Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może ci to za­brać całe lata.- Znajdę jakąś drogę.- We wzroku Valentine'a widać było zdecy­dowanie.- Gdybym tylko znalazł się na Wyspie, potrafiłbym dotrzeć do jej umysłu, wykrzyczeć swoje prośby, przekonać ją, by wezwała mnie przed swoje oblicze.To znaczy - myślę, że bym potrafił.- Może - potwierdził Deliamber.- Ale przy twojej pomocy to “może" znaczyłoby więcej.- Tego się obawiałem - odpowiedział czarodziej oschle.- Masz pewne zdolności w sprowadzaniu przesłań.Moglibyśmy dotrzeć, jeśli nie do samej Pani, to przynajmniej do jej najbliższego otoczenia.Krok po kroku skracalibyśmy nie kończący się proces osią­gania kolejnych tarasów.- Być może da się to zrobić - powiedział Deliamber.- Trudno mi w to uwierzyć, ale chyba zgodzę się na tę pielgrzymkę.Valentine przez dłuższą chwilę przyglądał się Vroonowi.- Dobrze o tym wiedziałem - odezwał się wreszcie.- Udajesz wa­hanie, ale to ty od samego początku popychałeś mnie ku Wyspie.I oczywiście widziałeś siebie u mego boku.Może nie mam racji, co? Przyznaj, Deliamberze, że masz większą ode mnie ochotę wyprawić mnie w tę podróż.- Och! - westchnął czarodziej.- Co tu ukrywać.- No widzisz, miałem rację.- Jeśli się zdecydujesz wyruszyć na Wyspę, Valentine, nie opuszczę cię.Ale czy ciebie w ogóle stać na decyzję?- Czasami.- To za mało, by być silnym - stwierdził czarodziej.- Łatwo ci mówić.Tysiące mil.Lata oczekiwań.Znój i intrygi.Dlaczego ja się na to godzę, czarodzieju?- Ponieważ byłeś Koronalem i musisz być nim ponownie.- Co do pierwszego, to może i prawda, choć nadał mam poważ­ne wątpliwości.Drugie pozostaje kwestią otwartą.Deliamber spojrzał na niego przebiegle.- Wolisz zatem żyć pod rządami uzurpatora?- Co mi do Koronala i jego rządów! Dzieli nas pół świata.On mieszka na Górze Zamkowej, ja jestem wędrownym żonglerem.- Valentine wyciągnął przed siebie dłonie i przyglądał im się tak, jakby je widział po raz pierwszy.- Oszczędziłbym sobie wiele zachodów, gdy­bym pozostał z Zalzanem Kavolem i pozwolił tamtemu, kimkolwiek on jest, zatrzymać tron dla siebie.A może jest mądrym i sprawiedli­wym uzurpatorem? Jaką korzyść odniesie Majipoor, jeśli wykonam tę całą robotę po to tylko, by samemu zająć jego miejsce? Och, Deliamberze, Deliamberze, czy wyglądam na króla, skoro mówię takie rze­czy? Gdzie moja żądza władzy? I jak mógłbym sprawować rządy, jeśli w tak oczywisty sposób nie przejmuję się tym, co się wydarzyło?- Mówiliśmy już o tym.Zostałeś zamieniony, mój panie.I twój duch, i twoje ciało.- Chyba tak.Moja królewska natura, jeśli ją kiedykolwiek mia­łem, opuściła mnie.Tamta żądza władzy.- Dwa razy użyłeś tego wyrażenia - przerwał mu Deliamber.- Żą­dza władzy nie ma z tym nic wspólnego.Prawdziwy król nie jest żądny władzy, to poczucie odpowiedzialności żąda od niego, by panował.A król nie może uciekać od odpowiedzialności.Obecny Koronal jest nowy, jeszcze niewiele dokonał, a już zdążył wyprawić się w wielki ob­jazd, ludzie zaś szemrzą przeciw jego pierwszym dekretom.I ty zasta­nawiasz się, czy on jest mądry i sprawiedliwy? Widziałeś sprawiedliwe­go uzurpatora? On jest przestępcą, Valentine, jego rządy naznaczone są piętnem przestępstwa, strach go zżera w czasie snu i z czasem ten strach zatruje go, a wtedy uzurpator zmieni się w tyrana.Jak możesz w to wątpić? Usunie każdego, kto stanie mu na drodze, nawet zabije, jeśli zajdzie potrzeba.Trucizna, która krąży w jego żyłach, z czasem skazi całą planetę i każdego jej mieszkańca.A ty, tkwiąc tutaj, oglądając z takim zainteresowaniem swoje palce, nie poczuwasz się do żad­nej odpowiedzialności? Jak możesz mówić o oszczędzaniu sobie za­chodów? Jakby nie było ważne, kto jest królem.To bardzo ważne, kto nim jest, mój panie.Ty zostałeś wybrany, ty zostałeś przygotowany, by sprawować tę godność.To nie było przypadkowe zrządzenie losu.Chyba nie wierzysz, że każdy może być Koronalem?- Wierzę w przypadkowe zrządzenia losu.Deliamber zaśmiał się cierpko.- Być może tak było dziewięć tysięcy lat temu.Teraz rządy spra­wuje dynastia, mój panie.Od czasów Lorda Arioka, a może i wcze­śniej, Koronalowie są wybierani spośród małej garstki rodzin, nie większej niż sto klanów.Wszystkie te klany zamieszkują Górę Zamko­wą i uczestniczą w rządzeniu.Już jest przygotowywany następny Koronal, chociaż jego imię zna tylko on sam i kilku doradców.Wybrano już także jego dwóch czy trzech zastępców.Teraz jednak ta dynastycz­na linia została przerwana, pojawił się intruz.Nic poza złem nie mo­że z tego wyniknąć.- A jeśli uzurpator jest następcą pochodzącym z grona preten­dentów, który się zmęczył długim oczekiwaniem?- Nie - odparł Deliamber.- To nieprawdopodobne.Ten, które­go uważano za odpowiedniego do sprawowania godności Koronala, nie mógłby obalić prawnie wyniesionego na tron władcy.I czemu miałaby służyć ta maskarada, ta zamiana ciał i dusz?- Powiedzmy, że masz rację.- W takim razie czy nie mam też racji, że osobnik przebywający teraz na Górze Zamkowej nie ma ani praw do rządzenia, ani żadnych kwalifikacji, i wobec tego powinien być zrzucony z tronu, a ty jesteś je­dynym, który może to uczynić?- Niemało ode mnie żądasz - westchnął Valentine.- To historia stawia takie wymagania, nie ja - powiedział Deliam­ber.- Na tysiącach planet od tysięcy lat inteligentne istoty wybierają między ładem a anarchią, między tworzeniem a niszczeniem, między rozumem a głupotą.A siły zdolne budować ład i zapobiegać głupocie skupiają się zwykle w ręku jednego przywódcy lub, jeśli wolisz, króla, prezydenta, przewodniczącego, premiera, generalissimusa, monar­chy - użyj jakiej tylko chcesz nazwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript