[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Stała przed nią Beata.A raczej to, co z niej zostało.Dopiero teraz można było dostrzec, żepiękne włosy są peruką, a z ładnych, ciemnych brwi nie pozostało nic.Anna chciała coś powiedzieć, jednak z wrażenia nie mogła wykrztusić słowa.Beatapatrzyła na nią spod okularów, ale się nie odezwała.Odłożyła na ladę oglądany biustonosz ispiesznie ruszyła w stronę wyjścia.Anna nie poszła za nią.Straciła ochotę na dalsze zakupy i jedynie dała się namówićmatce na kawę.Wciąż miała przed oczami Beatę.Mogła się tylko domyślać, co jej jest.Ciekawe,co by zrobił Witek, gdyby ją teraz zobaczył, zastanawiała się, zagarniając łyżeczką białą piankę.Mama mówiła coś o jakichś bucikach, które widziała na piętrze, ale Anna jej nie słuchała.Nawet naspóznionych urodzinach Patryka, które okazały się całkiem udane, wciąż miała przed oczamiwychudzoną postać byłej żony Witka. Wyglądała okropnie opowiadała Patrykowi, kiedy wybrali się we dwojena pózny spacer po Krakowskim Przedmieściu. W pierwszej chwili jej niepoznałam. Może się odchudza? Podsunął, obejmując ją ciaśniej w talii. Nie miała nawet brwi. No cóż uniósł w górę swoje choroba nie wybiera.Padło na nią. Szkoda mi jej.Nieważne, co Witek przez nią przeszedł, po prostu mi jej żal.Myślisz, że powinien się dowiedzieć? Myślę, że nie.Już nic ich nie łączy.Nie musi się czuć za nią odpowiedzialny. Kiedyś ją kochał, i chyba nadal& kocha. To znaczy, że powinien teraz wyciągnąć rękę, pomimo że Beata kopnęła go w cztery litery? A ty byś nie wyciągnął? Powiedz, gdybyśmy byli na ich miejscu, niewyciągnąłbyś? Nie jesteśmy na ich miejscu i nigdy nie będziemy.A poza tym jestempragmatykiem i nie lubię gdybać. A ja chyba jestem fatalistką. Fatalistką? Bo przyciągam zły los.Tu przyciągnęłam Beatę.Aż boję się jechać do tej Niepamięci, co tamprzyciągnę.yle się zaczęła ta nasza podróż.yle. Czy możesz już porzucić te ponure myśli i zająć się tym, czym powinna w tychokolicznościach zająć się dobra żona? Zwłaszcza kiedy ukochany mąż skończyłtrzydzieści sześć lat? zapytał, kiedy doszli pod kolumnę Zygmunta. Skończyłeś pierwszego, doktorku.A co ci chodzi po głowie? Domyśl się. Przysunął swoją twarz tak blisko jej, że domyśliła się bez trudu Jesteś bardzo pojętna stwierdził po chwili. Wracamy, trzeba się wyspać, bo jutro czeka nasdługa droga.ROZDZIAA VIIPodróż była długa i męcząca.Nawigacja, która prowadziła ich bez trududo Rzeszowa, bliżej Niepamięci zaczęła się gubić.Przypięty do fotelika Adaś marudził.Majazabawiała go, jak mogła, ale malec wybuchał takim płaczem, że musieli stawać częściej, niżplanowali.Dopiero póznym popołudniem, po obiedzie w stylowej karczmie, dojechali wąskimiserpentynami do wioski, w której mieli skręcić do Niepamięci.Z głównej szosy odchodziły dwiedrogi z podziurawionym jak ser asfaltem i zaroślami na poboczach.Jedna w prawo, druga w lewo.%7ładna nie byłaoznakowana. Dziewczyny, zostańcie tutaj polecił Patryk, odpinając z fotelika Adasia.Trzeba popytać, jak dojechać do tej Niepamięci, bo nawigacja nie pokazuje, a i planGośki jest do niczego.Wezcie małego, niech się trochę przewietrzy.Pójdę zasięgnąćjęzyka.Anna jedną ręką tuliła do siebie synka, drugą obejmowała Maję.Stała zapatrzona na rozległąpanoramę gór, zasłuchana w ciszę.Słońce ścieliło się na pagórkowatych łąkach i tylko szum wiatrumącił ten spokój, po który tu przyjechali.Nawet ludzi nie widziała, tylko domy rozrzucone aż pohoryzont.Jedne drewniane, inne murowane, z zadbanymi obejściami.Było dokładnie tak, jak sobiewyobrażała, a może jeszcze ładniej.Po chwili wrócił Patryk z karteczką w ręku. Już mniej więcej wiem.Kobieta w sklepiku narysowała mi plan, jak tam trafić.Mamy skręcić w tę drogę w lewo. Pokazywał szkic na karteluszku. Jedziemy.Musimy znalezć to miejsce, żeby noc nie zastała nas w lesie.Kluczyli potem po okolicy, posługując się nowym planem, ale Niepamięci znalezćnie mogli.Anna usiłowała dzwonić do Chrisa, jednak jej komórka nie miała tu zasięgu.Corazbardziej zniecierpliwiony Patryk wracał kilka razy w te same miejsca.W końcu wjechali w leśną drogę, gdzie skończył się asfalt.Dalej wiodła już tylkoszutrówka, a po jej prawej stronie rozciągała się niewielka polanka, ze zwalonym uschniętymdrzewem.Już mieli się cofnąć do wioski, kiedy w podręcznym plecaku Anny zadzwonił telefon. Cześć, Anula, tu Chris.Rozmyśliliście się i nie przyjedziecie? Cześć.Właśnie trochę pobłądziliśmy w lesie.Próbowałam do ciebie dzwonić. Tu często nie ma zasięgu.A gdzie dokładnie jesteście? Jechaliśmy tak, jak mówiła Gośka i kobieta w sklepie.Ale skończyła się droga i teraz jesteśmyprzy jakiejś polanie. A czy leży tam duży uschnięty buk? Nie wiem czy buk, ale jest duży. Już wiem, gdzie jesteście.Czekajcie na mnie.Niedługo będę.Rozłożyli się na polance.W blasku powoli zachodzącego słońca wyglądałamagicznie.Trawę porastały żółte i fioletowe leśne kwiatki, wynurzające się z zieleni jakwzorzysty dywan.Lekki wietrzyk muskał zdzbła traw.Szumiał w koronach buków i olch.Powietrzenasyciło się ciepłą pomarańczową barwą.W tej scenerii nawet długa podróż poszła w niepamięć.Siedzieli tak może z dwadzieścia minut.Po chwili Anna najpierw usłyszała tętent z prawejstrony, a potem zobaczyła jadącego konno mężczyznę w kowbojskim kapeluszu.Wyglądał tak samojak na zdjęciu.Obok niego biegł wielki, kudłaty, biały pies.Mężczyzna osadził przy nich konia izgrabnie zeskoczył z siodła. Bandi, waruj nakazał psu, który posłusznie położył się na ziemi. To na mnieczekacie.Christofer Forest przywitał się, podając rękę Patrykowi. Patryk Terliński wymienili uścisk dłoni. Moją żonę już pan zna ze słyszenia.A to nasze dzieci, Maja i Adaś dokonał prezentacji. Darujmy sobie to pan.Jestem Chris. Patryk. Ponownie uścisnęli sobie ręce.Anna podniosła z koca syna, odrzuciła do tyłu rozpuszczone włosy i podeszła, by się przywitać.W piwnych oczach Chrisa zauważyła wyrazne zaskoczenie, a może i cień niedowierzania.Ogorzałaod słońca i wiatru, pociągła twarz mężczyzny była poorana zmarszczkami.Spod zniszczonegokapelusza wystawały posiwiałe włosy.Trudno było określić ich kolor, ale kiedyś chyba musiał być szatynem.Forest przyglądał jej sięw milczeniu, prawie świdrując ją wzrokiem.Tylko szczęki drgały mu pod skórą.Anna poczuła siędziwnie pod jego bacznym spojrzeniem. Anna Terlińska. Wyciągnęła rękę, przerywając kłopotliwą ciszę.Jej drobna dłoń zniknęła w twardej ręce mężczyzny.Ze zdwojoną siłą uderzyło w nią tamtodziwne odczucie, jakie ją ogarnęło, kiedy zobaczyła jego zdjęcie u Gośki.Co się, do cholery, dzieje? Dlaczego ten żylasty, pachnący stajnią i potem kowboj tak na mniedziała, zastanawiała się, wpatrzona w głęboko osadzone oczy tamtego.Spojrzenie mężczyzny przenikało ją do głębi.Nie widziała nikogo ani niczego.Ani napiętej twarzy Patryka, ani stojącej za jego plecamiMajki.Nie zareagowała nawet, kiedy Adaś wczepił się paluszkami w jej włosy.Przed sobą miałatylko te oczy błyskające spod kapelusza.Wydawało jej się, że uległa jakiejś chwilowej hipnozie.Dopiero kiedy dziecko pociągnęło ją mocniej, oprzytomniała.Cofnęła rękę zmieszana.Mężczyzna też chyba ochłonął, bo powiedział ochrypłymgłosem: Chris Forest, teraz już oficjalnie.Witam was w najdzikszej części Bieszczad.A to Bandyta
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|