Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko że on nie słyszał tych okropnych dźwięków.- Może nie w tej chwili - wtrąciła Liv.- Twój dziadek z Eikeby znowu po ciebie przysyłał, Mattias.I Gabriella musi się przespać.- Możesz się ulokować w pokoju na dole - zwróciła się do wnuczki.- Tu będziesz miała spokój.Kaleb i ja zajmiemy się dziećmi, a po obiedzie zobaczymy.Po południu jednak wszyscy zostali zaproszeni do Lipowej Alei na podwieczorek.Było już ciemno, kiedy wrócili.Towarzyszył im Andreas, bardzo zaciekawiony zagadką i chętny do udziału w jej rozwiązaniu.Tylko Irja i Tarald nie dali się wciągnąć.Nie wierzyli w żadne mistyczne głosy na strychu.Stary dom zaczyna z czasem skrzypieć i trzeszczeć.Dzieci zostały umieszczone w jednym pokoju na parterze pod opieką pokojówki.Jeszcze nie całkiem dowierzali Fredzie i bali się o jej wpływ na chłopców.Liv została z młodymi, choć nie bardzo była pewna, czy rzeczywiście chce wejść na strych.Gabriella żywiła podobne wątpliwości, lecz nie odważyła się wypowiedzieć ich głośno.Nie chciała jeszcze raz narażać się na złośliwości Kaleba.Zbliżała się północ.Wszyscy czuwali.Ubrani, siedzieli w fotelach lub na wpół leżeli na łóżkach w pokoju Gabrielli, bo wszystko wskazywało na to, że tu właśnie najwyraźniej słychać odgłosy ze strychu.Nie mieli odwagi głośno rozmawiać, żeby nie zagłuszać dochodzących z góry dźwięków.Zwracali się do siebie tylko szeptem.Gabriella spoglądała ukradkiem na Kaleba.W blasku jedynej świecy wydawał się niezwykle silny, choć teraz był spięty.Mężczyzna pochodzący z zupełnie innego świata niż ona.Nieoczekiwanie przeniknął ją dreszcz i instynktownie pojęła, że to ostrzeżenie.Że owo ukłucie w sercu zwiastować może uczucia lub wrażenia, przed którymi matka tak często ją przestrzegała.Gabriella nigdy nie rozumiała, dlaczego, lecz posłusznie zachowywała dystans wobec mężczyzn, także wobec Simona.Teraz zaczynała się domyślać, na czym polega niebezpieczeństwo.Pospiesznie odwróciła wzrok.Andreas powiedział:- Mój ojciec opowiadał o jakimś korzeniu mandragory, który należał do zbioru, ale zaginął.To chyba nie ten korzeń.Myślisz tak dlatego, że korzeń przypominał kształtem ludzką sylwetkę? zapytała Liv.I dlatego, że uważano, iż posiada moc czynienia cudów? Wszystko to razem nie wygląda, moim zdaniem, zachęcająco.Gabriella też tak uważała, ale w dalszym ciągu milczała.- Nie - zaprotestował Kaleb, a jego niski głos zabrzmiał spokojnie.- Nie, jestem pewien, że korzeń mandragory Kolgrim zabrał ze sobą do grobu.Uświadomiliśmy to sobie wkrótce po jego śmierci.Liv zastanawiała się nad czymś.- Jedna ze służących utrzymuje, że w spiżarni za kuchnią widziała coś dziwnego - rzekła po chwili.- Co takiego?- Nie bardzo umiała to wyjaśnić.Czuła po prostu, jakby nie była tam sama, miała wrażenie, że z ciemnego kąta obserwują ją czyjeś oczy.- Okropne - szepnęła Gabriella.- Czy on nie mógł wrócić? Ten korzeń mandragory? - zastanawiał się Andreas.- Żeby się zemścić?- Powiadają, co prawda, że korzeń mandragory żyje i posiada duszę, ale jakoś nie mogę w to uwierzyć - oświadczył Mattias.- Dlaczego miałby.Nagle znieruchomiał.Teraz słyszeli wszyscy.Delikatny, trudny do określenia odgłos.- Szczury? - zapytała Gabriella szeptem.- W Grastensholm nie ma szczurów - odparła Liv.- Najwyżej jakaś mysz.Odpowiedziało jej stłumione uderzenie.To musiała być spora mysz - powiedział Kaleb z przekąsem.- Idziemy tam? - niecierpliwił się Andreas.Wszyscy mężczyźni wstali.Gabriella spojrzała pytająco na babkę, ale Liv pozostała na miejscu.- No, Gabriello - zdziwił się Mattias.- Nie chcesz iść z nami?- Jej wysokość nie śmie - burknął Kaleb.Tego było jej za wiele.- Oczywiście, że śmiem - syknęła i zanim zdążyła pomyśleć, już była na korytarzu i cichutko, tak jak wszyscy, zmierzała do wyjścia.Gorzko tego żałowała, ale było za późno na odwrót.ROZDZIAŁ XIIILiv leżała na łóżku, wsłuchana w wichurę za oknem.Wiatr ciskał ze złością przemarzniętym śniegiem w szyby.Próbowała dociec, co to też może być na tym strychu.A przede wszystkim, co Kolgrim i Tarjei tam znaleźli.Nie przyszło jej do głowy, że ona właśnie jest jedyną osobą, która powinna była to wiedzieć.Po prostu dawno zapomniała o tym, co zrobiła dwadzieścia pięć lat temu.Czworo młodych ludzi wchodziło z wolna na górę po schodach, przypominających raczej wąską, stromą drabinę.Starali się posuwać jak najciszej, przestraszeni, że któryś stopień może zaskrzypieć.Gabriella otrzymała już zadanie.Miała stać przy wyjściu i pilnować, by to nieznane nie próbowało umknąć.Nie uważała, że to przyjemne zajęcie.Jeszcze mniej podobało jej się jakieś stalowe narzędzie, które wetknięto jej w rękę, oraz to, że wszyscy zostali uzbrojeni w różne metalowe przedmioty.Żeby cisnąć w to paskudztwo, gdyby zaszła potrzeba.W końcu wszyscy znaleźli się na górze.Przed nimi tonął w mroku wielki, tajemniczy strych.Nikt nie znał tego miejsca, nawet Mattias.Świateł zaś nie mogli zapalać.Wszystko musiało się dokonać z największą ostrożnością.Wichura zacinała śniegiem, tłukła w dach i wyła w szczelinach pod krokwiami.Zawodząca, pełna skargi, żałobna pieśń pochłaniała wszystkie dźwięki, jakie mogliby usłyszeć.Taki stary strych ma w sobie coś smutnego.Gromadzą się tu wspomnienia minionych czasów, zachowane w przypadkowych przedmiotach, których kiedyś używano, może kochano, posługiwano się nimi, niekiedy przez całe pokolenia.W końcu wyniesiono je tutaj, by trwały w zapomnieniu.Tak rozmyślała Gabriella, przepełniona głębokim smutkiem.Znacznie gorsze było jednak uczucie lęku, niemal zagrożenia, jakie na ogół ogarnia człowieka na obcym strychu.Zewsząd czai się coś nieznanego, tajemniczego.Tej nocy było to dla wszystkich szczególnie niemiłe.Wiedzieli bowiem, że coś tutaj jest, w tym wielkim pomieszczeniu, niewidocznym, ziejącym ciemną jamą otwartych drzwi.Gabriella patrzyła, jak chłopcy przesuwają się obok niej i znikają w mroku.W panice chwyciła czyjąś rękę i próbowała zatrzymać przynajmniej jednego.On zaś cofnął się o krok, objął ją i uspokajająco uścisnął jej ramię.Po wzroście poznała że to Kaleb.Za moment także zniknął.Dziwne, to był pierwszy znak życzliwości z jego strony! Gabriella tak się przejęła tym niezwykłym odkryciem, że zapomniała o strachu.Znowu poczuła ciepło w sercu.Zupełnie nowy rodzaj ciepła.Nie tak jak w związku z Simonem - niepewność, czy on ją zechce, czy nie.Tym razem to coś całkiem innego.To było uczucie dorosłej kobiety.Silne i dobre, a nade wszystko podniecające.Kaleb był równie zdumiony.Gabriella nigdy nie rozumiała jego chłodu.Nie zdawała sobie sprawy, że to ona sama wywołuje w Kalebie tą agresję.Uważał, że okazuje mu niechęć i spogląda na niego z góry, podkreśla różnice stanu między nimi.Wszystkie te ostre słowa były po to, żeby jej trochę "utrzeć nosa".I oto szukała jego ręki.Jego!Jakoś nie przyszło mu do głowy, że to mógł być przypadek.Ogarnęła go serdeczna czułość, nagle gotów był spojrzeć na nieszczęście Gabrielli jej oczami.Przecież nigdy nie traktował jej jak zgorzkniałej, zapatrzonej w siebie panny, lecz raczej jak przestraszoną, niepewną, spragnioną czułości małą istotę, porzuconą w ciemnym, pustym pokoju przez jakiegoś samolubnego gbura.Ogarnęło go pragnienie, by pójść, powiedzieć jej o tym, lecz je stłumił.We wszystkich nieporozumieniach między Gabriellą i Kalebem swój udział miała też z pewnością Cecylia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript