Wątki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostało mi jeszcze z 20 metrów i.nieszczęście, poleciało po nogach.Teraz już nie musiałem się śpieszyć.Spojrzałem tylko, czy nikt tego nie widział.Jeszcze dobrze miałem w pamięci adwokata z Bydgoszczy.W ustępie umyłem się, a potem biegiem popędziłem do bloku - boso i w koszuli po śniegu i mrozie, w dodatku mokry.A od rana głodówka.Jedyne moje lekarstwo na biegunkę.Niezawodne.Stosowałem trzy czy cztery razy.Kto jadł, ten umarł.Jeden zbierał i jadł papierowe flaki z kiełbas, a gdy zwróciłem mu uwagę, powiedział mi, że to dobrze robi.Tak - dobrze robiło na szybsze wykończenie, bo za kilka dni był już w niebie.Ja - gdy mnie tylko chwytała biegunka - dwie doby nie brałem do ust nawet kropli wody.Chleb odkładałem, a zupę obiadową też sprzedawałem za chleb.Trzeciego dnia rano jadłem wysuszone skórki od chleba, w południe pół porcji zupy, a wieczorem całą kolację.Czwartego dnia zjadałem prócz swojej porcji odłożony chleb - i znów człowiek zdrów.W niedzielę rano dowiedzieliśmy się, że znów będzie gazowanie bloków.Pół obozu jednego dnia, a druga połowa następnego dnia.Nie mogli robić od razu całego obozu, nikt by nie wytrzymał na dworze przez dobę, bo było jeszcze kilka stopni mrozu.W obozie było mało ludzi, więc połowa baraków na stojąco spokojnie zmieściła się w czterech barakach zwolnionych po ruskich jeńcach.Rano, zupełnie nago i boso, musieliśmy iść z bloku 18 na blok 5 - kawał drogi; przebyliśmy ją biegiem.Tam ustawiliśmy się w kolejkę.Wchodziliśmy sztubą B, a wychodziliśmy sztubą A.Za drzwiami stało czterech magików z pędzlami i wiadrem brązowej cieczy, której działanie miałem poznać już po chwili.Wchodzących odptaszkowywał pisarz blokowy.W tym czasie jeden mazał pod jedną pachą, drugi pod drugą, trzeci z przodu - piersi i w kroku - a gdy myślałem, że już koniec, jak ich minąłem, czwarty przeciągnął mi pędzlem między pośladkami.Jak to cholernie paliło - oj! Kto wyskoczył, biegiem pędził na bloki jenieckie, a tam znów wpędzali do łazienki.Gdy szliśmy wokół umywalni gęsiego, wąskim przejściem między korytami umywalni i ścianą, czterech czy pięciu polewało nas zimną wodą z węży załączonych do kranów.To była kąpiel, którą trzeba było przejść w imię czystości - a o tyle zrobiła dobrze, że zmylą trochę tego palącego płynu.Teraz - już nagi i mokry - biegiem na blok.Tym razem przypadł mi w udziale blok 21, sztuba B.Byliśmy tam do następnego rana.Napakowano nas tam sporo golasów i mimo że sztuba nie była ogrzewana - bardzo zimno nie było.Tylko było ciasno, a siedzieć nie można było długo, bo bolał tyłek.No bo jak siedzieć takim chudym, gołym tyłkiem na twardych, zimnych deskach.Życie starał się umilić nam chwilowy nasz blokowy - ten był w ubraniu.Wychodził co pół godziny z kapówki z wrzaskiem:- Smród jest! Otworzyć okna!Wtedy otwierano po jednej stronie wszystkie okna - a ludzie zbijali się w kupę po drugiej strome baraku.Po piętnastu minutach zamykano okna, by znów za pół godziny usłyszeć ten sam rozkaz:- Smród jest! Otworzyć okna!I tak przez całą dobę.Przynajmniej nie było nudno.W nocy spadł śnieg i zadymka.Na dworze gwizdało i kręciło śniegiem we wszystkie strony.Jak otwierano okna, to wiatr wpędzał śnieg do baraku.Przegrani byli ci, co musieli w tym czasie wyjść do ustępu.Jak taki wrócił, to jakiś czas musiał stać osobno, bo go wszyscy odpędzali z obawy, żeby się kogoś nie dotknął.Po prostu sopel lodu.Ale i na mnie przyszedł czas, że musiałem tam iść.Dobrze chociaż, że nie na długo.Wyszedłem do sieni i lekko uchyliłem zewnętrzne drzwi, żeby tylko wysadzić nos.A tu - wziuu! - tylko zakotłowało śniegiem.Uchyliłem drugi raz - wziuuu! - to samo.Nie ma na co czekać, trzeba pędzić.Wyszedłem, zamknąłem za sobą drzwi i biegiem przez zaspy, w zadymce - do ustępu.Po chwili już pędziłem z powrotem.W drzwiach czekało kilku i namyślali się - iść czy nie iść.Specjalnie wlazłem między nich.Narobili krzyku, posłali mi kilka wiązanek i wypchnęli do sztuby.Tam znów - dla zabawy - przytulałem się do znajomych i cieszyłem się, gdy każdy z nich wrzasnął i odskakiwał, jakbym go sparzył.Rano wygnali nas.Biegiem na swój blok - i ledwie zdążyłem się ubrać, już bicie od końca sztuby i wyganiają nas z bloku.Przy drzwiach też biją.Wyskoczyłem przez okno.Wpuścili nas do ustępu i umywalni, a później i do sieni.Do sieni i ja wlazłem.Stanąłem w kącie, oparłem rękę o ścianę, a głowę na przedramieniu.Obudziłem się - a tu ja tylko sam jeden stoję w sieni z gębą do ściany.A gdzie inni? Nie myślałem, że tak mocno można na stojąco spać.Nie słyszałem nic, gdy wszyscy weszli do środka baraku.Zajrzałem, ludzie leżą w ubraniach na łóżkach.Położyłem się i ja, ale po 10 minutach znów wygnano nas i wtedy już poszliśmy do pracy.Od B.dostawałem częściej i więcej jedzenia.Odniosłem wrażenie, że dawał mi nie tylko to, co brał i nie zjadał - lecz zaczął myśleć o tym, żeby mi pomóc.W tym czasie codziennie dawali kartofle w łupinach, to Heniek dawał mi pełne michy, a jeszcze niejeden raz kazał mi przyjść wieczorem.I tu znów kiedyś sobie pożarłem.Dostałem swoją porcję chleba, drugą od Heńka, część dokupiłem za otrzymane na kantynę papierosy i jeszcze Heniek dał mi wieczorem cztery miski zupy.Obliczyłem, że tego wieczora zjadłem półtora bochenka chleba i cztery miski zupy.Nieźle, co?Gdy jeszcze było mocno zimno, kazano nam wygolić wszelkie owłosienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mikr.xlx.pl
  • Powered by MyScript