mówię o Tacie.- Tak, powiedz mu.- matka z trudem wymawiała słowa - szyfonowa sukienka.Zatrzymać pralkę.Jak wróci ze sklepu do domu.Wyglądało na to, że ojciec wciąż prowadzi sklep.W dalekim wszechświecie matki.I Ellie też.Długi wąż osłony przeciwcyklonowej jak dawniej ciągnął się przez pustynię, zaburzając jej monotonię.Ellie cieszyła się, że znów jest tutaj, choć wracała pracować nad innym, znacznie mniejszym programem.Dyrektorem Naczelnym Argusa mianowano Jacka Hibberta, więc Ellie z przyjemnością uświadamiała sobie, ile z jej barków zdjęto dawnych, dokuczliwych obowiązków administracyjnych.A że wiele czasu odzyskano do teleskopowania, odkąd ustał sygnał z Vegi, więc w przestronnych korytarzach i salach Argusa panowała atmosfera iście naukowa.Współpracownicy Ellie ani słowem nie odnieśli się do sugestii Kitza, że cała Wiadomość i Maszyna są spreparowane.Im również nie byłoby przyjemnie stwierdzić, że tyle lat pracy ich ośrodka miałoby pójść na marne.Jej thunderbird już tu na nią czekał - Willie go osobiście przyprowadził aż z Wyoming.Zgodnie z umową, nie wolno jej było wyjeżdżać dalej, niż za obręb ogrodzenia.Żegnajcie widoki Zachodniego Teksasu, żegnaj królicza gwardio salutująca na tylnych łapkach, żegnajcie nocne jazdy na szczyt góry, by przyjrzeć się Gwieździe Południa.To była, prawdę mówiąc, jedyna dotkliwsza sankcja, nad którą Ellie zbyt długo nie bolała - zresztą, kto by w zimie jeździł oglądać króliki?!Z początku spora grupa reporterów szturmowała Argusa, próbując upolować Ellie zwykłym aparatem fotograficznym lub za pomocą teleobiektywu.Jednak nowo zatrudniony sekretariat do spraw publicznych był bezlitosny i głuchy na wszelkie błagania
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|