[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Dutton przyklęknął obok fontanny żółtawej wody, która wciąż wytryskiwała z otworu, ale sprawiał takie wrażenie, jakby nie wiedział, co dalej powinien zrobić.- Dutton? - zwróciłem się do niego.- O co chodzi?- Sądzisz, że tam może być jaskinia? Albo korytarz?- Możliwe.Przekonani się, jak sprawdzę.- A podziemne jezioro albo coś w tym rodzaju? Otarł nos wierzchem dłoni.- Też możliwe.Wzgórza Litchfield powstały pod wpływem ciśnienia tektonicznego na prekambryjską płytę skalną.Wynikiem takich ruchów bywają tereny pagórkowate z podziemnymi jaskiniami.Czasem woda wymywa niższe warstwy i w ten sposób żłobi korytarze.- Ciśnienia tektonicznego?- Tak, wybuchy wulkanów.Przewracały pokłady skał niczym pościel na łóżku.Na tym terenie głównie w paleozoiku.- Nie wiedziałem, że jesteś taki dobry z geologii.- Nie jestem, ale jak człowiek spędza całe życie wiercąc dziury w tej cholernej ziemi, to się w końcu czegoś o niej nauczy.Brygadzista podszedł do nas z bryłką mokrej gliny w rękach.- Panie Thrush, wygląda na to, że naprawdę dowierciliśmy się do jaskini.Mniej więcej na poziomie siedemdziesięciu stóp pod ziemią.- Jaką może mieć głębokość?- Trochę mniej niż siedemdziesiąt sześć stóp.Oczywiście w tym punkcie, gdzie przebiliśmy strop.W innych miejscach może być głębiej.- Czy możecie wywiercić szerszy otwór? - spytał Carter Wilkes.- Co proszę?- Chyba słyszałeś? - burknął jak zwykle szeryf.- Czy możecie wywiercić szerszy otwór, taki, żeby zmieścił się w nim człowiek?- No, tak - niepewnie odparł brygadzista - ale po co? Pan Thrush powiedział mi, że chcecie tylko pobrać próbki wody.- Dla was to chyba bez znaczenia, za jaką robotę bierzecie forsę? - westchnął Carter.Robotnik przesunął kask z tyłu głowy na czoło.Był młody, miał szeroki, byczy kark i schludnie przycięte wąsy.- Proszę pana, nikt z moich ludzi nie zejdzie na dół.Nie zrobiliśmy wstępnych pomiarów ani dokładnych wierceń i mówiąc między nami to cholernie ryzykowne.Nikt nie powinien tam schodzić, dopóki nie zagwarantujemy całkowitego bezpieczeństwa.- Nie mówię, żeby tam szedł któryś z twoich ludzi - stwierdził Carter.Brygadzista zamrugał oczami.- Szeryfie, nie mogę brać na siebie odpowiedzialności za nikogo.- O to też nie proszę.Chcę tylko, byś wywiercił do jaskini duży otwór, przez który będzie się mógł przecisnąć człowiek.Brygadzista popatrzył na Duttona Thrusha, spodziewając się, że ten odmówi szeryfowi.Ale Dutton przytaknął i polecił:- Do roboty.Mężczyzna wzruszając ramionami wrócił do urządzeń wiertniczych, przy których czekali robotnicy.Po krótkiej naradzie wiertło przesunięto o kilka jardów bliżej domu, gdzie miano zrobić drugi otwór, i włączono silnik.Gdy świder rozorał trawę i zaczął zagłębiać się w ziemię, spojrzałem na zegarek.Dawno minęła szósta.Oczy mnie piekły, jakbym w nie wcierał na przemian sól i piasek, za szklaneczkę whisky, ogień na kominku i ciepłe łóżko oddałbym swój ostatni grosz.Przebicie się przez pokłady ziemi i skał różnej twardości na siedemdziesiąt sześć stóp zajęło ponad godzinę.Gdy parę minut po siódmej zjawił się policjant z posterunku w New Milford z dużym termosem kawy, silnik zamilkł, a brygadzista oświadczył, że już prawie skończyli.- Przez te opady deszczu ziemia zrobiła się bardzo miękka - stwierdził, wycierając brudne ręce w jeszcze brudniejszą chustkę.- Już kilkakrotnie większe bryły osypały się do wnętrza jaskini.Niedługo otwór będzie gotowy, wystarczą trzy, cztery stopy szerokości.- Czy ściany wytrzymają? - spytał Carter.- Raczej tak, ale błoto będzie wam spadać na głowę - odparł mężczyzna.Szeryf uśmiechnął się do mnie obłudnie niczym starszy brat knujący coś przeciw młodszemu.- I co ty na to, Mason?- Ja? Chcesz, żebym zszedł na dół?- No, ty i Dan, i może jeden z moich zastępców do pomocy.Przecież nikt z nas nie wie tyle o tych krabach co ty.Nie pamiętasz, jak ten stwór się odwrócił i uciekł, kiedy go zawołałeś po imieniu?Nie wierzyłem własnym uszom.Nie miałem najmniejszej ochoty na włażenie w zababraną dziurę w ziemi, żeby stanąć oko w oko z monstrum, które trwożliwi i zabobonni już przed wiekami nazywali diabłem.Na całe życie wystarczy mi tego, co zobaczyłem przez okno werandy pani Thompson: straszliwy obraz wijących się, krwiożerczych macek i rogów.Tym bardziej nie paliłem się do oglądania szatana w rzeczywistej postaci.- Carter, z całego serca chciałbym ci pomóc.- Jasna sprawa.Dutton, masz jakiś dodatkowy kask?- Chyba ze dwa na tylnym siedzeniu samochodu.- Dutton, nie śpiesz się tak - wtrąciłem.- Nigdzie nie idę.Carter udał zdumienie.- Co takiego? Nie idziesz? Od samego początku tak się tym przejmowałeś, ciągle się kręciłeś pod nogami.- Jestem hydraulikiem.- Świetnie o tym wiem, nie musisz mi przypominać.Ale także intelektualistą, nie? Znasz się na takich historiach.Okultyzm, te sprawy, nie? Do diabła, rozumiesz więcej ode mnie z tego, co się tu dzieje.Musisz iść bez gadania.- Idąc tam wystawiam się na pewną śmierć! - krzyknąłem.- Jeśli ten cholerny szyb nie zwali mi się na głowę, to bóg-bestia mnie utopi! A jeśli mnie nie utopi, to pożre na surowo! Więc jak możesz przypuszczać, że się zgodzę?Carter popatrzył na Duttona wzrokiem, który mówił, że przekona tego rozpuszczonego bachora, żeby zrobił, co jest dla niego najlepsze.- Mason ma rację - włączył się do rozmowy Dan.- Nie możesz się po nas spodziewać, że pójdziemy tam bez żadnego zabezpieczenia.To samobójstwo.- Przecież wyślę z wami policjanta.- A może byś sam poszedł?- Ja? Muszę tu zostać i czuwać nad wszystkim.Odwróciłem się i zmierzyłem go lodowatym, twardym spojrzeniem.- Carter.Tylko jeden argument zmieni moje postanowienie i pójdę na dół, jeśli ty też pójdziesz.Carter wyraźnie się zmieszał.Popatrzył w niebo, potarł dłonią podwójny podbródek, chwilę ciężko oddychał niczym człowiek, który modli się o cierpliwość
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmikr.xlx.pl
|